Gwiazdozbiór Bolesława. HANKA BIELICKA.

2
810
Redaktor  Bolesław Bednarz-Woyda wspomina czasy, gdy współpracował z Wielką Hanną Bielicką…
BIELICKA była „arystokratką ” wśród artystycznego Olimpu wspierającego kulturę narodową. Nigdy nie zapominała skąd pochodzi, zawsze podkreślała – „Boże co ja tutaj robię, powinnam jeszcze w tym miesiącu wpaść do Łomży”… mówiła tak nie raz i nie dwa –  ONA, wielka i uwielbiana dosłownie przez tłumy:  HANKA  BIELICKA.

Urodziła się 9 listopada 1915 r.  gdzieś na Ukrainie w obwodzie połtawskim , ale całe późniejsze życie przeniosło się do Łomży i Warszawy. Anna Weronika Bielicka miałaby dzisiaj 108 lat. Była osobą skromną i czułą, ale również bezpośrednią w kontaktach z tymi wielkimi i maluczkimi. Hania lubiła swoja publiczność, i ta odwzajemniała się witając ją na scenie i żegnając owacjami na stojąco.
Nieodłączne…
…kapelusze, ach ileż miała ich w kolekcji, na szczęście nie wszystkie woziła ze sobą. Jaka była w życiu prywatnym? Już na samym początku, gdy moja szefowa we wrocławskim „Imparcie” zapowiedziała mi: Bolek, razem z Mietkiem i Dzidkiem będzie realizować trasę estradową Hanki Bielickiej.
…Jezuuuuuu!!!! – ona nas zagada na śmierć! – wykrzyknęliśmy chórem.
– Bolek, Ty się puknij w swój nieogolony łeb – to Ty oszczędzaj Hanię, bo swoim gadulstwem  już wielu z branży doprowadziłeś do pasji… Przypomnę Tobie, że Violetta Villas powiedziała mi kiedyś: ” Zdzisława” ja temu Bolkowi chętnie zapłacę pół mojej gaży tylko niech przestanie tak dużo gadać, opowiadać.
Faktycznie, biję się w piersi, mam gadane, ale Hani nikt nie dorówna.
Wniosek „morda w kubeł albo na kłódkę”.
Tak też uczyniłem ku zadowoleniu wszystkich, z kierowcą busa Robura włącznie. Ten enerdowski wehikuł woził nas realizatorów i artystów na trasach koncertowych Dolnego Śląska. Nie da się zapomnieć epizodu z udziałem Hani, gdy jechaliśmy realizować dwa recitale do Walimia pod Wałbrzychem…
To było gdzieś w połowie stycznia, piękna pogoda w dzień, słoneczko, ale od popołudnia zaczął walić śnieg grubymi płatami, jechaliśmy w teren górzysty, przecież to Góry Sowie. Gdzieś kilkanaście kilometrów przed Walimiem nasz Roburek wpadł w zaspę, Krzysiek, nasz kierowca miał zawsze na wyposażeniu łopatę… Oj przydała się, jeszcze godzina do występu a my w zaspie, odgarnęliśmy śnieg, ale trzeba było jeszcze popchnąć to żelastwo, aby wyprowadzić z zaspy na drogę. Kierownikiem pchania była Hania, (nawet się zrymowało), wysiadła z busa, podwinęła rękawy i razem z nami użyła siły, chyba była bardzo mocną kobietą bowiem w kilka minut Robur ruszył już sam. Ona miała charakter i jako gwiazda nie dawała żadnego sygnału, aby inaczej ją traktować. Nareszcie w Walimiu, miejscowe kino, brak garderoby, ciepłej wody.
Ona była przygotowana na wszystkie sytuacje. Na dodatek popękały rury centralnego ogrzewania i trzeba było wystąpić w niedogrzewanej sali. To nic, żaden problem dla niej, zapytała tylko – a mam dla kogo wystąpić?
– Jest ponad frekwencja, sprzedano dodatkowo 50 biletów stojących…
Hania przebierała się w kasie biletowej, dogrzewało ją tam elektryczne słoneczko…
Widownia…
…pełna, tylko 5 minut spóźnienia – weszła w sukni z dużym dekoltem, ramiona okryte bolerkiem. Boże ona dostanie zapalenia płuc, pomyślałem. Widownia powstała i przywitała ją gorącą owacją, faktycznie zrobiło się ciepło i przyjemnie.
– Więcej was tutaj nie było! chyba cały Wa-im  skomentowała.
Jej mottem było powiedzenie – „jeszcze Polska nie umarła póki się śmiejemy”. Tak było na każdym jej występie, salwy śmiechu i jej kanonada słów. Nigdy nie przekraczała granic dobrego smaku, to była dama, pierwsza dama polskiego kabaretu i estrady. Była bardzo samotna i chyba w tej samotności nieszczęśliwa. Małżeństwo z Jerzym Duszyńskim, aktorem scen teatralnych i filmu polskiego nie było udane, rozwód był w 1968 roku. Po wielu latach Hania zawsze wracała do tego związku, kiedyś wyznała, że wyszłaby za Jurka po raz drugi…
Już zawsze…
…była samotna. Żyła pracą, a adoratorów, których było mnóstwo, odprawiała z kwitkiem. Nie zapomnę jednego wieczoru, byliśmy wówczas w Międzylesiu, tuż przy czeskiej granicy… – Boluś, kokunieczku, mam dzisiaj zły dzień, odprowadzisz mnie po recitalu do hotelu? Coś się z Nią działo, bardzo smutne oczy i twarz, jakby za chwilę miała się rozpłakać…
W tej chwili wszedł inspicjent – Pani Haniu, za minutę Pani wejście.
Założyła kapelusz, wyszła… Jej życie to scena i widzowie. Ten wieczór w Międzylesiu bardzo się jej przydał, publiczność pełne 15 minut bisowała po występie a ona z wesołym błyskiem w oczach tłumaczyła.
– Ja tutaj jeszcze wrócę do Was, ale teraz już musimy jechać do hotelu, nasi koledzy po fachu są zmęczeni, kierowca nie wyspany… Na was też czekają bliscy, więc mówię do zobaczenia, kocham Was wszystkich…
Jeszcze autografy, uśmiechy i wzruszający moment, gdy Hania podeszła do inwalidy na wózku, miał może 30 lat.
– Życie jest piękne mój kochany, nawet gdy jest trudne i bolesne, pozdrów ode mnie swoją rodzinę…
Po czym  dała mu wiązankę wcześniej wręczonych od dyrekcji domu kultury kwiatów.
– Boluś, dziękuję Tobie za ten wieczór, bardzo mi pomogło to spotkanie z tak wspaniałą publicznością. Nie odprowadzaj mnie już do hotelu dzisiaj, nie pomylę piętra, roześmiała się.
A ja nie wiem…
…dlaczego trochę się wzruszyłem, bo widziałem ją teraz, w tym momencie odmienioną, może to spotkanie z inwalidą i ludźmi z Międzylesia miało wpływ.
Pod koniec 2005 roku wykryto u Hani tętniaka, szpital, operacja, która zakończyła się niepomyślnie…
Odeszła 9 marca 2006 roku. Pogrzeb odbył się 16 marca 2006 r. Tysiące żegnały ją na warszawskich Powązkach, rzesze Łomżynian przyjechało aby wziąć udział w Jej ostatniej drodze. Maria KACZYŃSKA, żona Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przekazała list od męża, Prezydenta RP.
ŁOMŻA
Ona to miasto i jego społeczność kochała szczególnie. Nie zapomnę, gdy kiedyś powiedziała – Boluś, jest tam jakieś okienko, abyśmy pojechali na dzień lub dwa do Łomży?
Na pogrzebie Hani Bielickiej, autor jej tekstów Zbigniew Korpolewski powiedział:
„ONA nie umarła, tylko zeszła ze sceny „. Ksiądz prałat Andrzej Przekazinski pożegnał Ją tymi słowami…
„Hanka uczyła nas optymizmu i radości. W ostatnich latach miała poczucie przemijania, ale uczyła także, że do śmierci można zmierzać radośnie. Kochała ludzi. Miała poczucie humoru. Nie zabiegała o zaszczyty. Same do niej przychodziły. Taką ją zapamiętamy, taką ją przedstawimy dzisiaj Bogu.”
BIELICKA nie lubiła pogrzebów, kiedyś zażartowała – „pewnie również na swój nie wpadnę”…
Bolesław Bednarz-Woyda

2 Komentarze

  1. Cudowne i zarazem wzruszające wspomnienia. Oby takich postaci sceny,które swoją asertywnością i dystansem do otaczającego nas świata potrafią przyprawić o uśmiech na twarzy było więcej. Tego sobie i czytelnikom życzę.

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię