Z Anią Bieryt i Piotrem Bieryt – muzykami grupy Sachiel po 4 latach od zwycięstwa w programie Must Be The Music rozmawia Sławek Orwat.
Moja znajomość z zespołem Sachiel rozpoczęła się kilka tygodni temu od takiej oto wiadomości, jaką po obejrzeniu ich najnowszego klipu zdecydowałem się wysłać tej przesympatycznej – jak się okazało – parze młodych artystów:
„Wybaczcie, ale muszę wam to napisać i uwierzcie, kieruję się tylko ogromną sympatią do muzyki, z jakiej pamiętam was z Must Be The Music. Ze smutkiem obejrzałem wasz nowy teledysk „Ponad chmurami”. Rozumiem, że czasy mamy ciężkie, a dla artystów potrójnie, ale błagam was, nie mając w tym poza szczerością żadnych interesów, wracajcie z tej drogi jak najszybciej. Ten mezalians z tym nurtem potraktujcie jak jedną z życiowych pomyłek, bo każdy ma do nich prawo. Proszę przyjmijcie te słowa nie jako atak, a jedynie cenną radę. Tym nowym nagraniem w moim przekonaniu zatracacie to, co gdyby pielęgnować, mogło was wynieść na szczyty. Podążając tą drogą, rozmywacie się w powodzi najniższych lotów gatunków i nawet jeśli wasze teksty stoją o kilka szczebli wyżej, to – wybaczcie za porównanie – siedząc w czymś, co nie jest wasze, zatrujecie z czasem swoją artystyczną wrażliwość, jaką zawsze mieliście i za jaką szanowałem was ja i zapewne wielu innych dziennikarzy muzycznych oraz radiowców. Pozdrawiam was i ufam, że odbierzecie tę krytykę właściwie.”
Po kilku godzinach od zespołu Sachiel nadeszła następująca odpowiedź:
„Witamy. Dziękujemy za konstruktywną krytykę. Zresztą ostatnio dostajemy wiele takich wiadomości. Tak, przyznajemy się do ogromnego błędu. Na początku faktycznie chcieliśmy spróbować zrobić nutkę w stylu dance, następnie chcieliśmy się z tego wycofać, ale niestety podpisany kontrakt na to nie pozwolił. No… nieważne. Wiemy, że to nie nasza droga, wiemy też, że cholernie trudno jest napisać tandetny tekst. Są słowa i wersy, które nie mogą nam przejść przez gardło i właśnie takich tekstów od nas oczekiwano, ale nie przebrnęliśmy przez to (na szczęście). A szczerze… spróbować zrobić taki numer disco, to tak jak próba skoku ze spadochronem z lękiem wysokości. Nie da się zrobić kroku nawet, jak się wie, że tak trzeba. Ale mniejsza z tym… Wiemy, że nie po drodze nam z taką muzyką i właśnie robimy singiel, poprzez który wracamy na odpowiednie tory i robimy to po naszemu, tak jak to czujemy. Dziękujemy raz jeszcze za wiadomość, bo takie wiadomości nas tylko utwierdzają w tym, że jesteśmy coś warci, jeśli jesteśmy sobą. Pozdrawiamy i życzymy wszystkiego dobrego…”
Potem okazało się, że Ania i Piotr mieszkają… kilka minut jazdy samochodem ode mnie. Po kilku dniach duet Sachiel siedział już przy moim stole. Wywiązała się między nami niezwykle ciekawa rozmowa, do lektury której niniejszym zapraszam.
**
– Macie jakieś rodzinne koneksje muzyczne, czy talent w tej dziedzinie odkryliście u siebie w sposób nagły i nieoczekiwany?
Piotr: Moja babcia odkąd pamiętam, zawsze była ludową tekściarą i jeździła na wszystkie możliwe zloty Kół Gospodyń Wiejskich, gdzie odbywały się przedstawienia jej autorstwa. Jej były wszystkie teksty, scenariusz itd. Tak więc nie wykluczam, że moją zdolność przelewania myśli na słowa odziedziczyłem właśnie po niej.
– A jak to jest z tobą Aniu?
Ania: Mi nic o tym nie wiadomo, żeby ktoś w rodzinie był muzycznie uzdolniony.
– Poznaliście się w muzyce, czy poza muzyką?
Ania i Piotr: Poza.
– Czyli zostaliście parą, kompletnie nie przypuszczając, że będziecie kiedyś razem śpiewać?
Ania i Piotr: Tak.
– Wasza córeczka też rapuje?
Piotr: Nie, nie rapuje. Wiktoria ma 10 lat i śpiewa.
– Wasze powołanie artystyczne odkrywaliście wspólnie?
Ania: I tak i nie (śmiech). To jest trochę skomplikowane.
Piotr: Ja wcześniej już trochę pisałem, ale było to raczej pisanie do szuflady.
– Wiersze?
Piotr: Wiersze też, ale z czasem pojawiły się też teksty hiphopowe, które próbowałem potem z chłopakami śpiewać jeszcze zanim poznałem Anię.
– Ty też pisałaś jakieś teksty?
Ania: Nie.
– Czyli jesteś tylko odtwórczynią tekstów Piotra?
Ania: Z początku tak.
Piotr: Teraz Ania już pisze.
Ania: Teraz piszę, ale kiedy zaczynaliśmy, nie miałam nic wspólnego z muzyką.
– Czyli pierwszy raz zaczęłaś rapować przy Piotrze?
Ania: Tak, a zdarzyło się to po siedmiu latach małżeństwa, kiedy to Piotr postanowił wspólnie ze swoim kolegą stworzyć pierwszy kawałek.
– Ile lat już trwa wasza muzyczna przygoda?
Piotr: Pięć lat. Od roku 2013…
– …w którym stwierdziliście, że będziecie nazywać się Sachiel. Kto wymyślił tę nazwę i dlaczego właśnie taką?
Piotr: Zaczęło się od tego, że napisałem tekst i zadzwoniłem do kolegi, żeby pomógł mi go zarapować. Był to akurat okres wielkanocny, oglądaliśmy TVP1, a tam wymieniali akurat wszystkie imiona aniołów i nagle padło imię Sachiel, na co my: o! dobra nazwa.
– Na samym początku byłeś tylko ty z kolegą, a Ani w tym wszystkim nie było?
Ania: Ja byłam z boku.
– Jak nazywał się kolega?
Piotr: Krystian Krok, który obecnie zajął się sportem, ale oczywiście coś tam sporadycznie nagrywa.
Ania: Krystian zaproponował wtedy, żebym z nimi zaśpiewała, a dokładniej zarapowała, z czym – jak wiesz – nic wspólnego do tej pory nie miałam (śmiech), ale kiedy trochę mnie poduczyli… spodobało mi się.
– Pierwszym waszym utworem, jaki kojarzę, był kawałek zatytułowany „Kiedy” z roku 2013. To był twój pierwszy tekst, jaki upubliczniłeś?
Piotr: Tak, dokładnie.
– Tekst mówi o straconym czasie, o niespełnieniu, o nietrwałości związków. Czy były to przemyślenia wynikające z twojego życia?
Piotr: To dotyczyło życia kolegi…
Ania: …który miał życie w rozsypce.
Piotr: Zawsze mi się żalił, opowiadał i jakoś tak bardzo to do mnie dotarło, że napisałem o tym tekst i nagraliśmy to. Kiedy roznosiłem ulotki po Jeleniej Górze, nagle zobaczyłem, że jest tam muzyczne radio. Pomyślałem sobie… wejdę i zapytam, być może numer się spodoba. Minęło kilka tygodni i dokładnie pamiętam, że akurat z tym samym kolegą remontowaliśmy w tym czasie pewne mieszkanie. Nagle usłyszeliśmy, że nasza piosenka jest na 10 miejscu na HitPlanecie! I tak rozpoczęła się nasza muzyczna przygoda, a najlepsze w tym wszystkim było to, że nikt z nas na nic wtedy nie liczył i o nic nie zabiegał.
– Na Festiwalu Form Muzycznych we Wrocławiu spotkaliście Piotra Cugowskiego, który był tam jurorem.
Piotr: Tak, powiedział nam, że gdybyśmy mieli wtedy band za plecami, to wygralibyśmy ten festiwal, a co ciekawe, byliśmy tam jedynym zespołem nierockowym!
– Podobno w 7 edycji Must Be The Music, który – jak powszechnie wiadomo – wygraliście, znaleźliście się zupełnym przypadkiem.
Piotr: Wszystko rozpoczęło się właśnie przez wspomniany Festiwal Form Muzycznych. Jego organizatorzy napisali do nas sms-a: „o godz. 7:00 przyjedźcie po odbiór nagrody”. Był to bon na 700 zł. do sklepu muzycznego. Dla mnie godz. 7:00 to jest siódma rano. Kiedy pojechaliśmy o 6:00 rano do Wrocławia, okazało się, że mieli na myśli 19:00! Co było robić? Zimno, listopad, końcówka 2013 roku, bez prawa jazdy, więc chodziliśmy sobie po tym Wrocławiu. Nagle patrzymy, a tam odbywa się akurat jakiś casting.
Ania: Pre-casting.
Piotr: To co robimy? Idziemy się zagrzać. Mieliśmy wtedy właściwie tylko nagraną jedną piosenkę „Kiedy”, a tam trzeba było wpisać 5 tytułów. Wymyśliliśmy więc na poczekaniu jeszcze dodatkowe utwory, które w ogóle nie istniały i które do dziś nie istnieją i tym sposobem weszliśmy na ten pre-casting i… grzejemy się (śmiech).
Ania: Mieliśmy wtedy tak naprawdę dwie piosenki – „Kiedy” i „Quo vadis?”
– I bez żadnego podkładu pojechaliście totalnym spontanem?
Piotr: Mieliśmy jeden podkład na pendrive, ale ogólnie była to jednak improwizacja. Siedzimy sobie, aż tu nagle wołają nasz numer. Wchodzimy, zaczęła grać muzyka, ja zacząłem śpiewać, później wszedł Krystian, Ania nawet jeszcze nie zaczęła, a oni krzyknęli „stop! wszystko wiemy”.
Ania: Podziękowali nam, a my nie wiązaliśmy z tym żadnych nadziei.
Piotr: Zapomnieliśmy nawet o tym.
Ania: Przygoda…
– Kiedy zadzwonili?
Ania: W wigilię. Powiedzieli, że dostaliśmy się na główne przesłuchanie przed jury w Warszawie 18. stycznia. Był to najlepszy nasz prezent gwiazdkowy, jaki kiedykolwiek dostaliśmy.
– Czy podczas trwania tego konkursu, pojawiały się w waszych głowach jakieś myśli, że możecie ten program wygrać?
Piotr: Mam wrażenie, że byliśmy jednym z tych nielicznych zespołów, które w ogóle nigdy o tym nie pomyślały. Wszyscy byli tam dla nas tacy mega i w ogóle zadawaliśmy sobie pytanie… co my tam robimy? Czuliśmy się jacyś… gorsi.
– Może dlatego, że w tym, o czym śpiewacie, jesteście szczerzy, a współczesny show biznes to – jak doskonale wiecie – wszechobecne pozowanie zgodnie z narzuconymi przez popkulturę trendami?
Ania: Byliśmy tam sobą. Pojechaliśmy do Warszawy z zamiarem, że będziemy tacy, jacy naprawdę jesteśmy.
– Jak z perspektywy czasu patrzycie na tę wygraną? Pomogła wam, czy bardziej zaszkodziła?
Piotr: Ogólnie to pomogła, ale dziś – powiem szczerze – gdybym mógł wrócić w czasie do tego momentu, kiedy już dostaliśmy się do finałowej dwójki, zrezygnowałbym z dalszego udziału w programie na tym właśnie etapie.
Ania: Regulamin tego konkursu był tak skonstruowany, że najbardziej opłacało się zająć drugie miejsce.
– Jak trafiliście na deski Opery Leśnej w Sopocie?
Ania: To było zaproszenie na Top Trendy w związku z wygraną w Must Be The Music.
– W sierpniu 2014 wydaliście swój pierwszy oficjalny singiel zatytułowany „Po prostu walcz” mówiący o konsekwentnej realizacji swoich marzeń mimo upadków i zwątpień, o nie poddawaniu się. Czy ten tekst znów wyniknął z przeżyć kogoś z bliskich wam ludzi?
Piotr: Nie, to już były zdecydowanie nasze osobiste doświadczenia.
Ania: Mieszkamy w małej miejscowości, gdzie wszyscy ludzie się znają i żyją każdą sensacją. Pamiętam, poszła taka fama: oni poszli do Must Be The Music i robią sobie jakieś nadzieje. Byliśmy wytkani palcami, słyszeliśmy: po co tam pojechaliście, tylko siara z tego będzie itd. Byli na szczęście też i tacy, którzy mówili: trzymamy kciuki, będziemy oglądać i głosować… „Po prostu walcz” napisaliśmy, aby pokazać, że nie jest ważne, co ludzie o nas mówią i nieistotne, co się wokół nas dzieje, bo jeśli będziemy walczyć, to w końcu coś osiągniemy. Ten przekaz był dokładnie o nas.
Piotr: Taki trochę protest-song.
– Rok później – w czerwcu 2015 pojawił się utwór „Nostalgia”, a jego kompozytorem był Marcin Kindla…
Ania: …znany z takich przebojów jak „Oddaję ci wolność”czy „Z kimś takim jak ty”.
– Tekst tego utworu jest waszego autorstwa i traktuje o hipokryzji, o budowaniu sobie fałszywego obrazu człowieka poprzez słuchanie niesprawdzonych opinii innych ludzi.
Ania: Trafiłeś w sedno!
Piotr: Dlatego ten numer napisałem właśnie zaraz po Must Be The Music, bo tak jak kiedyś wielu ludzi z naszego środowiska mówiło, że narobimy sobie tam wstydu, to kiedy już zdobyliśmy pierwsze miejsce, ci sami ludzie zaczęli nas krytykować za to, że wygraliśmy ten program. Zwyczajnie wylała się na nas fala hejtu.
Ania: Zarzucono nam, że wzbudziliśmy w ludziach litość i że nie muzyka tu wygrała, tylko nasza bieda.
– Dlaczego akurat takie postrzeganie?
Ania: W programie Must Be The Music – jak pewnie pamiętasz – przed ścisłym finałem realizowane były filmiki o każdym wykonawcy. Kiedy ekipa TV przyjechała do nas do Krzeszowa, najpierw zobaczyli, że Krystian jest bezdomny. Poza nami nikt mu wcześniej nie chciał pomóc. Załatwiliśmy mu mieszkanie u naszych znajomych, a pomogliśmy mu w momencie, w którym jego rodzina i znajomi odwrócili się od niego i mieli go gdzieś.
Piotr: Organizatorzy uznali tę historię jako świetny materiał do pokazania w TV pomimo, że my nie chcieliśmy ujawniać za dużo faktów z naszej prywatności i z przykrej sytuacji Krystiana, który ostatecznie się na to zgodził, bo zwyczajnie miał już dość wszystkiego i oni ten temat ciągnęli już do końca.
Ania: A wracając do tej fali hejtu, to byli nawet tacy ludzie, którzy zarzucili nam, że to nie był w ogóle nasz dom, tylko że myśmy do tego programu specjalnie sobie te warunki gdzieś wynajęli, że jesteśmy alkoholikami itd.
– Jak udało wam się psychicznie pozbierać po tym wszystkim?
Ania: W Sopocie na Top Trendy powiedzieliśmy, że jest to ostatni nasz występ, że psychika nam wysiada i że nie dajemy sobie z tym wszystkim już rady. Z drugiej jednak strony coś nam wtedy mówiło, że szkoda to wszystko tak zostawić i nagle przyszła do nas świadomość: a kto dziś nie ma hejterów? Przecież istnienie hejterów świadczy, że chyba jesteśmy dobrzy w tym, co robimy i nie poddaliśmy się.
Piotr: My sami dziwimy się nieraz, jak to się stało, że z tego załamania poszliśmy wtedy dalej i że jesteśmy teraz w tym miejscu.
– W listopadzie 2015 pojawił się kolejny wasz singiel zatytułowany „Gdy”, który tekstowo bardzo nawiązywał do „Nostalgii”. Śpiewacie w nim o tym, że trzeba mieć w życiu wytrwałość, że nic nie będzie ci dane, jeśli sam nie wyciągniesz po to ręki i jak tak dobrze się wsłuchać w wasze utwory z tamtego okresu i zestawić ich przekaz z tym, o czym przed chwilą opowiadaliście, to te teksty były dla was chyba czymś w rodzaju terapii?
Piotr: Tak.
Ania: I dzięki temu przetrwaliśmy.
– Sporo mówimy o waszych tekstach. Pomówmy teraz o waszej muzyce. Poza tym jednym utworem, który napisał wam Marcin Kindla, kto z reguły pisze muzykę do waszych kawałków?
Ania: Często bywało tak, że Piotr ułożył na przykład jakiś fragment zwrotki, a ja wymyślałam kawałek refrenu jak właśnie w utworze „Gdy”, gdzie śpiewam: „czasem się wszystko wali”. Przez moment współpracowaliśmy też z chłopakami, którzy sami się do nas zgłosili ze swoimi bitami, a czasami korzystaliśmy z darmowych bitów dostępnych w Internecie. Najczęściej jednak, jak tylko przyjdzie nam do głowy jakaś ciekawa melodia, nagrywamy się na telefon, wysyłamy to do naszych kolegów i oni robią nam z tego muzykę.
– Tuż po nagraniu kawałka „Gdy”, Sachiel stał się duetem. Czy Krystian odszedł od was sam, czy to wy mu podziękowaliście?
Piotr: Sam.
Ania: Nasz kolega się poddał.
– Dlaczego?
Ania: Pewnego dnia zadzwonił do nas i powiedział, że ma już dość Sachiela, że ma dość takiego życia i… poszedł w swoją stronę.
– Wspomnieliście, że trenuje sztuki walki w Czechach. Jest szczęśliwy?
Ania: Mówi, że jest mu dobrze. Odwiedził nas niedawno.
– Ale już nie rapuje?
Ania: Rapuje dla siebie.
– Żałujecie, że Krystian was opuścił, czy tak jak jest teraz, jest dla was lepiej?
Ania: Z początku brakowało nam Krystiana, bo był świetnym raperem, ale z czasem pogodziliśmy się z tym i teraz we dwoje jest nam po prostu łatwiej organizacyjnie.
– Wasza pierwsza produkcja w obecnym składzie to singiel „Swoją Drogą” wydany w maju 2016.
Ania: Tak i był to nasz moment przełomowy. Jest to piosenka mówiąca o wierności swoim ideałom i konsekwencji w realizowaniu własnych pragnień.
– Jak wiele waszych tekstów dotyka waszego osobistego życia?
Ania: Pełno mamy takich tekstów!
Piotr: Bardzo często na przykład tekst rozpoczyna się od jakiegoś wersu, który siedzi w szufladzie od trzech miesięcy i do którego nagle pod wpływem jakiego impulsu wracamy i tak powstaje potem błyskawicznie cała historia.
– Jeszcze w tym samym 2016 roku powstał kolejny wasz numer, który zatytułowaliście „Pozytywnie”.
Piotr: To był kawałek zrobiony z dziećmi i zasugerowany nam przez pracowników gminy Lubawka.
– Przyznacie sami, że był on nieco bardziej popowy, niż to wszystko, co stworzyliście do tej pory. Był to taki dość przyjemny – muszę przyznać – ukłon w stronę nieco szerszej publiczności?
Piotr: Tak, a powód tego był taki, że – tak jak już wspomniałem – utwór ten nie powstał z potrzeby serca, ale był zrobiony na zamówienie.
– Przyznam się wam, że utwór „Gdyby”, który nagraliście w marcu 2017 trochę mną wstrząsnął. Z tych wszystkich optymistycznych klimatów, jakie dominowały w waszych tekstach już po tym pamiętnym załamaniu, o którym rozmawialiśmy, znów pojawił się u was pesymizm. „Za późno, by się poddać, by wygrać, zbyt wcześnie” – śpiewacie. Ja poczułem w tym tekście, jakbyś stanął nagle na rozdrożu i nie bardzo wiedział, którą drogą powinieneś dalej kroczyć.
Piotr: Tekst do „Gdyby” powstał jeszcze przed „Nostalgią”, a napisałem go w momencie, kiedy to chłopaki z pewnego wydawnictwa powiedzieli: albo robimy disco polo, albo rozwiązujemy umowę.
Ania: To były nasze wspólne przeżycia z tym związane, bo pamiętam, że zwrotki są tam Piotra, a refren jest mój.
– Przedostatnim – nie licząc nieszczęsnego „Ponad chmurami” – waszym nagraniem jest utwór z maja 2017 zatytułowany „Love Story”, który przyjąłem bardzo ciepło. O miłości napisano już wszystko, a nawet więcej i napisać dziś o miłości jakiś odkrywczy tekst to rzecz naprawdę niełatwa. Wam się to udało. Wasz tekst mówi, że nie ma w życiu przypadków, że pozornie ludzie spotykają się w trudny do logicznego wytłumaczenia sposób, a tak naprawdę jest to w najmniejszych detalach historia gdzieś tam w czasoprzestrzeni misternie zaplanowana.
Piotr: Dokładnie tak.
Ania: Mieszkaliśmy z Piotrem latami kilometr, może dwa od siebie i kompletnie nie znaliśmy się, a poznaliśmy się dlatego, że pewnego dnia wysłałam sms pod przypadkowy, źle wpisany numer, a był to numer… Piotra (śmiech) i o tym właśnie jest ta piosenka.
– W lipcu 2017 nagraliście utwór „Wierzę w nas”, którego – zauważyłem – kompletnie nie promujecie. Dlaczego?
Ania: Przez ten numer załamaliśmy się kompletnie. Powstał on zresztą o wiele wcześniej, ale rzuciłam go w kąt, bo zwyczajnie nie dawałam sobie rady z zaśpiewaniem refrenu. Po roku wróciliśmy do niego, bo wtedy uwierzyłam już w siebie, że dam sobie z tym radę i o tym właśnie jest tekst, że ja nadal wierze w siebie, że wierzę w swoje możliwości i na pewno jest to utwór, który bardzo dotyka mojego życia i moich emocji. Tekst tej piosenki mówi o tym, że ze wszystkim sobie poradzę, że pokonam wszystkie swoje lęki i dlatego tak bardzo wiązałam z tym utworem ogromne nadzieje na radiowy sukces. Niestety, otrzymaliśmy negatywne odpowiedzi od stacji radiowych, przez co załamaliśmy się tak bardzo, że daliśmy się ponieść w tą niewłaściwą stronę, którą skrytykowałeś ty i wielu naszych oddanych fanów.
Piotr: Wyobraź sobie sytuację, że latami robisz muzykę, o której bardzo wielu ludzi mówi, że jest dobra, w którą wkładasz dużo serca i emocji i z takim nastawieniem jedziesz na koncert. I nagle… wychodzi na scenę jakiś zespół, który brzmi jakby wyszedł z jakiejś remizy, muzyka beznadziejna, teksty o niczym, ludzie tego słuchają, oni robią na tym czymś pieniądze, a my nadal walczymy o godne miejsce na rynku…
– …będąc przecież artystami rozpoznawalnymi i docenionymi przez ludzi, którzy rzetelnie was kiedyś ocenili i wypuścili w świat!
Ania: My każdy koncert śpiewamy na żywo, a tu patrzymy… wchodzi jeden, drugi zespół disco polo i jadą z playbacku tekstami, które każdy szanujący się człowiek wstydziłby się publicznie zaśpiewać, a ludzie co? Szaleją!
– Wiesz… taki mamy dziś poziom sztuki, jakie mamy społeczeństwo. Ja od wielu lat domagam się rozliczenia decydentów wiodących mediów, którzy od lat promują muzyczną tandetę. Za co rozliczyć? Za planowe zabijanie wrażliwości młodych ludzi! I tu często słyszę głosy, że skoro są słuchacze, to jest zasadność grania takiej muzyki. Pozornie tak mogłoby się wydawać, ale… aby ludzie rzeczywiście rzetelnie mogli dokonać wyboru – jakiej muzyki chcą słuchać, a jakiej nie chcą – najpierw musieliby usłyszeć wszystkie rodzaje muzyki składające się na tzw. dziedzictwo kulturowe. W sytuacji, kiedy w mediach prawie nie ma jazzu, rocka piosenki literackiej czy fusion, natomiast nieustannie leci tandetnej jakości pop czy disco polo, ludzie nie są w stanie dokonać jakiegokolwiek wyboru, bo po prostu pewnych brzmień – jeśli nie są szperaczami YouTube – nigdy nie usłyszeli!
Piotr: A najsmutniejsze jest to, że na tej tandecie zarabiają ogromne pieniądze ludzie, którzy kompletnie nie potrafią śpiewać i dlatego nikt z nich nie odważy się wykonać czegokolwiek na żywo. Nie jest przecież tajemnicą, że w nurcie disco polo jest pewien pan, który tworzy ogromną ilość piosenek tego gatunku, co więcej, który często śpiewa za tych, którzy nie potrafią tego robić podczas nagrań, po czym oni potem wychodzą na scenę i udają, że to wykonują! I teraz zadaj sobie pytanie: co czują wtedy ludzie tacy jak my, którzy włożyli w powstanie piosenki całe serce, olbrzymie emocje, często wynikające z dramatycznych przeżyć i nie są w stanie wyżyć z muzyki, którą tworzą, podczas gdy beztalencia zarabiają fortuny!?
Ania: I tu nie tylko chodzi o to, że wkładamy w to mnóstwo pracy i ogrom serca. Wielu ludzi z branży muzycznej zwyczajnie „skroiło” nas na kasę! Ludzie pracujący w przeróżnych studiach nagrań naobiecywali nam złote góry, tylko… musicie nam zapłacić – tu dwie stówy, tu siedem stów, a potem co? W radiach orzekli, że jest to nieemisyjne. Nieraz graliśmy przez cały weekend koncerty tylko po to, żeby wszystkie zarobione pieniądze wpakować w brzmienie jakiejś kolejnej naszej piosenki. Na przykład w „Wierzę w nas” włożyliśmy 6000 złotych, które zwyczajnie przepadły! I sam powiedz… jak długo po takich akcjach można jeszcze mieć chęć do tworzenia szczerej muzyki?
– Powiedzcie mi, czy łatwo było wyrwać się z szatańskich sideł – że tak metaforycznie nazwę to, w czym artystycznie tkwiliście w ostatnim czasie – czy też pociągnęło to jakieś koszty związane ze złamaniem jakichś umów?
Piotr: Nie, na szczęście sami zniechęciliśmy tych ludzi do siebie. Powiedziałem im np., że niektóre teksty, jakich ode mnie oczekują, zwyczajnie mi przez gardło nie przejdą i… sorry.
– W tej waszej odpowiedzi na moją krytykę jest następujące zdanie: „Wiemy, że nie po drodze nam z taką muzyką i właśnie robimy singiel, poprzez który wracamy na odpowiednie tory i robimy to po naszemu, tak jak to czujemy”. Co to będzie i o czym? Podejrzewam, że tekst będzie dość mocno zaangażowany.
Piotr: A zaczynał się będzie tak: „Tu nie ma nic. Codziennie rodzę, po czym umieram. Los dawkuje mi szczęście, więc zaczynam od zera.”
– Czyli mocny tekst rozliczeniowy…
Ania: …pokazujący, że jesteśmy już na sto procent pewni, którą drogą mamy iść i czego naprawdę chcemy. Od sukcesu w Must Be The Music minęły cztery lata i dziś mamy świadomość, że w ciągu tych lat nie wiedzieliśmy tak naprawdę czego chcemy i na czym ta rzeczywistość polega.
– Nie macie wrażenia, jakbyście się w tym wielkim świecie show biznesu znaleźli zbyt wcześnie?
Ania: Nie tylko zbyt wcześnie, ale kompletnym przypadkiem.
– Z drugiej jednak strony, gdyby nie ten przypadek, bylibyście dziś w kompletnie innym miejscu.
Piotr: I nie poznalibyśmy wielu ludzi, którzy po dziś dzień de facto nam pomagają. Z drugiej strony wiemy też już, czego nie dotykać i z jakimi ludźmi się nie zadawać, a toksycznych ludzi w branży muzycznej naprawdę jest wielu.
Ania: Są to typowe wampiry energetyczne, od których należy trzymać się jak najdalej.
– Co was dziś interesuje najbardziej? Sukces artystyczny, sukces finansowy, czy jeszcze coś innego?
Piotr: Najbardziej chcemy stabilizacji. Przez lata chodziliśmy od studia do studia, od producenta do producenta i dlatego bardzo chcemy wypracować sobie wreszcie ten jeden styl i to jedno nasze docelowe brzmienie.
– Jeśli wolno mi podzielić się z wami moją refleksją w tym temacie, to w mojej opinii tego, co w chwili obecnej najbardziej wam brakuje, to żywych muzyków, z którymi moglibyście stworzyć profesjonalną aranżację podczas sesji nagraniowej i którzy zapewniliby wam absolutny komfort podczas koncertów. Wasze teksty bronią się znakomicie, a to co dziś wyróżnia dobrze piszących raperów, to właśnie oprawa instrumentalna, która jest elementem najbardziej decydującym o całokształcie dzieła, którego sednem zawsze w tym gatunku bezsprzecznie będzie tekst.
Piotr: Nasza muzyka zawsze lepiej brzmiała na żywo i na tym kierunku będziemy starali się najbardziej koncentrować.
Sławek Orwat
https://slawek-orwat.blogspot.com
Na zdjęciu: Zespół oraz Sławek Orwat