Biało na czarnym

0
1167

Te graficzne kontrasty i ten dramatyczny slogan. Bez wyboru. Niewola.
Gdyby nie podpisy, można by zacząć się bać.
Ale podpis złożył i Axel, i Agora, TVN i Onet.
I to nie wygląda strasznie.

Brak Onetu czy TVN nie doskwiera. Wcale. Podobnie WP. I wcale nie dziwi ich milczenie.
To znaczy ten niemy krzyk.
Na dodatek te czarne ekrany z histerycznym ogłoszeniem jakoś, wydaje się, bliskie są wyczynom FB, Google, i tych innych. Dystrybutorzy czy może raczej – wytwórcy informacji – poczuli ostatnio przypływ mocy większy niż dotąd. I poczucie jeszcze większej bezkarności. Jak czytamy, Google skanuje całe biblioteki bez oglądania się na prawa autorskie, aby wytworzyć Kosmos tekstów i stać się jego Imperatorem. Nic sobie przy tym nie robi z procesów, które swobodnie wygrywa z usiłującymi proceder zatrzymać. Po zakneblowaniu Prezydenta Trumpa, zdaje się, że nie ma takiej siły, która by mogła cokolwiek zrobić, odwrócić, zatrzymać. Zobaczymy.
A teraz ta kolejna wrzawa podatkowomedialna.
Pierwsza była z powodu zakupów Orlenu. Najpierw oburzenie, potem składanie dowodów na kupienie ruiny od Niemców. Choć są i takie wypowiedzi, że to potężne narzędzie propagandowe. Czyli – jak w końcu?
Jeśli jednak Orlen zarabia obecnie blisko dziesięć razy więcej niż za władania PO/PSL, to może i ten słaby niemiecki geszeft też jakoś podniesie?

Słupki, kwoty, wykresy. Ciekawsze są jednak wypowiedzi. Wśród nich są takie, które bardzo udatnie łączą pojęcia wolnych mediów, wolności słowa i wolności w ogólności. Te o wolnych mediach mogą podobać się najbardziej. A wśród nich – tych zatrudnionych w RASP albo Verlagsgruppe Passau.
Ich serwisy wrócą jednak. Wrócą, spokojnie. Zobowiązania wobec reklamodawców, zobowiązania wobec linii politycznej czyli prowadzonej właśnie wojny, właściwie o wszystko – totalnej wojny, nie może obyć się bez nich. Stałego moderowania stanu świadomości i przebiegu, chciałoby się powiedzieć – toku publicznego dyskursu, ale to nieadekwatne wyrazy. Raczej jątrzenia i rozpalania ognia. Podsycania pożarów.
Ale i to pewnie nie jest aż tak bardzo straszne, skoro Wiliam Randolph Hearst swoim Journalem przyczynił się do wojny amerykańsko-kubańskiej (Potęga gazety jest największą siłą cywilizacji! Gazety decydują o ustawodawstwie i czuwają nad nim! Wypowiadają wojny!). To było jasne już dawno temu. Hearst nie owijał w bawełnę – mówił o sile, a nie prawdzie i wolności, jak te dzisiejsze miękiszony, które odwołują się do pojęć, które swoimi wyczynami dawno pozbawili znaczenia.
Czym bowiem jest prawda w pojęciu Onetu?
Czym wolność słowa w pojęciu tych, co wysłali gromadę gości, aby szarpali Latkowskiego za laptop?
Jak wygląda wolność wypowiedzi w świetle ostatnich decyzji dotyczących publikacji Michała Kleibera, Jacka Fairweathera, Wojciecha Roszkowskiego (gorąco polecam rozmowę z Erykiem Mistewiczem w Teologii Politycznej)?
Jak wygląda wolność, gdy banery z wpisanym w kształt serca dzieciątkiem uznawane są za kneblowanie wolności wypowiedzi zwolenników aborcji? A ich obecność na ulicach nazywana jest atakiem?
Gdy dzisiaj (jeszcze do 4.00 rano) czytamy: W tym miejscu powinna być nasza treść. Jeśli plany rządu się powiodą, możesz jej kiedyś nie zobaczyć naprawdę – mamy się zmartwić, ale rozpacz, w jaką moglibyśmy popaść z tego powodu nie byłaby trudna do zniesienia. Nie.
Byłoby gorzej, gdybyśmy stracili ogrzewanie albo ciepłą wodę w kranie. Naprawdę.

 

O. Bywatel

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię