Orzeł ponowoczesny

0
703

W BBC Earth emitują serial z 2022 roku pt. Morze Śródziemne: przyroda w potrzasku (oryg. Mediterranean – life Under Siege). Zajawka filmu głosi: W miejscu tym dzika przyroda od zawsze  musi adaptować się do wciąż zmieniających się warunków. Bohaterem drugiego odcinka był orzeł bielik (Haliaeetus albicilla), którego populacja nad Morzem Śródziemnym to ledwie kilka par.
Głównie z powodu coraz bardziej uciążliwej i zaborczej obecności ludzi.

Uciążliwa i zaborcza obecność ludzi w omawianym odcinku miała postać najzwyklejszych słupów z podwieszonymi przewodami elektrycznymi. Penetrująca tereny łowieckie samica bielika zostaje zabita przez prąd. Samiec do świtu towarzyszy martwej partnerce i z brzaskiem odlatuje.
Jako wdowiec.
Z wieku ptaków autorzy filmu wnoszą, że para miała za sobą dwadzieścia wspólnych lat i podają, że orły tak zazwyczaj żyją, więc bohater filmu ma przed sobą bardzo trudną przyszłość.
Orzeł odfruwa, a my wraz z nim, bowiem, jak się zdaje, gdzieś na plecach i w skrzydle ptak ma miniaturowe kamery, więc widoki są niezwykłe – z lotu ptaka, rzec by można.
Oglądamy zatem wybrzeża Grecji, gdzie, niestety, nie ma już orłów i zwracamy się na zachód – ku Italii. Tam, na klifach Ligurii, napotykamy niezwykłe tarasowe winnice nad kolorowym Cinque Terra, polujemy w morzu i zostajemy zaskoczeni, gdy przy rozdzieraniu złowionej ryby przylatuje nagle na kamienisty brzeg młoda samica bielika.
To znaczy – zaskoczony zostaje nasz bohater. Orzeł.
Samice są większe, a bohater nie ma ochoty na walkę, więc zostawia zdobycz i oddala się. Samica pojawia się jednak i przy następnym posiłku bohatera – padłym jagnięciu. I ponownie przejmuje kontrolę nad zdobyczą.
Teraz narrator filmu zauważa, że samica jest zbyt młoda, aby zostać na poważnie partnerką bohatera, dlatego ten po raz kolejny ją opuszcza.
I znów Morze Śródziemne z lotu ptaka, i pozostające bez odzewu krzyki samotnego orła ponad falami… .
Następnie mamy, jak to w filmie się zdarza – skrót: Trochę później… .
I obraz, jak do samotnego samca przylatuje ponownie – już dojrzała, gotowa do bycia panią orłową – samica. Chętnie wierzymy, że to ta sama – tamta, która ukradła bohaterowi złowioną rybę.
Chętnie, prawda?
Potem jest wspólny lot na północ, gdzie w ogóle nie występuje uciążliwa i zaborcza obecność ludzi. Obrazy jakby alpejskie, odludne doliny z cichymi jeziorami, majestatyczne szczyty górskie, lasy, niebo i obłoki jak z taniego landszaftu. Przyszłość zapowiada się pogodna. Para orłów oblatuje swoją nową krainę muskając końcami skrzydeł zieloną toń wody.
Optymizm.
Zwłaszcza, że narrator mówi o zasiedlaniu wybrzeży Morza Śródziemnego wyhodowanymi przez człowieka bielikami.
Jest nadzieja, że znów będzie jak kiedyś.
Koniec.

Technika zaoferowała twórcom tego filmu niezwykłe możliwości; nie wiadomo, czy orzeł ma w piórach kamerę, czy widoki z lotu to rejestracja z drona. Chociaż widzimy także jego głowę i czujne ptasie oko.
A może to efekt pracy AI – taka komputerowa złuda, że siedzimy na plecach orła?
A może to w ogóle nie ma żadnego znaczenia, jak wytworzono te zadziwiające obrazy. 

Ważniejsze wydaje się, że je wytworzono. Że je ułożono tak jak wyżej – z miłym początkiem, tragiczną perypetią, budowaniem napięcia i oczekiwaniem na pomyślne zakończenie – oczywiście zaspokojonym. Po drodze jeszcze dołożono smakowite wątki poboczne i lokalny koloryt Ligurii dla złagodzenia niepokoju. 
I w końcu – krzepiący epilog.
Tylko bohater nie jakiś tam Warren Beatty, nie Harrison Ford, lecz ptaszysko.
Orzeł.
Trudno nie zauważyć, że ta przemocowa, zaborcza, autorytarna ludzka cywilizacja w postaci słupów energetycznych jest niedopuszczalną ingerencją w świat – czyli naturę. Panoszenie się człowieka ma fatalne skutki dla świata – czyli natury, jednak przychodzi opamiętanie i następuje nie – zbawczy, to złe słowo – naprawczy, dla świata, czyli natury – zwrot.
Tytuł filmu zapowiada sporo przykrych przeżyć i ma znamiona nazwy obrazu dokumentalnego. Powinien jednak być inny, bo  film jest w istocie baśnią.
Filmową opowieścią o zbrodni, jej skutkach i próbach ich odwrócenia/naprawienia. Chciałoby się napisać: o grzechu, ale takie pojęcia tej opowieści nie mogą opisywać. Musiałyby iść za tym i żal, i pokuta, i zadośćuczynienie, i odkupienie – co oczywiście byłoby nie do zastosowania w tym niby-przyrodniczo-ekologicznym epyllionie.

Dlaczego przyrodniczy (z pozoru) film jest streszczany w dziale Kultura Gazety Piastowskiej?
Z powodu wspominanej tu (25.09) książeczki Maurizio Ferrarisa zatytułowanej Manifest nowego realizmu.
Charakteryzując postmodernizm (albo ponowoczesność czy postnowoczesność – według woli) autor, filozof posługuje się pojęciem realityzmu. Ten neologizm (od reality jako nazwy formatu telewizyjnego) oznacza w Manifeście…  quasi-rzeczywistość z wyraźnymi elementami bajkowymi. Jednym z mechanizmów realityzmu  jest, według Ferrarisa, dramatyzacja: bierze się coś rzeczywistego i przemienia w dramat odgrywany przez aktorów, czyniąc z niego półfikcję.
Po co? – to niewłaściwe pytanie. Rozważając powód powołania quasi-rzeczywistości, filozof mówi: Realityzm (…) ma w sobie pradawną potrzebę złudzeń, właściwą istocie ludzkiej, podobnie jak pradawne jest upodobanie do mistyfikacji i płynących z niej korzyści.
Innymi słowy lubimy świat uporządkowany, przewidywalny – rzeczywistość jest jak sen i nie może nas skrzywdzić.
W trakcie dyskursu Ferrarisa przywołany jednak zostaje film pt. Truman show: wszystko przemienia się w koszmar. Świat, mówiąc prosto, nie jest taki, jakim chcielibyśmy go oglądać w telewizorach lub jaki jest przepowiadany w ponowoczesnych koncepcjach czyli skonstruowany przez pojęcia filozofów czy wyobrażenia artystów, lecz cechuje się niemodyfikowalnością.
Stawia opór poznaniu.
Dalej nieco autor za pomocą innego obrazu filmowego ilustruje sposób myślenia ponowoczesnego. To Matrix: scena z befsztykiem (Wiem, że ten befsztyk nie istnieje…). Prawda nie jest ani możliwa do poznania, ani też nikomu nie jest potrzebna, sama ona nie daje szczęścia, a niemożność jej rozpoznania staje się powodem frustracji.
Szczęście może natomiast być pochodną mitu, czyli ułudy, opowieści interpretującej niepoznawalną, nieuchwytną rzeczywistość.
Rzecz jasna wykład Ferrarisa nie jest oparty wyłącznie na przykładach ze współczesnych filmów. Manifest nowego realizmu opisuje filozoficzne wypowiedzi – źródła postmodernizmu, wskazuje, jak się rozwijał i jak ostatecznie okazuje się niezdolny do rozróżnień podstawowych: utrzymania różnicy między prawdą a fałszem, między faktami a fikcją.
Dłuższy cytat na koniec, aby ominąć takie nazwy jak ontologia i epistemologia (czy wciąż uczą o tym  studentów?) i wrócić do filmu o orłach.
Postmodernistyczna podejrzliwość wobec postępu zakładała zgodę na myśl znajdującą swój paradygmatyczny wyraz w pismach Nietzschego; jego zdaniem prawda może być złem, a złudzenie dobrem, i na tym właśnie polega los nowoczesnego świata, którego istoty nie należy szukać w zdaniu „Bóg umarł”, ale raczej w zdaniu „fakty nie istnieją , tylko interpretacje”, prawdziwy świat bowiem w końcu przemienił się w bajkę.
Sklejenie wyprodukowanej przez BBC filmowej bajki o orle z wykładem filozofa jest, jak sądzę, dopuszczalne w niniejszym felietonie, który za recenzję książki Maurizio Ferrarisa w żadnym razie uchodzić nie powinien. Nie powinien również zostać zauważony jako krytyczna wypowiedź o telewizyjnej produkcji wsparta nieadekwatnymi narzędziami badawczymi (filozofia).
Zacytujmy raz jeszcze wcześniejszy fragment: bierze się coś rzeczywistego i przemienia w dramat odgrywany przez aktorów, czyniąc z niego półfikcję.
Czyli – półprawdę?
Bohaterem filmu jest orzeł. W ponowoczesnej propozycji opisu – osoba nieludzka.
Tak o spektaklu na aktora i psa w reżyserii i wykonaniu Pawła Palcata i jego psa Mani czytamy w @kcie: Duodrama z rewelacyjną rolą osoby nieludzkiej! Tu cytat jest cały w kursywie zamiast cudzysłowu, ale powyższe użycie tego kroju oznacza mój dystans wobec takiego spojrzenia na zwierzę.
Czy trzeba już się bać, że nazywam psa zwierzęciem zamiast osobą nieludzką?
W innej, równie niewielkiej i równie fascynującej książeczce zatytułowanej Koniec świata chrześcijańskiego francuska filozof(-ka?) Chantal Delsol opisuje przemiany, jakie wszyscy właśnie obserwujemy. Opisuje bez dramatyzowania i wyjaśnia z pomocą takich samych pojęć, jakie stosuje Ferraris. Jej spojrzenie na koniec świata chrześcijańskiego jest równie głębokie jak wgląd włoskiego filozofa w ponowoczesność.
W rozdziale zatytułowanym Ekologia jako religia powszechna pisze o nowych preferencjach ontologicznych i pojawieniu się na Zachodzie swego rodzaju neoanimizmu:
Dla dzisiejszego ekologizmu nie ma już istotowego rozróżnienia  między ludźmi a innymi bytami żyjącymi, ani między człowiekiem a całą przyrodą, w której on po prostu zamieszkuje, bez dominowania nad nią w jakikolwiek sposób.
Wszystko więc jedno, czy to Warren Beatty czy jakiś orzeł staje się bohaterem opowieści – produkcja BBC to taki sam romans z optymistycznym zakończeniem jak Love affair z odległych czasów fanatyzmu, pogardy klasowej i kapitalizmu.
Wspomniany Paweł Palcat, aktor legnickiego THM, obronił właśnie pracę doktorską (gratulujemy!) na temat obecności psa na scenie w duchu ekokrytyki.
Szczególny nacisk w swojej pracy położył na podmiotowość aktorki zwierzęcej i doprowadził do próby opracowania etycznej metody pracy z psem na scenie, a w przyszłości, być może, opracowania kodeksu etyki takiej pracy dla wszystkich teatrów chcących zaprosić osobę zwierzęcą do współpracy.
Ciekawe, czy dla orła i jego wybranki przyjęto jakieś etyczne metody pracy w tym filmie.
W zgodzie z nowymi preferencjami ontologicznymi – pewnie powinno tak być.

Polecam Krytykę nowego realizmu, Maurizio Ferraris (słowo/obraz terytoria, 2023) oraz Koniec świata chrześcijańskiego, Chantal Delsol (WAM, 2023).
Filmu BBC nie polecam.


Adam Kowalczyk

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię