Powoli opada kurz po wyborczej zawierusze. Prezydentów mamy czterech. Można spokojnie przygotowywać się do kolejnej kampanii wyborczej.
Pierwszym prezydentem jestem ja. U siebie. Staram się przynajmniej trochę być niezależny. Choć zamachy na moją niezależność zdarzają się często. W niedzielę wyborczą pewien przedsiębiorca spod Złotoryi, prywatnie przyznający, że woli Hitlera od Dudy, a sąsiadów z wioski w której mieszka traktuje jak podludzi, chciał mi przy wieczornym spotkaniu, dyktować co mogę a czego nie mogę publikować w swojej gazecie. Taki dyktatorek-hitlerek. Ale na razie prezydentem u siebie jestem, więc może mi skoczyć. Ja jemu zresztą też, bo przecież on u siebie także jest prezydentem.
Drugim prezydentem jest Mariusz Max Kolonko. I to dobra koncepcja. Niski koszt machiny wyborczej (jakaś kamerka, opłata za łącza internetowe itp.) i można spokojnie rządzić. Nie obserwuję relacji z Kolonkowego Pałacu Prezydenckiego, ale chyba jest dobrze.
Trzecim prezydentem jest Rafał Trzaskowski. Na fejsbuku. Wygrał tak mniej więcej 90:10. Generalnie zaorał internety. W sumie dziwię się, że wyborcy Pana Rafała są zawiedzeni wynikami „w realu”, przecież tam gdzie toczyli walkę, wygrali.
W wyborach realnych wygrał Andrzej Duda. Wiem, że wśród Czytelników mam też totalnych pesymistów i nie zgodzą się z tym co napiszę poniżej. Wiadomo, płaska ziemia, folie, pandemie, 5G. Ale ja będę się upierał: jedno jest pewne, za pięć lat z małym kawałkiem Andrzej Duda nie będzie prezydentem.
Wyborcy, którym nie podobają sie niedzielne wyniki niech zrobią krok w tył, wykasują poniedziałkowe komentarze i poczytają, myślę, że sensowny, tekst Aleksandra Twardowskiego na fb. W zasadzie nic nowego, sam powtarzam te tezy od pięciu lat. Ale mogę nie mieć racji…
Marek Szpyra