z Anią Wisłocką i Krystianem „Czaru” Krokiem rozmawia Sławek Orwat.
Po niedawnej publikacji wywiadu z Anią Bieryt i Piotrem Bierytem z duetu Sachiel, odezwał się do mnie ich dawny kolega, z którym wywalczyli przed laty wielki sukces w Must Be The Music. Krystian Krok nazywany Czaru w opinii Piotra i mojej to znakomity raper, który postanowił po latach przerwy powrócić do muzyki. Jakiś czas temu na jego internetowe ogłoszenie odpowiedziała przebywająca wówczas w Holandii sympatyczna Ania Wisłocka, której mama jest Greczynką, a tato Polakiem. To ciekawe połączenie dwóch tak odległych kultur i osobowości ukształtowało w Ani całkowicie odmienne spojrzenie na wiele tematów, nad którymi my na co dzień się nie zastanawiamy i co na pewno znajdzie odbicie w ich wspólnym muzykowaniu. Krystian jest obecnie nie tylko na etapie powrotu do świata, w którym kiedyś był postacią bardzo rozpoznawalną, ale ponadto przechodzi rodzaj duchowego oczyszczenia i powrotu do źródeł nie tylko tych muzycznych. Trzymam kciuki za sympatycznych artystów i życzę im spełnienia wszystkich marzeń i planów, a Was zapraszam do lektury rozmowy, jaką odbyliśmy w wałbrzyskiej Galerii Victoria:
– Od kiedy rapujesz i piszesz teksty?
Czaru: Pierwsze teksty z udziałem Piotrka Bieryta i Macieja Kochmańskiego napisałem w 2001 roku. Maciek wpadł na pomysł, żeby założyć zespół. W związku z tym, że kompletnie nie wiedzieliśmy jak robi się rap, jak się miksuje i nagrywa, wszystkiego uczyliśmy się praktycznie od podstaw. Po jakimś czasie doszła do nas jeszcze Nikola (Niki) Łyczko. Nazwaliśmy się BRM, czyli bramiarze i działaliśmy cztery lata. Byliśmy młodzi i na maksa chcieliśmy się wybić (śmiech). Potem poszedłem do wojska, poznałem żonę, urodziło mi się dziecko i na jakiś czas rap poszedł w odstawkę. Dziś jestem po rozwodzie i mam śliczną 12-letnią córkę Laurę.
– Na początek zacytuję słowa Piotra Bieryta z zespołu Sachiel, które dotyczą ciebie: „Zaczęło się od tego, że napisałem tekst i zadzwoniłem do kolegi, żeby pomógł mi go zarapować”. Jak długo znasz się z Piotrem?
Czaru: Znamy się od 2001 roku. W roku 2009 wróciłem z Northampton, gdzie przez rok pracowałem. Kolejny rok spędziłem w Czechach, a potem długo nie mogłem znaleźć pracy. Piotr odezwał się do mnie jakoś na przełomie 2010/2011 roku. Wysłał mi tekst do kawałka „Kiedy” i spytał, czy mogę zarapować drugą zwrotkę. Odpisałem, że długo nie rapowałem i na pewno straciłem flow, ale jak najbardziej możemy się spotkać i wspólnie porapowac. Podreptałem więc do Krzeszowa i spotkaliśmy się.
– A ty Aniu od kiedy śpiewasz?
Ania: Od pierwszej klasy podstawówki. Śpiewałam na apelach, na religii oraz na zajęciach śpiewu, płynnie też recytowałam wiersze. Należałam do zespołu szkolnego, chociaż i tak najczęściej śpiewałam w duecie z koleżanką. Dwa razy zdarzyło mi się być na scenie solo. W domu całymi dniami śpiewałam piosenki Dody, Gosi Andrzejewicz i Kasi Cerekwickiej, a w okresie świątecznym kolędy. Śpiewałam praktycznie wszystko oprócz rapu (śmiech), ale na scenę odważyłam się wyjść dopiero w technikum
– Odniosłaś jakieś sukcesy?
Ania: Wspólnie z Natalią Reizer zdobyłam I Miejsce w X Konkursie Kolęd i Pastorałek „Z Aniołami Zaśpiewajmy” zorganizowanym przez Powiatowy Zespół Ognisk Pracy Pozaszkolnej w Łańcucie. Nasz duet zajął także najwyższe II miejsce (miejsce I nie zostało wtedy przyznane) w Powiatowym Konkursie Poezji Śpiewanej Piosenek Marka Grechuty „Tyle było chwil…” zorganizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Łańcucie.
– Jesteś także tancerką.
Ania: W ciągu siedmiu lat uprawiałam taniec współczesny. Po ukończeniu szkoły miałam trzy lata przerwy. Obecnie wracam do treningów, zaczynam znów się ruszać i układam w głowie nowe ruchy.
– Ty także masz osiągnięcia na tym polu.
Czaru: Tańczyłem kiedyś elektro, a nawet zdarzyło mi się wygrać konkurs taneczny w Jeleniej Górze, gdzie reprezentowałem szkołę zawodową z Mysłakowic.
– Ania Bieryt z zespołu Sachiel przyznała, że to ty namówiłeś ją do śpiewania. Rozpoczynając niedawno współpracę z Anią Wisłocką, swoją obecną muzykę oparłeś na identycznym schemacie. Czy model „pan rapuje, pani śpiewa” jest twoim ulubionym sposobem budowania utworów?
Czaru: Tak, odpowiada mi to. Powiem ci nawet, że kiedy zacząłem z Piotrem robić Sachiel, to szukaliśmy dziewczyny, która wspomogłaby nas głosowo. Było kilka kandydatek, ale żadna nie spełniała naszych oczekiwań. Pamiętam ten moment. Siedziałem z Piotrem w jego pokoju, Ania robiła coś w kuchni, a ja powiedziałem: „Piotrek zawołaj żonę” (śmiech). Ja mam w sobie ten rodzaj intuicji, że wyczuwam coś i nie potrafię potem logicznie wyjaśnić, skąd jakiś pomysł przyszedł mi do głowy. Wtedy ułożyłem sobie w głowie wszystkie trzy barwy naszych głosów i w jednej chwili wiedziałem, że idealnie się zgrają. Podobnie mam teraz z Anią. Wiem, że to jest to!
– Muszę przyznać, że Ania ma bardzo ładną barwę głosu.
Czaru: Uwierz mi, że kiedy po raz pierwszy usłyszałem nagrany przez Anię refren do naszego kawałka, to wryło mnie w ziemię (śmiech). Ona śpiewa cudownie!
– Powiedziałaś, że we wczesnej młodości śpiewałaś praktycznie wszystko oprócz rapu. Jak po pierwszej próbie z Czaru widzisz siebie w tym gatunku?
Ania: Chociaż nic negatywnego do rapu nigdy nie czułam, to nie za bardzo dotychczas przepadałam za tym gatunkiem. Kiedy znalazłam ogłoszenie Czaru, byliśmy z moim chłopakiem akurat w Holandii. Odpisałam, że chętnie spróbuję swoich sił wokalnych i zagram w teledysku. Czaru odpisał, że na początek potrzebuje refrenu i tak powstało nasze pierwsze wspólne nagranie. Być może wkrótce nasze role się odwrócą i ja będę śpiewała zwrotki, a Czaru będzie rapował refren.
– Skąd bierzecie bity do swoich utworów?
Czaru: Od producenta Marcina Sokołowskiego. Ja daję mu pomysły i mówię jak bym to widział, a on przesyła mi próbki i jeśli oboje z Anią aprobujemy efekt końcowy, utwór idzie do realizacji.
– Pierwsze trzy utwory otwierające twój nowy rozdział, to w opinii wytrawnych znawców rapu, którym je zaprezentowałem, to ciekawe przykłady hip hopu oldskulowego? Zgodzisz się z tą opinią?
Czaru: Tak, myślę, że mają rację.
– Chciałbym na moment wrócić do twojej niełatwej sytuacji i bezdomności z okresu, w którym odbywał się program Must Be The Music. Organizatorzy uznali wtedy twoją historię jako świetny materiał do pokazania w TV pomimo, że nie chciałeś się z tym afiszować. Ostatecznie jednak zgodziłeś się. Jak patrzysz na to z perspektywy kilku lat? Żałujesz tej decyzji?
Czaru: Rozpocznę od tego, że Ani i Piotrowi za wszystko dziękuję, bo bardzo mi wtedy pomogli, a najbardziej za to, że dzięki nim miałem dach nad głową. Przez około dwa lata trzymaliśmy się razem, wspólnie koncertowaliśmy i mieszkaliśmy pod jednym dachem. Niczego dzis nie żałuję.
– Jednak pewnego dnia opuściłeś Sachiel.
Czaru: Była to moja decyzja. Nie dogadaliśmy się w temacie muzycznym. Oni w pewnym momencie chcieli pójść w kierunku, który mi nie leżał i cieszę się, że dziś wracają z tej drogi. Po opuszczeniu Sachiela z początku trudno było mi się odnaleźć. Potraciłem niemal wszystkie kontakty, a takich ludzi jak ty Sławku, którzy bezinteresownie chcieliby mi pomóc, nie spotykałem.Chociaż niczego dziś nie żałuję, to ostatnie lata bardzo dużo mnie nauczyły.
– Aniu, jak ty postrzegasz Krystiana?
Ania: Znamy się dość krótko, ale według mnie Czaru jako twórca zapowiada się bardzo dobrze, a jego utwory są profesjonalnie dopracowane. Teksty wypływają z jego wnętrza i czuć, że wkłada w nie ogromne emocje. Stąd wziął się pomysł, aby moje refreny tekstowo stały w opozycji do zwrotek i nie powielały jego opinii, tylko pokazywały odmienne spojrzenie na sprawę i tak właśnie jest w naszej pierwszej wspólnie nagranej piosence.
– „Za każdym razem będzie ciężko mi uwierzyć, że krzyż który niosę, pomaga mi przeżyć” – wyrzucasz z siebie w utworze „Za każdym razem” i dodajesz: „gdy zwątpienie mnie dopada, w kropli deszczu swoje myśli składam.”. Twój przekaz po latach milczenia bardzo czytelnie nawiązuje do tego, o czym pisał Piotr w utworze „Kiedy”. Obydwa teksty traktują o poszukiwaniu życiowej drogi i o nigdy niegasnącej nadziei na lepsze jutro. Jednocześnie u ciebie bardzo wyraźnie jest widoczny krzyż, który niesiesz przez życie, a jednocześnie w tym gąszczu emocji czuć, jak bardzo zawierzyłeś Bogu i z jak ogromną ufnością składasz w Jego ręce cały swój bagaż problemów.
Czaru: Często rozmawiam z Bogiem i dziękuje Mu za wszystko. W kościele bywam rzadko i najczęściej tylko wtedy, gdy jest cisza i spokój. Bóg jest wszędzie. Kiedyś znajdowałem się po ciemnej stronie mocy, a dziś uważam, że wszystko po coś od Boga dostajemy. Każdy człowiek niesie swój krzyż, czyli bagaż swoich cierpień i grzechów, a całym sednem jest to, komu je zamierza powierzyć?
– Pozbierałeś się już do kupy po tych dramatycznych przeżyciach?
Czaru: Cały czas się zbieram i cały czas nad sobą pracuję.
– Przechodziłaś podobne sinusoidy w swoim życiu?
Ania: Osobiście nie, ale w jakimś stopniu rozumiem to, co przeszedł Czaru, bo w podobnej sytuacji był kiedyś mój pierwszy chłopak. Poza tym, kiedy miałam 14 lat, moja mama wyjechała do Niemiec do pracy, a tatę widywałam tylko wieczorami jak wracał z pracy. Sama musiałam wstawać do szkoły, sama zadbać o siebie, sama robić sobie śniadania i obiady, dzięki czemu bardzo szybko się usamodzielniłam.
– W waszym pierwszym wspólnym utworze „Echo wspomnień” Czary rapuje: „blizny na sercu po tobie tylko pamiątka, zwykła fotografia [….] nie chcę być tu sam bez ciebie.”, na co w refrenie Ania odpowiada: „uwalniam się od ciebie, straciłeś niejedną z tylu szans.” Bezsprzecznie jest to historia uczuciowa bez happy endu. Ty rozpamiętujesz dziewczynę, którą straciłeś, a Ania daje ci klapsa. Czy ten tekst jest artystycznym potwierdzeniem tego, że wciąż jeszcze nie jesteś uczuciowo spełniony?
Czaru: Ciągle szukam źródła szczęścia.
– Co Ania wniosła w twoje życie artystyczne?
Czaru: Widzimy się dziś pierwszy raz w życiu, ale czuję, że wniosła w moje życie wiele radości. Dobrze mi się z nią rozmawia i pracuje,
– W połowie jesteś Greczynką?
Ania: Tak, mama pochodzi z Grecji.
– Twoje ulubione greckie wokalistki to…
Ania: Despina Vandi, Helena Paparizou i Eleni. Kiedyś poszłam do Centrum Sztuki Wokalnej w Rzeszowie, żeby zdobyć fachową opinię o swoim wokalu. Po zaśpiewaniu dwóch piosenek – polskiej i greckiej usłyszałam od pani Ani Czenczek, że zdecydowanie lepiej wypadam śpiewając po grcku, a wpływ na to ma różnica w ilości samogłosek, jakie występują w obu tych językach.
– Mówisz biegle po grecku?
Ania: Wszystko powiem i zaśpiewam. Myślę nawet o wydaniu swojej solowej płyty w języku greckim. Jedyny problem mam tylko z tym, że nigdy nie chodziłam do greckiej szkoły, więc pojęcia bardziej fachowe, jak krainy geograficzne, czy terminy zawodowe sprawiają mi nieraz kłopot i muszę się ich nauczyć.
– Utwór „Droga do światła” urzekł mnie jeszcze zanim wypowiedziałeś pierwsze słowo. Ten wstęp skojarzył mi się z muzyką urodzonego w Ghanie niemieckiego rapera Nany Kwame Abrokwa, którego teksty podobnie jak twoje w dużym stopniu dotykają relacji z Bogiem i rodziną. W „Drodze do światła” ponownie rozliczasz się ze swoją przeszłością, ale tym razem osobiście aż do bólu.
„Kiedyś było super, szedłem tak przez życie,
Teraz już mnie nie ma, już mnie nie widzicie.
Ci, co ze mną byli, już się wykreślili […]
Chcę być znów na scenie, bo to moja praca […]
Teraz wam pokażę, czym jest moje życie,
Teraz wielką zmianę we mnie zobaczycie.
Wracam już do domu, tam gdzie miłość czeka […]
Czaru: Przyszedł taki moment, że uciąłem niektóre kontakty, odizolowałem się od pewnego grona ludzi i poszedłem swoją drogą w stronę Światła.
– Jakie jeszcze wyzwania sobie stawiasz?
Czaru: Dojdzie mi kilka nowych tatuaży.
– Co przez nie wyrażasz?
Czaru: Tatuaż jest zewnętrznym obrazem mojego wnętrza. Duszy nie jestem w stanie ci pokazać, bo jest niewidzialna, ale artystyczny obraz wykonany na skórze doskonale potrafi oddać stan mojej duszy.
– Czy jesteście już gotowi, aby wyjść na scenę i wykonać wasze utwory na żywo?
Ania: Póki co, ja nie jestem gotowa. Mam jeszcze pewną blokadę i nie wiem, co takiego musiałoby się wydarzyć, aby ona przestała istnieć. Myślę, że dwa wspólne utwory plus dwa solowe kawałki Czaru, to trochę za mało, aby myśleć o publicznym występie.
Czaru: Długo nie miałem kontaktu ze sceną, ale powiem ci, że ja już jestem gotów, aby wyjść do ludzi.
– Znaleźliście sympatycznego rapera z Białegostoku – Alberta Kowalewskiego, który rapuje do dość ostrej, momentami nu-metalowej muzyki. Przewidujecie głębszą współpracę?
Czaru: Na razie jest plan, abym zrobił z nim jeden kawałek gościnnie, ale póki co chciałbym skupić się nad rozwijaniem siebie artystycznie i dokształcanie samego siebie w tym kierunku
– Ile posiadasz gotowych tekstów, które czekają na właściwe bity, aby mogły zostać nagrane?
Czaru: Piszę bardzo dużo, więc tekstów mam sporo, ale ciągle nad nimi pracuję.
– Ania myśli o nagraniu płyty w języku greckim, ty masz w planach gościnne występy z Albertem. Co dla was jest na tę chwilę priorytetem?
Czaru: Jestem otwarty na różne propozycje, ale priorytetem dla mnie jest współpraca z Anią.
Ania: Na pewno każde z nas będzie też robić swoje, bo to, że śpiewamy razem, nie oznacza, że jesteśmy nierozłączni.
– Co takiego jest w rapie, że polska młodzież odnalazła się w pełnej wulgaryzmów muzyce żyjących w slumsach Afroamerykanów?
Czaru: Po pierwsze rap niesie ogromny ładunek emocjonalny, a co do wulgaryzmów, to jestem zdania, że im mniej ich się używa, tym dalej ta muzyka dotrze. Po pierwsze zagrają ją bez problemu stacje radiowe, a po drugie żaden odpowiedzialny rodzic nie będzie chyba szczęśliwy, że jego 11-letnie dziecko jest faszerowane bluzgami.
– Wielu ludzi uważa, że muzyka rockowa w pewnym momencie straciła szczerość i stąd eksplozja rapu.
Czaru: Zdziwię cię może, ale więcej słucham rocka i metalu niż hip hopu. Słucham Korna, Slipknota i Romana Kostrzewskiego.
– Myślicie o doskonaleniu waszych głosów?
Ania: Najważniejsze jest dla mnie to, aby powrócić do całodziennego śpiewania, jak robiłam to kiedyś. Obecnie – aż wstyd mówić – zdarza mi się śpiewać raz w miesiącu. Odkąd współpracuję z Czaru, robię to częściej i chociaż wielu ludzi uważa, że ładnie śpiewam, ciągle jeszcze nie czuję się pewnie.
Czaru: A ja planuję nauczyć się śpiewać. Raperem byłem i zawsze będę, ale nigdy dotychczas nie śpiewałem.
– Raperzy bez zespołu słabo wypadają w wersji koncertowej. W studiu można robić różne sztuczki, ale kiedy stoicie na scenie, ludzie nie tylko was słuchają, ale i obserwują. Myślicie instrumentalistach?
Czaru: Myślimy o tym na sto procent. Nawet wczoraj rozmawialiśmy o tym.
Ania: Tak, jak najbardziej. Mam nawet kilkoro znajomych, którzy grają na różnych instrumentach i których chciałabym wkręcić do naszego projektu.
– Często bywasz w Grecji?
Ania: Żyje tam praktycznie cała mamy rodzina. Staram się połowę roku spędzać w Polsce, a połowę w Grecji. Mogę starać się nawet o podwójne obywatelstwo. Ostatnio znalazłam na YouTube, że raz w roku organizowany jest w Zgorzelcu Festiwal Piosenki Greckiej i zrobię wszystko, aby tam wystąpić. A z bardziej śmiałych planów, to marzę o tym, aby w Grecji nagrywać płyty i robić teledyski. Nie myślę na razie o zarabianiu na muzyce, ponieważ na co dzień zajmuję się marketingiem sieciowym, z czego można utrzymać się na przyzwoitym poziomie. Chciałabym stworzyć coś nowego, oryginalnego, coś czego w Polsce nikt jeszcze nie zrobił, a czymś takim jest śpiewanie w języku greckim. Nikt w Polsce nie robił też rapu z greckimi wstawkami. Były już próby miksowania polskich tekstów z angielskimi, francuskimi czy hiszpańskimi, ale z greckimi nigdy jeszcze nie słyszałam.
– Bardziej czujesz się Polką czy Greczynką?
Ania: Obecnie chciałabym trochę nadrobić tej greckiej strony swojej osobowości. Gdybym miała wybierać, w którym kraju chciałabym żyć, to wybrałabym Grecję. Tam jest większy spokój, słońce i morze, które jest dla mnie niczym lekarstwo. Kiedy wchodzę do morza, czuję się kompletnie zdrowa. Skóra inna, ciało inne, umysł inny. Polska zawsze będzie dla mnie drugim krajem i zawsze będę do Polski wracać. Chcę zakosztować tamtejszego życia i dlatego tym razem nie wyjeżdżam do Grecji tylko na wakacje, ale na nieco dłużej. 18 marca będę już w Atenach i wracam tam z wielkim wzruszeniem
– Gdy patrzysz na cechy Greków i Polaków, to czego nie lubisz, a z czego czujesz się dumna?
Ania: W Polakach denerwuje mnie to, że strasznie dużo piją i przeklinają. W Grecji ludzie też piją alkohol, ale tam o wiele mniej ludzi się upija. Poza tym w Polsce o wiele bardziej widoczny jest wandalizm. W Grecji ludzie tez nie są święci, jak w każdym innym miejscu na świecie, ale jakoś mniej to odczuwam, za to kiedy w Grecji wychodzisz z domu, to prawie każdy cię pozdrawia, a niemal w każdym miejscu, choćby w sklepie z butami, można spotkać przyjaźń życia.
– Dziękuję wam za miłą rozmowę.
Czaru: My także dziękujemy oraz pozdrawiamy wszystkich znajomych i załogę z pracy.
Fot.Sławek Orwat