Azja…

0
938

 …jam ciebie zawsze kochała! Ewa Nowowiejska

Chciałbym napisać o Rosji, którą kochałem i Rosji, która mnie zdradziła – tak rozpoczął Łukasz Drewniak swoje felietonowe pożegnanie Sznurowa.
Podobnego chyba zawodu doznał Jacek Głomb, który domagał się sprostowań po swojej produkcji Dwadzieścia lat po/Twenty years after/ Двадцать лет спустя, kiedy rosyjska telewizja Zwiezda zaraz po legnickiej imprezie poinformowała widzów, że w Legnicy tęsknią za Rosjanami.

To by warto stale przypominać, bo takiego przypominania, w Legnicy zwłaszcza, nigdy dosyć – przypominać, jak naiwnie w swoim oświadczeniu napisał wówczas o tej telewizji: niszowa. I jak przy okazji tego nieoczekiwanego doznania zawodu usiłował pomniejszyć jego dotkliwość atakiem na polityków prawicy. Wszystko do sprawdzenia w internetach.
Dzisiaj, teraz – kiedy dziura po ruskim kulfonie na Placu Słowiańskim robi się coraz większa, coraz wyraźniejsze staje się, na co stawiali i czym w imieniu, nie własnym przecież – chcieli ryzykować w swoich sympatiach wdzięczni mieszkańcy miasta Legnicy. Także i to, jak dotkliwie odczuwają takie zdradliwe zachowania Sznurowa czy Michałkowa uwiedzeni rosyjską kulturą poza Legnicą.
W Warszawie. Krakowie.
Nie powiem, uwielbiam Mistrza i Małgorzatę, a w reżyserii Macieja Wojtyszki właśnie – tę dawną telewizyjną realizację (Holoubek, Dymna, Zapasiewicz, Englert, Przegrodzki, Bradecki – cała ekstraklasa) i nie zabroni mi nikt ani czytać, ani oglądać (jest na vod.tvp.pl).
Ale dieta zwykle nie wyrządza szkód albo, gdyby podjąć medyczną stylistykę Agnieszki Holland (nacjonalistyczno-wielkorosyjski gen) – odrobinę higieny nie zawadzi.
Trzeba tu zauważyć wnikliwość reżyserki, która choć od totalnego kancelowania się dystansuje, powiedziała między innymi: Nie możemy z jednej strony bojkotować oligarchów, zamrażać ich majątki, a z drugiej tolerować, by filmy wyprodukowane za ich pieniądze trafiały na czerwony dywan. Propaganda putinowska natychmiast by to wykorzystała.
Czujność, jakiej zabrakło legnickim twórcom 20 lat po.
Ale, by wrócić do rozczarowań i poczucia bycia zdradzonym – świeży felieton Macieja Wojtyszki z wyznaniem miłości do sztuki rosyjskiej współbrzmi z wcześniejszym tekstem pożegnania ze Sznurowem. I wyszydzoną w ostatniej dbacie w THM oceną pomysłu ministra Glińskiego.
Choć przecież minister Gliński wyraźnie powiedział o nieuczestniczeniu w sferze publicznej w kulturze rosyjskiej i nie wzywał do palenia książek lub darcia nut z dziełami Rosjan.
Pobrzmiewają w tekstach obu publicystów tony niedalekie refleksji Karoliny Lanckorońskiej z jej Wspomnień wojennych, gdy pisząc o swoim pobycie w Ravensbrück przypominała sobie Bacha, Beethovena, Hölderlina i Dürera – artystów tej samej nacji, która trochę po nich – uczestniczyła w budowaniu, obsłudze kacetów i okrutnych eksperymentach na własnym człowieczeństwie i innych ludziach.
Maciej Wojtyszko mówi, że w bombardowanym Londynie grywano Wagnera, by dać do zrozumienia Niemcom, że nie walczy się z ich kulturą, lecz nimi samymi. Dokładnie to samo czytałem gdzieś
o J.S. Bachu – w kraju napadniętym przez Niemcy hitlerowskie, Związku Sowieckim, nadawano w radio muzykę Johana Sebastiana, aby czcić w jego dziele Sztukę.
A może to było o Beethovenie (też Niemiec)? Już nie pamiętam czy Iwaszkiewicz, czy Łobaczewska?
Tak czy owak – miłość do sztuki się wyznaje i wywołuje, aby wznieść ją, sztukę – ponad powszedniość. Jej nieprzemijalność ponad tą okropną doczesnością.
Wojna to jedno, mówi się – wywołują ją i w niej uczestniczą gotowi na zabijanie, a sztuka – to drugie, i tu o staranność w rozróżnianiu wykonawców się uprasza.
Taka figura: artysta z narodu, który urządza barbarzyństwo sąsiadowi, nie musi być pociągany do odpowiedzialności ani obejmowany odium.
Pojawia się więc szereg nazwisk wielkich: Czajkowski, Rachmaninow, Strawiński, Szostakowicz, Prokofiew, Nabokov, Babel, Mandelsztam, Bułhakow, Achmatowa, Pasternak, Szwarc.
Olbrzymów, bez których światowa sztuka nie byłaby taką, jaką jest.
Prawda.
Ale z tego szeregu chyba trzeba by wyjąć niektórych – Rachmaninowa, Strawińskiego, Nabokova. Jakoś na tę ich rosyjskość spojrzeć – nie tak wprost. I wskazać ich nagrobki w NY, Wenecji, Montreaux, a nie pod murami Kremla. Wskazać tak samo, jak brak grobów Mandelsztama czy Babla.
Czy to coś oznacza? A Majakowski?
Albo oni się zaparli, albo ich się wyparto. Zatruto życie, ignorowano – byli wykańczani, uciszani, skazywani na niebyt, yничтожение.
Szereg przypomnianych, i innych jeszcze wielu – tworzyli te swoje wspaniałości, gdy carowie i następujący po nich władcy tam, na wschodzie, podbijali kolejne ludy, zawłaszczali ziemie, ekspediowali całe narody o tysiące kilometrów, mordowali, eksploatowali, słowem – prowadzili wojny i podboje, a te wspaniałe rosyjskie sztuki – literatura i muzyka, również trudny kunszt baletu i inne – kwitły. I zachwycały.
I głosiły wielkość Imperium (nacjonalistyczno-wielkorosyjski gen).
O kulturze zaś Chantów, Nieńców, Czukczów, Buriatów, Jakutów, Mansów, Ewenków, Ewenów, Jukagirów, Tofalarów, Ajnów z Sachalina – ludów syberyjskich i odleglejszych, pędzących swoje żywoty pod rozłożystymi skrzydłami dwugłowego orła – niewiele dowiedzielibyśmy się, gdyby nie prace polskich, choćby, zesłańców. Tych, których podaje Wikipedia w porządku alfabetycznym: Maria Antonina Czaplicka, Aleksander Czekanowski, Jan Czerski, Benedykt Dybowski, Wiktor Godlewski, Michał Jankowski, Ferdynand Karo, Edward Piekarski, Bronisław Piłsudski, Wacław Sieroszewski, Ignacy Sobieszczański.
Sowieckie ludy nierosyjskie (prof. E.Thompson), już z czasów czerwonej gwiazdy, co orła zastąpiła carskiego – także jakoś specjalnie nie były reprezentowane przez wspaniałą literaturę Rosji jako pierwszoplanowi bohaterowie, z którymi identyfikują się Petersburżany albo moskiewski czytelnik. Całkiem przeciwnie.
Progresywny nacjonalistyczno-wielkorosyjski gen rosyjskiej sztuki transportuje przez stulecia wciąż ten sam komunikat o Rosji.
To wyraźnie pokazała książka, o której niżej podpisany popełnił kiedyś w Piastowskiej Mentalność postkolonialną.

Za nowiutkim tekstem prof. Andrzeja Nowaka można powiedzieć, że telewizja Zwiezda uruchomiona została na urodziny Włodzimierza Iljicza Lenina. Taka zbieżność.
Natomiast Alieksiej Miller, zaproszony w 2013 roku jako gość 20 lat po, pytany o Rosjan w Polsce Wrócą, nie wrócą? zażartował: No wrócą. Jasne. Przynajmniej spróbują – jest uważany obecnie za nadwornego historyka Kremla.

Głoszone właśnie wyznania miłości do sztuki rosyjskiej kojarzą się z okrzykiem wypożyczonej do tytułu z Pana Wołodyjowskiego Ewy Nowowiejskiej.
Zakochanej ślepo w stepowym dzikusie szlachciance, której ta miłość jej samej hańbę przyniosła, ojcu śmierć straszną i zatracenie bratu.

Trzeba jednak uważać, komu oddaje się serce.

Adam Kowalczyk

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię