Słowa, słowa

0
344

Zauważyli Państwo, że w ostatnim czasie w słowniku podręcznym ludzi obecnie wykonujących władzę, a do niedawna do niej aspirujących – trochę się porobiło?

Za rządu Mateusza Morawieckiego politycy Platformy Obywatelskiej, która czmychnęła pod szyld Koalicji Obywatelskiej oraz pozostali pozostający w opozycji wręcz maniakalnie podkreślali swoją demokratyczność.

Posłowie demokratycznej opozycji, demokratyczna opozycja – stale i wciąż, i na nowo.
We wszystkich przypadkach – od mianownika do wołacza.

Demokratyczna opozycjo, przepraszam – władzo – gdzie jesteś?

Było w tym określeniu wiele zamiarów na raz.
Czynienie z pojęcia demokracji fetysza.

W myśl słownikowego znaczenia: przedmiotu mającego przynosić szczęście.

Jeśli coś było nazywane demokratycznym w rozumieniu ówczesnych użytkowników tego określenia – musiało gwarantować powodzenie w postępowaniu.
Ponadto miało immunizować ruch opatrzony takim określeniem i odgradzać od wszelkiej niedemokratyczności.
Skupionej, rzecz jasna, wokół PiS. Nazywanego też złem.
W takim także użyciu demokracja pojawiła się w nazwie KOD. PiS rzekomo demokracji zagrażał, szargał tę osobliwą świecką świętość.
Trzeba było jej bronić. Jak to wyglądało – widzieliśmy: tarzająca się histerycznie na ulicach pod Sejmem młodzież, czarne marsze tłumów rozgorączkowanych pań, wrzeszcząca wyzwiska Marta Lempart czy krewka staruszka zwana, zdaje się niesłusznie – babcią.
Były także, można powiedzieć – uszlachetniające redefinicje demokracji, o których w Piastowskiej już wspominałem.
Najbliższe nam wywodziły się z okolic teatru legnickiego, którego dyrektor stwierdził podczas jednej z konferencji prasowych, że demokracja to rządy w imieniu mniejszości.
Dokładnie to samo można było usłyszeć w spektaklu J_d_ _ _ _e Zapominanie.
O demokrację, demokratyczność upominali się więc ci, którzy przez osiem lat pozostawali poza możliwościami sprawczości z woli wyborców i ich demokratycznych decyzji. Trudno było im z tym stanem rzeczy się pogodzić: orzeczeniem demokratycznej w istocie procedury, którą nazywali chętnie, głośno i pokrętnie – demokraturą.

Obecnie pojęcie demokracji jest przez niegdysiejszych demokratycznych prymitywizowane przez sprowadzenie go do ordynarnego myślenia o zwycięskiej większości.

Zmowy słabeuszy niezdolnych do pokonania PiS.
Ale, jak mówią – nec Hercules contra plures.
I skoro jest taka plures – większość gotowa do formułowania uchwał, które następnie stają się w jej pojęciu ważniejsze niż ustawy sejmowe, myśl o reprezentowaniu mniejszości ulatuje prędko z głów niegdysiejszych demokratycznych podobnie jak pojęcie demokracji tak częste w ich uprzednich wypowiedziach.

Demokratyczna władzo – gdzieżeś?

Ale jest też nowy słownikowy myk, choć słowo w nim pojawiające się – takie bardzo nowe nie jest.
Dzisiaj błyszczy po lekkim tylko odkurzeniu.

Koperta.
Powracała wielekroć koperta w związku z panem ze Szczecina, który pod osłoną immunitetu cieszy się mandatem senatora RP już od ponad tysiąca dni.
I szydzi z zarzutów prokuratury nazywając je podrygami.
Powróciła koperta silniej w związku z powołaniem sejmowej komisji badającej wybory uporczywie, co ważne – nazywane właśnie kopertowymi.
Ta pokraczna ksywa nie ma związku z urzędową nazwą komisji, która brzmi następująco: Komisja Śledcza do zbadania legalności, prawidłowości oraz celowości działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2020 r. w formie głosowania korespondencyjnego.
Jednak pierwszy świadek w tej sprawieJarosław Gowin, którego pamięć podczas przesłuchań brykała jak Tygrysek ze Stumilowego lasu, stale używał zwrotu: wybory kopertowe.

Natomiast w odniesieniu do Bawarii, gdzie na mniejszą skalę i w związku z innymi decyzjami działo się jednak bardzo podobnie – kopertowo – równie starannie stosowano nazwę wybory korespondencyjne.
Jest w tych nominacjach czytelny zamiar nacechowania dokładnie takich samych czynności przeciwstawnymi notami.
Korespondencyjne – dobre. Kopertowe – złe.
Koperta,
czyż nie? – jakoś kojarzy się niefajnie, nie tylko, jak można sądzić, w Szczecinie.

A korespondencja – przeciwnie.
Pewnie, że długiej oficjalnej i karkołomnej nazwy komisji używać jest niełatwo, ale taka uproszczona nazwa – wybory kopertowe, zanim jeszcze cokolwiek zostało ustalone w pracach komisji – już działa jak infamia.
Ta nazwa jest już sama w sobie – wyrokiem.

Przysłuchiwanie się publicznej mowie może być interesujące.
To zajęcie uprawiane od dawna przez wielu badaczy: Victor Klemperer, Michał Głowiński, Michał Rusinek, Stanisław Barańczak, Robert Stiller, Eva Thompson, a na bieżąco nadzwyczajnie robi to od czasu do czasu Wojciech Stanisławski w Teologii Politycznej.

Słuchajmy uważnie.

Adam Kowalczyk

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię