I jak tu nie pisać, kiedy tyle się dzieje? Pisma, listy, petycje, felietony, analizy, pomstowania, zarzuty, sprostowania i co tam jeszcze! Legnica za sprawą konkursu na stanowisko dyrektora Teatru znalazła się w samym zgoła centrum życia kulturalnego Polski. Jak w amerykańskich dramatach sądowych, najpierw rozgrywka wstępna – dobór dwunastu gniewnych ludzi. Potem proces. U nas, na razie – oko cyklonu: w środku urzędowa powściągliwość i publicystyczny wir wokół. Ale niebawem zacznie huśtać.
Znajomy z papu już dzwonił i pytał, co tu się u nas dzieje. A redaktor @ktu w myśl zasady – źle czy dobrze – byleby głośno, z zaciśniętymi (?) zębami przytacza z pch24.pl tekst, któremu w radykalności i wyrazistości do pięt nie dorastają moje felietoniki z Piastowskiej (swoją drogą, ciekawe, który przybysz z Θέατρο Γαλαξίας rzuci się autorowi do gardła?).
Ledwo przeczytałem list kilkunastu legniczan do Prezydenta Krzakowskiego, światu objawił się kolejny – List otwarty Pana Michała Kuszyka w tej samej sprawie. I zaraz też wierszyk Anny Podczaszy.
No i jak tu nie pisać?
Wydaje się, że w tej sprawie strona, nazwijmy ją – teatralną – notorycznie popełnia mylny błąd, mieszając różne porządki. I po tej właśnie teatralnej i błądzącej stronie stanął autor Listu otwartego i, jakkolwiek mam wiele respektu dla Pana Michała Kuszyka, nie poniecham zakomunikowania tego, co myślę.
Zawiadamia się oto Prezydenta, Ministra, Marszałka o zaletach teatru, jego zasługach dla kultury, miasta, Polski (!), o artystycznych i edukacyjnych zadaniach, jakie teatr bierze na siebie, chcąc, o ile dobrze rozeznaję, obezwładnić adresatów i przytłoczyć ich tym wszystkim. Tak jakby Prezydent, Marszałek i Minister o tym nie wiedzieli.
Przecież płacą za to, co robi teatr i chyba wiedzą za co.
Wśród słów, którymi List otwarty piętrzy przed władzami ogrom zasług THM mających osłabić ich upór, pojawiło się słowo mocarne, magiczne. Autorytet.
Pan Michał Kuszyk, o ile dobrze zrozumiałem, mianował autorytetami (liczba mnoga) 36 dyrektorów teatrów i oper. Ponad 3000 osób i jeszcze aktorzy, pracownicy, stowarzyszenia i obywatele wyliczeni osobno, do korpusu autorytetów nie zostali włączeni. Wszystkie te podmioty apelowały do władz województwa o nieprzeprowadzenie konkursu.
Pozwolę sobie zwrócić uwagę, że sytuacja, w której z pewnością ponad miarę, i to bardzo – mnoży się autorytety (36 dyrektorów teatrów i oper lub ponad 3000 osób) – jest, delikatnie mówiąc nieporozumieniem. Ewentualnie można zrozumieć to inaczej. Jak w pojawiającym się niemal nazajutrz po Liście wierszu, który konstruuje vox populi. Ten zbiorowy głos, podobnie jak głos
36 dyrektorów teatrów i tak dalej…, miałby być może takim syntetycznym, wirtualnym autorytetem? Co jak co, ale ten niuans mógłby być uwzględniony w publicznym wystąpieniu przez osobę tych zasług i talentów, co Pan Michał Kuszyk. O poetce nie mówię.
Stawia Pan Michał pytanie: Czy Zarząd Województwa posiada większe kwalifikacje do powołania kompetentnej Komisji Konkursowej niż wymienione wyżej autorytety, pracownicy, stowarzyszenia, obywatele?
To, w zamyśle autora, jak należy przyjąć – pytanie retoryczne. Jak uczono, to takie niby-pytanie, na które się nie odpowiada, bo zna się odpowiedź albo w ogóle się na nią nie czeka.
Ale na to akurat pytanie odpowiedź istnieje i brzmi ona tak: Tak, Zarząd Województwa posiada większe kwalifikacje do powołania kompetentnej Komisji Konkursowej niż 36 dyrektorów teatrów i oper, ponad 3000 osób, pracownicy, stowarzyszenia, obywatele. I, dalej, odpowiedź prowadząc, przyznajmy, że ani pracownicy, ani stowarzyszenia ani też obywatele z pewnością nie mają kwalifikacji do powołania kompetentnej komisji konkursowej. Rzecz w tym, że, według tych pracowników, stowarzyszeń i obywateli, ponadto autorytetów – żadnej komisji w ogóle nie potrzeba jak i samego konkursu. Czyż nie?
Kto miałby mieć te kwalifikacje, jeśli nie Zarząd Województwa? Autorytet?
Przyglądając się dokładniej dystynkcjom użytym przez Pana Michała Kuszyka w jego Liście otwartym, zauważyłbym, iż pojęcie autorytetu z jego Listu otwartego ma znaczenie bliższe prestiżu lub poważaniu niż jakiemuś ścisłemu rozumieniu pojęcia.
Prestiż, poważanie to jednak coś zupełnie różnego niż autorytet, choć potocznie mogłoby być uznane za pojęcia sobie bliskie. I w związku z tym to, co, zdaje się w intencji autora Listu otwartego miało być skuteczną perswazyjną figurą, wymknęło się takiemu użyciu. Wprowadzenie pojęcia autorytet do pytania mającego sparaliżować Marszałka, a z racji otwartości Listu – stworzyć publiczną sytuację przewagi nad nim – zawodzi. Ponieważ Zarząd Województwa jest podmiotem tej relacji, w której pozostaje Dyrektor Teatru (każdy – nie tylko Jacek Głomb) i, najprościej mówiąc, wykonuje powierzoną mu władzę. Zaś uznanie że ten Zarząd, podejmując decyzję o konkursie, chce usunąć Jacka Głomba ze stanowiska dyrektora (jak głosi strona teatralna), wcale nie jest tak oczywiste, jak się podpowiada i ma wydawać. I nawet autorytet 35 dyrektorów teatrów i oper nie może zapewnić takiej implikacji.
Treść wykładu, jaki dalej zaproponował Pan Michał Kuszyk, zapewne oparta jest na jego doświadczeniach negocjatora i rozjemcy – jest tam mowa o zwyrodnieniach władzy i mechanizmach obronnych demokracji. Skoro istnieje demokracja, to wyłania ona władze wraz z ich i własnymi zabezpieczeniami. Władze więc nie pojawiają się w demokracjach, o ile dobrze to wszystko rozumiem, jako przybysz znikąd. Demokracje wyłaniają władze, bo są demokracjami. Między innymi w procedurach konkursowych.
Chyba, że nie są demokracjami, tylko demokracjami liberalnymi, ludowymi lub socjalistycznymi – ale tego jeszcze nie zarzucono Marszałkowi, Prezydentowi, Ministrowi, że znaleźli się poza demokracją bezprzymiotnikową.
W finale tego ustępu pojawia się taki passus: Bywa jednak, że odstępuje się od procedury konkursowej, gdy dotychczasowy dyrektor gwarantuje wymierne, pozytywne skutki swoich działań.
I tu ta wymierność i pozytywność działań jako kryterium czy przesłanka skutkująca odstąpieniem od konkursu jest kolejną retoryczną sztuczką. Pomiar (wymierność) i stwierdzenie pozytywności działań jest możliwe, gdy istnieją kryteria pozwalające tego dokonać. Tu zaś te i tak niejasne kryteria zostały odłożone na bok, aby zastosować czynnik równie niejasno zdefiniowanego jakiegoś kolektywnego autorytetu. Nie dopuszczam nawet myśli, że w tym wywodzie Pan Michał Kuszyk chce oddziaływać poprzez liczby (36 dyrektorów lub 3000 osób).
Nie w ilości racji rzecz przecież, lecz w mocy racji. Starożytni mówili: Ponderanda sunt testimonia, non numeranda.
Przypomina mi się (słabo) nauczanie o autorytecie zaproponowane przez J.M. Bocheńskiego w grubaśnym wywiadzie Jana Parysa z Éditions du Dialogue, gdzie rozróżniono w trudnych słowach autorytet epistemiczny i deontyczny, co przekłada się potocznie na autorytet wiedzącego i autorytet przełożonego.
Otóż autorytet według Bocheńskiego – to nie osoba (tym bardziej nie 36 osób), nie cecha osoby, ale relacja. Autorytet istnieje wówczas, o tyle, o ile istnieją mu ulegający. Trudno wprowadzać więc figurę autorytetu do sytuacji, w której, w dużym uproszczeniu, pracodawca ma zdecydować o wynajęciu kogoś do wykonywania określonej pracy. Tym bardziej, gdy ów pracodawca nie wzywa jakiegokolwiek autorytetu do swoich rozstrzygnięć.
Chyba nie oddaliłem się zbytnio w tym rozumowaniu od sytuacji Teatru z Legnicy?
Autorytetem (autorytetami?) dla Prezydenta, Marszałka czy Ministra nie mogą być dyrektorzy nawet i stu teatrów i oper. To nie oni wynajmą Jacka Głomba do kierowania teatrem i nie oni mu będą płacić. Tych 36 dyrektorów nie stanowi na pewno ciała nadrzędnego wobec Zarządu. Nie powołano ich również jako organ doradczy czy jakikolwiek w wykonywaniu przez Zarząd prawa w tym wypadku.
I to jest właśnie mylny błąd i mieszanie porządków, popełniane w tej wstępnej Grze o Tron.
Z ostatniej chwili:
Zarząd Województwa nie uznał racji autorytetów, ponad 3000 osób, aktorów, pracowników, stowarzyszeń i obywateli. Nie wpłynął także na Zarząd ani vox populi, ani argumentacja Listu otwartego.
Procedura rozpocznie się 16 lutego.
Adam Kowalczyk