List napisał Jacek Głomb

0
616

…I podpisał się pod nim jako przewodniczący KOD Legnica, prezes Fundacji Naprawiacze Świata.
Prosił, żeby upowszechniać.
Więc cytuję in extenso.

Drodzy Państwo,

kontynuujemy wykłady w ramach Latającego Uniwersytetu w Legnicy 26 lipca br. o godz. 17.30 w kawiarni “Ratuszowa” zapraszamy na spotkanie z europosłanką JANKĄ OCHOJSKĄ zatytułowane „Bierzmy sprawę w swoje ręce:, które poprowadzę.

Oczywiście po spotkaniu planujemy dyskusję. Wcześniej tego dnia o godz. 17.00 otworzymy na Rynku w Legnicy (naprzeciw głównego wejścia do Teatru) wystawę fotograficzną, zorganizowaną przez Panią europosłankę, zatytułowaną „Pushback jest nielegany. Pomaganie jest legalne”.

Będę wdzięczny za upowszechnienie tej informacji.

Pozdrawiam

Jacek Głomb, przewodniczący KOD Legnica, prezes Fundacji „Naprawiacze Świata”

Pogrubiłem kilka wyrazów.
Każdy jest wart namysłu.
Każdy cuchnie gwałtem. Podstępem.
Weźmy pierwszy – wykład.
To słowo zwykle było używane do sytuacji, gdy audytorium zasiadało naprzeciwko kogoś, kto ma coś do powiedzenia. Coś istotnego, coś, co miało także formę. Nie byle jaką przeważnie.
Pojawiało się słowo wykład w żargonie studentów, pracowników naukowych w takich frazach na przykład: profesor prowadzi wykład, idę na wykład, muszę zaliczyć kolokwium z wykładów.
Kojarzył się wykład, zależnie od wykładowcy (!) – z bolesną nudą albo gorączkowym notowaniem.
Wykładowca prowadził wykład – czyli w sposób usystematyzowany podawał wiedzę, którą posiadł, nierzadko sam poddał przez lata pracy jakiemuś porządkowi, spisał w skrypcie, podręczniku lub naukowym tomie. Także intuicje i podejrzenia. I oczekiwał przyswojenia wykładanej rzeczy w zaproponowanym/narzuconym porządku – z użyciem właściwych pojęć, znajomością zależności, chronologii itp.

Wykładowca…

…to był zwykle profesor, doktor, docent – oblatany w swoim rzemiośle człowiek, ostrożny, odpowiedzialny za pielęgnowaną przez siebie dziedzinę, za słuchaczy, których w nią wprowadzał i potem z niej egzaminował, za etos naukowca. Za uczelnię w końcu, bo czasami bywał/stawał się dziekanem, rektorem.
Wykład – to słowo dostojne, poważne. Kiedy przypominam sobie wykłady – znanego także w THM Bogusława Bednarka – choćby ten z nagrania istniejącego w zasobach teatralnych, a słyszałem ich na żywo o wiele więcej,

szastam nogami
i mówię:
– dzień dobry panie profesorze

Tak w myślach, tak w duchu.
Tak w duchu Zbigniewa Herberta – z najwyższym szacunkiem dla wszystkich wykładowców, których dane mi było słuchać.
Wykład! W Ratuszowej!
No, panie przewodniczący, panie prezesie! Słyszałem ich kilka w tej restauracji i, jako żywo, to nie były wykłady!
Czy wykładowcami chciałby pan, prezesie, nazwać obywatela pułkownika Mazgułę, redaktorkę Beatę Tadlę, Adama Michnika (odpowiedzialnego za wydrukowanie Listu Putina do Polaków w GW) albo (dwukrotnie prawomocnie skazanego) Józefa Piniora?
Jakie to nauki, jakie dyscypliny ogarnęli owi wykładowcy wysiłkiem swego intelektu, pracowitości, przenikliwości?
No, litości!
Uniwersytet Latający – podkreślenie drugie.
W historii miał dwie postaci. Pierwszy – ten dla pań, którym wzbraniano uczyć się, czemu tak wspaniale oparła się Maria Salomea Skłodowska. Następnie Curie.
Drugi – ten z prlu.
Niebezpieczna impreza, grożąca przykrymi następstwami.
I te kawiarniane pogaduchy porównuje się do tamtej konspiracji? Te, niejednokrotnie okropne banialuki wygłaszane w Ratuszowej miałyby być w jakimkolwiek stopniu zbliżone do opisu działań UL, który znajdujemy w liście prymasa Wyszyńskiego do szefa Urzędu do spraw Wyznań: Jest to rozpaczliwa obrona swego prawa do prawdy i prawa do obrony ?
Przywłaszczenie sobie teraz w Legnicy tamtej nazwy kojarzącej się z zatrzymaniami, prowokacjami, pobiciami przez aktyw, sprokurowanymi przez władze prlu jest jak próba przedzierzgnięcia się wilka w złote niemal – runo.
Przy pushbacku trzeba także chwilę się zatrzymać, bo to angielskie słowo w polszczyźnie brzmi niepoważnie i jakoś mało strasznie. A ma być strasznie.
Wypychanie – tych, którzy przekroczyli nielegalnie granicę – przepycha się z powrotem tam, skąd przyszli. Nie zatrzymuje do wyjaśnienia, nie strzela, w powietrze, oczywiście, tylko siłą pcha za linię granicy.
Można sądzić, że skala zjawiska, to znaczy – prób nielegalnego przekroczenia granicy uniemożliwia inne potraktowanie sprowadzanych na granicę ludzi.
Posłanka Ochojska oraz inni uwijający się przy temacie bardzo starają się przylepić do słowa pushback najbardziej ohydne skojarzenia. Rzecz jednak nie jest wcale ani tak ohydna, ani tak prosta jak chciałaby Janina Ochojska. Zauważmy także, że w liście Jacka Głomba nie ma osób poddanych pusbackowi. Osądzone ma być zjawisko, działanie samo. Jakby sprawa była czysto intelektualna, pojęciowa, oderwana od polityki wewnętrznej i zagranicznej. Jakby miała dotyczyć nikogo.
Ciekawym byłoby zastanowić się, czy rzecz dotyczy migrantów, emigrantów, wychodźców, nachodźców, pracowników (?) zarobkowych.
Ustalenie, kogo pushback dotyczy nie jest bezzasadne. W sam akurat – rozważanie na wykład.

Ale jednak…

…kogoś ten pushback dotyczy. Skądś tam i po coś na wschodnią granicę Polski ci ludzie są zwożeni, przepychani na naszą stronę, na stronę litewską.
Międzynarodowe organizacje zajęte losem zagubionych dżdżownic, trudnościami w nawigowaniu motyli, składem chmur pyłu i temperatury ziemskiej atmosfery mają szerokie pole do działania – handel ludźmi i nielegalne eksportowanie azjatyckiej i afrykańskiej biedoty do Europy.
W gadaniu o pushbacku nie bardzo widać ludzi, a wyraźnie – chęć wskazania winnego.
Chęć obwinienia.
To czytamy w zestawieniu nielegalne – legalne.
Legalne
jest po stronie Janiny Ochojskiej, posłów opozycji, polskich europosłów z EPL, aktorów i aktywistów THM oraz spraszanych do Kawiarenki Obywatelskiej działaczy opowiadających o polskim faszyzmie (wyrażenie posła Franciszka Sterczewskiego – pamiętacie Państwo posła z reklamówką?) na wschodniej granicy (czaicie Państwo ten absurd?).
Nielegalne jest po stronie – no właśnie. Czyjej?
Wiadomo – służb granicznych, policji, wojska, terytorialsów. To oni jeżdżą zamaskowani po lasach w nieoznakowanych samochodach, straszą okoliczną ludność bronią, okłamują zatrzymanych, kradną dokumenty, no i pchają, wypychają, przepychają!
Na koniec wróćmy do wykładuBierzmy – to kolejne podkreślenie w liście.
To rozkaz, zachęta, polecenie, apel, mobilizowanie, wezwanie.
Czy naprawdę taki tytuł spotkania w restauracji Ratuszowa zapowiada coś, co można nazwać wykładem?
Przecież to oczywista agitacja, mobilizacja. Ogłoszenie dżihadu.
Powodem są zbliżające się wybory…

…i otwieranie kolejnych pól konfrontacji – w tym wypadku – odgrzewanie tematu trochę schłodzonego od czasu tamtej Kawiarenki Obywatelskiej, podczas której Aleksandra Listwan rozmawiała z Katarzyną Odrowską o sytuacji na wschodniej granicy Polski.
O grozie na wschodniej granicy Polski.
Byłem, słyszałem, widziałem, wiem, o czym mówię.
Też było o nielegalności pushbacku oraz błąkających się po bagnach Polesia około 50 tysiącach ludzi (tyle mieści się na Stadionie Narodowym – taką miarą się posłużono wówczas w teatrze), co trochę się nie zgadzało, bo albo wypychano, albo jednak przechodzili (to było jeszcze zanim na granicy został postawiony płot) – ale już to zostawmy.

List napisał Jacek Głomb.
I podpisał się pod nim jako przewodniczący KOD Legnica, prezes Fundacji Naprawiacze Świata.
Prosił, żeby upowszechniać.

Proszę bardzo.

Adam Kowalczyk

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię