Siedmiokrotnie, zamaszystym ruchem przeżegnał sie kierowca busa-„marszrutki”, gdy wjechaliśmy z Gruzji na teren Armenii… I tak zaczęła się nasza podróż – rajd po armeńskich drogach. Jednak wierzę w cuda, ponieważ w dziurawej jak ser gouda drodze ten kierowca ani razu nie zaliczył wpadki i połamania zawieszenia, zgubienia resoru itd…
Widoki po drodze niezbyt nastrajały. Tuż przy chodnikach lub przy samej jezdni mijaliśmy niekiedy cmentarze i groby. Na szczęście były też te inne, piękne widoki. Przełęcze, góry pokryte śniegiem, przepaście i doliny w promieniach słońca.
ERYWAŃ…
… może nie jest tak bardzo obfitym w zabytki miastem, ale ma swoje perełki i tajemnice… Rok 782 to bliżej określona data założenia tego miasta. W roku 310 N.E.- król Armenii Tiridates III dał początek chrześcijaństwu ustanawiając je religią państwową, co czyni Armenię najstarszym chrześcijańskim państwem świata. Obywatele Armenii to Ormianie. Najbardziej popularne imię męskie: HAJK, według przesłań ludowych to protoplasta samego NOEGO, konstruktora biblijnej arki. W latach 1895 – 1915 – Turcy Osmańscy zabili około 1,5 miliona Ormian w tzw. czystkach etnicznych. Było to największe ludobójstwo w dziejach.
Arka Noego…
… i góra Ararat. Aby zobaczyć Ararat musiałem przyjechać do Erywania. Ale to nie takie proste, gdy się poszukuje świętej góry na własną rękę. Jest widoczna z każdego okna domu w Erywaniu, ale aby ją zobaczyć w całości, jak na dłoni to zaliczyłem prawie wszystkie stacje metra w poszukiwaniu najlepszego miejsca do fotografowania. Znalazłem ten punkt – KASKADE – Erywań. Pokonując 632 stopnie wspiąłem się na najwyższy punkt widokowy. Widok na święta górę Ararat, na panoramę miasta i na duży okazały domo-gmach „La maison de Charles Anznavour”. Ten sławny piosenkarz jest z pochodzenia Ormianinem i mieszka tutaj w każdej wolnej chwili.
Koniaki i wina
Armeńskie koniaki i wina należą do elity światowej ze względu na specyfikę smaku i dojrzewania winorośli. Przecież aż dziewięćdziesiąt procent terytorium tego kraju leży powyżej 1000 m.n.p.m. Ogromny wybor i trudny. Czego sprobować? A już kuchnia i przysmaki ormiańskie… To trzeba samemu doswiadczyć – czyli jadłem i piłem i dobrze sie bawiłem…
Ceny
Bardzo przystępne, znacznie taniej niż w Gruzji. Ludzie bardzo gościnni, serdeczni i opiekuńczy. Potrzebują turystów, bo gospodarka i jej rozwój są blokowane przez Azerbejdżan i Turcję, które to kraje zamknęły granice. Pomimo zbrojnych konfliktów z Azerbajdżanem o Gorski Karabach, Armenia jest krajem bezpiecznym. Nocleg w dobrym hostelu (ze śniadaniem) w pokoju jednosobowym to równowartość 40 PLN lub 55 PLN dla dwóch osób. Obiad przeciętnie 10- 20 PLN.
Vanadzor
Z Erywania udałem się do Vanadzor, miasta w północnej Armenii, w śródgórskiej kotlinie Małego Kaukazu, położonego na wysokości 1350 metrów. Populacja 120 tysięcy, duże bezrobocie. Podstawa bytu ludności – handel. Tutaj znalazłem oazę spokoju i ciszy oraz dobre jedzonko, które docenili też turyści z Francji i Wielkiej Brytanii, podróżujący rowerami. Wszyscy narzekaliśmy, że potrawy tak smaczne, że nie można się było „zatrzymać” w jedzeniu. Do Vanadzor przywiózł mnie taksówkarz starego, czterdziestoletniego BMW – Hajk, kierowca, któremu zapłaciłem wcześniej umówioną kwotę 25 euro (za 160 km). Po drodze tankowaliśmy gaz, kierowca i ja odeszliśmy na odległość jakieś 50 metrów od samochodu, bo zdarzały się wybuchy… I w tym momencie uświadomiłem sobie, że przecież jeździłem autobusami komunikacji miejskiej w Erywaniu (pojazdami pamiętającymi Breżniewa i Chruszczowa), które na dachu miały zapasy gazu w butlach gazowych. Trochę to ustrojstwo przypominalo „katiusze” z II Wojny Światowej, gotowe do ataku…
W ubiegłym roku Armenię odwiedziło lekko ponad milion turystów. Liczba chętnych wzrasta. Nie czekajcie, wybierzcie się tam. Najlepiej do Kutaisi (Gruzja) samolotem z Katowic (od 300 PLN w obie strony) i dalej do Tbilisi busikiem za 80 PLN, a następnie do Erywania za 60 PLN. Żadnych wiz, żadnych deklaracji, ale paszport obowiązkowo.
Bardzo ciekawa relacja z cennymi informacjami.Gratulacje.