Nie może być, jest lekko po siódmej rano a już 14 stopni plus… Centrum Legnicy. Przecieram zaspane ślepki, wychylam głowę z okna… i w tym momencie śmignęła mi przed oczami dwudrzwiowa. Latająca szafa sosnowa, leciała sobie chyba z czwartego piętra…
No nie może być. Tymczasem mebelek rozbił się jak rzymska galera z hukiem wystrzału Potiomkina u dołu mojego balkonu. No to dzisiaj Kaśka i Jarek przesadzili z kłótnią.
– Wynoś się eunuchu, precz z mojego łóżka i mojego mieszkania – krzyczała ona, Katarzyna Wielka, no bo kobitka nie powiem jakieś 190 wzrostu i wagi ciężkiej i on Jareczek drobniutki, chudzinka jakaś, gdy chciał spojrzeć jej głęboko w oczy to stawał na krześle.
Tymczasem akcja nabiera tempa, i ten że Jareczek zbiera to co wypadło z rozwalonej szafy. Swoje rzeczy, nie pierwszej nowości… Jeszcze zleciał na dół plecak Jarka.
Siedzące na ławeczce stare purchawki, babcie plotkary chórkiem.
– Ojojoj jaka miernota, to rzeczywiście nie kawał chłopa, a kawałek suchara.
– Krakersa – poprawiła druga.
Jarek tymczasem skulony pod balkonikiem wysłuchiwał słówek i sopranu swej kochanki, jeszcze lecą jakieś fragmenty garderoby i…
– Żebyś ty pokrako, impotencie nie wracał do mnie – krzyczała jego była, wyrzucając jeszcze jeden ciężki argument w postaci opasłej, obwiązanej paskiem walizki.
Babcie i Kaśka miały ubaw, gdy w tym momencie z rozbitej walizy wysypały się banknoty dolarowe, funtowe i euro czyli fortuna. Masa kasy.
– KOCHANIE, MILUTKI MOJ JARECZKU, ja tylko żartowałam – śpiewnym głosem z balkonu zawołała Julia do swego Romea, gdy ten tymczasem pakował do walìzki swój bankowy dobytek.
– Jakiż on przystojny, takiego kochanka wypędzać na ulice. Weźmy go do siebie -podsumowały babcie. Nic z tego, Jareczek pomachał rączką na good bye i The End. Zawiedzione purchawki i rozkojarzona Katarzyna trochę Mniejsza zaczęły wyliczać zalety Jarka, a jaki to był oszczędny i grzeczny, nie pijący.
Nagle w popłochu babuleńki nogi za pas i jak gazele afrykańskie zaczęły uciekać z miejsca zdarzenia, bo oto dwa dorodne byki rogate zaczęły przepychanke pod barem HORTEX i restauracją DON GIOVANNI. Byki walczyły tak zażarcie, że wpadły wraz z witryną w odwiedziny do DON GIOVANNIEGO. Zastanawiałem się o co tutaj chodzi. O jasna cholera, przypomniałem sobie, że kupiłem dla kumpla, producenta mleka w Niemczech – oryginalnej wielkości MUĆKĘ Kargulów w czarno-białe łaty. Ponieważ zabrakło miejsca w pokoju wystawiłem ją na balkon. Tak to natura przygnała dwóch amantów pod nasz piękny blok. Byczęta w ekstazie, zapatrzone w piękną MUĆKĘ przepychały się, co nie przeszkadzało gruchawce jednej poddać się czynnościom prokreacyjnym okazałego gruchala, gołębia, który regularnie co dnia obsrywał mój balkon. Nie, nie koniec zabawy. Na trawniku psia parka w wiosennym uścisku, a u sąsiada na innym balkonie kogut wybierał sobie partnerki chodząc dostojnie jak paw tylko z połamanym grzebieniem. Zmęczone byczki przestały się zalecać, bo oto podjechała policja rozpędzić to nielegalne zgromadzenie w centrum miasta. Nastała cisza jak makiem posypał, tylko z radiowozu słychać było – tu krycha, tu krycha odbiór …tu rycho, tu rycho słysze cie, – przysłać wam posiłki? noooo tylko nie mc donalda a z kfc przyslijcie.
Już wszystko kompletnie umilkło, gdy nagle dzwon katedralny wybił dwunastą w południe, w chwilę za nim dwukrotnie zabrzmiał prastary, piastowski hejnał z tuby. No i co powiecie? Moja MUĆKA na balkonie zaznaczyła swą obecność
– Mmmmuuuuuuuuuu….mmmuuuuuuuu…!!!
– Czyś Ty Bolo ocipiał, co to za muczenie – zapytała mnie moja znajoma, która piła herbatkę, a ja po setce rumu przysnąłem za stołem… Ech wiosna, wiosna idzie, pomyślałem sobie, patrząc łakomo na znajomą nieznajomą… Tylko skąd?
Bolesław Bednarz-Woyda
fot. Anastasia Budai
👍👍👍😁😁😁😁 Bardzo dobry tekst 👍😁
👍😊😊😊Kolejny wspaniały artykuł. Pozdrawiam Serdecznie Przyjacieu 👍👍👍😊😊😊
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam
Super! 🙂👍🙂👍🙂Pozdrawiam
To się uśmiałem!:))) Jak czytam,to w autorze tekstu drzemią niespożyte pokłady sarkazmu i dobrego humoru? Chwila za zapomnienie o coraz to nowszych obostrzeniach jakie nam władza zgotowała z przyczyn oczywistych. Ukłony i podziękowanie za iskrę nadziei w tej beznadziejności sytuacji.