O fizjonomice piszą, że to pseudonauka. I chociaż pod tym hasłem przywoływany jest sam Arystoteles, nie da się obronić jej naukowości ani powagi, jaką cieszyła się naprawdę dawno temu. Wygląd twarzy nie decyduje o przynależności człowieka do określonej grupy charakterologicznej, a fizjonomicy, którzy chcieliby dzisiaj rozpoznać właściwości umysłowe człowieka na podstawie twarzy, zostaliby obśmiani. Chociaż, w czasach, gdy wróżka to oficjalnie uznany zawód – kto wie?
Wywoływanie tej starodawnej dyscypliny jest spowodowane uruchomionym po raz kolejny, jak zwykle – hejterskim ciągiem zapisów i wypowiedzi komentujących spotkanie legniczan z Mateuszem Morawieckim w Letii.
Oczywiście Fakt, wp.pl, X, tvn24, ale też i lokalne portale i pióra szydzą z każdego wypatrzonego szczegółu spotkania w legnickiej Letii. Można by pomyśleć, że dziennikarze pojawili się tam właśnie i tylko dlatego, żeby podchwycić jakieś powody do naigrawania się i przytyków.
Tego domysłu dałoby się bronić przy pomocy coraz głośniejszego epizodu, którego bohatera nazwać tutaj sobie można roboczo Pan z colą.
Pan z colą już w niedzielę wieczorem stał się bohaterem Faktu a za nim wp.pl. Chciał jakoby zadać pytanie premierowi, lecz złapany za ręce i niedopuszczony do głosu musiał poddać się sile siły.
Tak piszą na wp.pl za Faktem. I kłamią. Przegląd zdjęć dostępnych w internetowych portalach żadną miarą nie pozwoli na znalezienie bohatera epizodu ani przed przybyciem Mateusza Morawieckiego, ani po rozpoczęciu jego wypowiedzi.
Pan z colą pojawił się nagle i od razu stał się uciążliwie głośny. Zaczął coś mówić, stojąc za plecami wszystkich zebranych, nawet znudzonych dziennikarzy, którzy następnie relacjonowali występ Pana z colą tak, jakby widzieli wszystko od początku.
Nie widzieli.
Pan z colą rozkręcił się około godziny 15.37, gdy trwało wystąpienie M. Morawieckiego.
To znaczy do części, którą przeznaczono na rozmowę i pytania do premiera miało upłynąć jeszcze około dwudziestu minut. Pan z colą zaczął przeszkadzać słuchającym, ci więc usiłowali go uspokoić. Trzeba było widzieć, jak rączo podążyli do rejestrowania zdarzenia dziennikarze Faktu, tvn24, szef tuLegnica, dziennikarz Radia Wrocław.
Ho, ho! Co to za ruch się zrobił, a ścisk, a nerwy. Brodacz z Faktu obiecywał kopniaki w twarz.
Pan z colą salę, koniec końców, opuścił w towarzystwie pana ze znaczkiem SOP w klapie marynarki.
Fakt i wp.pl za nim nazwał epizod awanturą. Premier Morawiecki na chwilę nie przerywał jednak wystąpienia, bo rzeczy całej nie zauważył i nie usłyszał. Nie było żadnej, w rzeczy samej, awantury, nie było niewygody trudnego pytania.
Jest za to próba zafałszowania wydarzenia. Jak to zakłamany Morawiecki bez serca skrzywdzonego Polaka zlekceważył, a zaczadzeni nienawiścią zwolennicy PiSu sponiewierali na dodatek człowieka, co się o sprawiedliwość upomnieć przyszedł.
Podczas spotkań z Rafałem Trzaskowskim, Małgorzatą Kidawą-Błońską, Janiną Ochojską czy wykładów Uniwersytetu Latającego albo Kawiarenek Obywatelskich, albo KOD – wszystko pod marką PO – nie działy się takie zdarzenia.
Raz, pamiętam, gdy podczas masówki KOD pomiędzy dyrygujących tłumem Jacka Głomba i Pawła Palcata weszła pani Krystyna Sobierajska ze skromną karteczką A4 z napisem Popieram polski rząd. Ruszył zaraz ku niej z kodziarskiego tłumu krewki gość, kartkę wyrwał, podarł i nadzwyczaj agresywnie gestykulował, i wyrażał oburzenie.
Poza tym zdarzeniem, o którym stale trzeba przypominać miłującym różnorodność tolerancyjnym kodziarzom – zwolennicy Donalda Tuska mają zwykle w Legnicy komfort spokoju podczas swoich imprez. Nawet tamtych urządzanych na pohybel władzy.
Nie bardzo jednak, jak można było zobaczyć w Letii, lubią, gdy w takim komforcie chcieliby spotykać się zwolennicy PiS.
Ciekawe, czy teraz, w tej szczęśliwej Polsce ujmą się za krzywdą Pana z colą i dopomogą mu w odzyskaniu praw odebranych rzekomo przez PiS.
Ciekawe, czy o tym coś napiszą.
Ciekawe.
Inną operację przedstawienia spotkania w Letii w dosyć koślawym kształcie podjął dziennikarz dwu lokalnych portali, relacjonując część Q&A w taki sposób, aby pytający wyszli na durniów, zaś Mateusz Morawiecki wykazał się słonią gracją.
Tym trudniej miał autor, że nie był obecny podczas spotkania (chyba się nie mylę?). Pewnie poznał jego przebieg z zapisu video, co nie byłoby, ostatecznie, niczym dziwnym. Jednak w swoim tekście niejednokrotnie sugerował, że wie i rozumie więcej niż wiedzieć mógł każdy, kto uczestniczył w spotkaniu. Niż mogła zarejestrować kamera i dyktafon.
Mało tego – relacjonujący pytania i odpowiedzi niezbicie rozpoznał i wykazał braki niektórych uczestników.
Mateusza Morawieckiego samego opisywał przy tym podkreślając jego postawy i wyrażenia pieczołowicie zgromadzonymi stwierdzeniami szczególnego stylu.
Więc premier przełykał żaby, przyklaskiwał i wspierał, apelował i podchwytywał, radził komentował i odpowiadał – oczywiście.
Natomiast pytający… . Żal się, Boże! Na tekturce wypisał cytat (niedokładny i z błędem), skarżą się, przypuszczają bezpardonowy atak, wyrażają niepokój o spuściznę po rządach ZP.
Dyć to jakieś, panie, okoliczne Janusze i Grażyny – lokalny aktyw gminny ledwo!
Pojawił się również w omawianej relacji bliski już fizjonomiki stosowanej współcześnie – motyw wieku uczestników: dominowali ludzie w wieku 40 plus.
Prawda.
Zawsze uważałem, że starcie PO vs. PiS ma charakter opozycji starzy – młodzi, a dokładniej starsi – młodsi. I rzeczywiście – wydaje się, że przedwyborczy wiec z Rafałem Trzaskowskim w legnickim Rynku zgromadził średnio młodszą publiczność.
Całkiem młodą publiczność wywlokła PO na ulicę Wiejską w stolicy czy NMP w Legnicy – aby robiła tumult zwany czarnym lub wierzgała pod Sejmem leżąc na bruku.
Teraz podlizuje się znów młodej publiczności, kasując oceny za zadania domowe oraz udostępniając pigułki poronne dziewczynkom.
Nie tamtym, oczywiście, które formowały wówczas czarne marsze. Te już podrosły i klaskały obecnie Rafałowi Trzaskowskiemu w Rynku.
Teraz, jak w romantycznej balladzie Goethego, Król olch (KO?) poluje na kolejne pokolenia młodości. Poluje, zagarnia, ogłupia, deprawuje. I tak w koło.
Ta młodszość poprzez styl wypowiedzi oraz komentarze nowoczesnych mediów mainstreamu pozycjonowana jest jako bardziej wartościowa niż zgredy w moherach.
Czar działa.
W końcu – fizjonomika.
Czytamy w Wikipedii, że w XXI wieku fizjonomika i jej dziedzictwo wciąż funkcjonują. Jej ślady znajdziemy w antropometrii i ortodoncji, w technikach rekrutacyjnych, w psychologii wyrazu, osteologii, miologii, organologii, kryminologii oraz wielu innych dziedzinach.
Na podstawie komentarzy do zdarzeń z udziałem zwolenników PiS, nie tylko w Legnicy, można by dodać, że ratujące się przed upadkiem portale utrzymują stale otwarte i niemoderowane strony, które oddają amatorsko i z zapałem uprawiającym fizjonomikę zapaleńcom.
Komentatorzy więc, zwykle zabezpieczeni przezabawnymi nickami, ustalają na podstawie zamieszczonych zdjęć, jacy to ciemniacy schodzą się na spotkania pisiorów.
Czytają z ich twarzy jak z książki, rozpoznają – głównie wady, także wiek, rodzaj zainteresowań, zawód oraz w szczególności – poziom IQ. Sięgają przy tym wyżyn spostrzegawczości, przenikliwości, zdolności analitycznych, wiedzy, demonstrując wyostrzony talent satyryczny – choć w najgorszym guście.
Dziw, że kryją się za tymi swoimi pseudonimami. Ileż by pożytku miały policje i służby bezpieczeństwa z takich przenikliwych indywidualności!
Może trochę szkoda, że z takimi talentami tak wiele czasu spędzają na oglądaniu zdjęć.
Może wyłącznie na oglądaniu zdjęć?
I unikaniu lustra.
Niebawem zostaną jednak zastąpieni przez algorytmy wyspecjalizowane w zadaniu określania cech człowieka z wizerunku twarzy.
Ponoć posługuje się takimi chińszczyzna zwana TikTok.
Donoszono niedawno, że w samych Chinach TikTok ma zupełnie inny charakter niż wersja rozpowszechniona na świecie. W Państwie Środka jest to aplikacja służąca dzieciom i młodzieży do edukacji. Natomiast wersja na świat wygląda jak graciarnia zawalona głównie produktami milionów szukających indywidualnego wyrazu nastolatków.
Na których różne firmy robią bajeczną kasę. Fizjonomikę przejęły maszyny. Bezwzględna sztuczna inteligencja.
Komentatorom internetowych doniesień pozostaje inteligencja własna. Rzekoma.
Adam Kowalczyk