Owszem, trochę wybrzydzam. Ale nie dla zasady, bo trochę mi się podoba. I to chyba widać, znaczy: można przeczytać. Chyba nawet nie jest fifty-fifty, bo tego wybrzydzania jest raczej mniej niż więcej.
Mowa o wypowiedzi na temat wytwarzanych przeze mnie pisanin o teatrze legnickim w Piastowskiej. Zostałem nazwany recenzentem, lokalnym krytykiem i dziennikarzem, co oznacza, że tak naprawdę jedynie próbowano mi skopać tył.
Za to w bardzo branżowym portalu teatralny.pl. Hm.
Wcale za dziennikarza się nie uważam ani krytyka. Może recenzent? Ale już na pewno nie żołnierz reżimu, który zwalcza dyrektora Głomba i perfidnie chce przeprowadzić konkurs na stanowisko dyrektora teatru w Legnicy. Tak właśnie mnie widzi po tekstach Pan Łukasz Drewniak.
Z Krakowa.
Kowalczyka czytają i poklepują – kończy jeden z akapitów Pan Drewniak.
Czasem myślę (proszę nie powtarzać!), że naczelny Piastowskiej podkręca licznik wejść na moje teksty. Zawsze troszkę się uzbiera. Ale nie mam zbyt wielu poświadczonych czytań. Tak na piśmie.
A z tym poklepywaniem to w pandemicznym zamknięciu – szkoda gadać. Laurek na ścianę nie przysyłają. Chyba, że miałbym telefony albo esemesy z pochwałami – poklepywaniami. Zapewniam Pana Drewniaka jednak, że tak nie jest. Nawet bym bilingi udostępnił, ale to chyba na nic. Ponieważ Pan Drewniak nie czytał uważnie moich tekstów i podobnie jak inny pan od teatru – ze stolicy, uznał mnie za cyngla Marszałka Przybylskiego przyczyniającego się do odebrania teatru w Legnicy Jackowi Głombowi.
Piszę po to, by przeczytali mnie urzędnicy od marszałka, aby posłużyć się moimi tekstami przeciw Jackowi Głombowi jako świadectwem w procedurze konkursowej. To pomysł Pana Drewniaka. Słaby.
Otóż zacząłem sobie pisywać, zanim konkurs ogłoszono, ale w legnickim teatrze bywałem dużo wcześniej. Widziałem jego początki – Zapomnieć o Herostratesie albo Lato w Nohant. Co, oczywiście – nie daje mi tytułu speca od teatru, żadnego zresztą, choć jakie takie obycie – to już trochę. Pewnie – nie jestem najlepszy w tym pisywaniu, ale wyszukiwanie takich nieciekawych powodów po mojej stronie, jakie proponuje Pan Drewniak, jest dość niskiej próby. Dreszcz mnie nie przeniknął, bo już kilka razy takie coś czytałem na swój temat i odrobinę zobojętniałem. Ale też, zauważam, wynalazczość adwersarzy nieporywającą jest, bo mówią to samo w koło. Zwariowany narodowiec i konserwatywny w dodatku. Na usługach urzędu, partii, sekty. Proszę.
Gdyby zaś zażyczyć sobie dowodów mojej usłużności, Pan Drewniak miałby z tym kłopot. Proponowane domniemanie to słabizna.
Nie do pojęcia jest różnica zdań – po prostu?
W wariancie Pana Drewniaka mój głos jest wyjątkowy, bo jedyny. Wszyscy chwalą pracę Jacka Głomba, a ja nie (co nie jest prawdą). Jacek Głomb i jego zespół mają w tej chwili poparcie niemal całego środowiska dyrektorów, aktorów i recenzentów, a przeciwko lokalnego dziennikarza z Gazety Piastowskiej (to niemal, ergo są wyjątki – trochę mnie ratuje). Kiedy i gdzie stanąłem przeciw niemal całemu środowisku – nie pamiętam. Słyszałem za to niemało głosów, które na teatrze legnickim wieszały psy i, niedawno po Zemście dla przykładu – były zdecydowanie na nie. Nie powiem jednak, że przeze mnie przemawia wielu. Nie reprezentuję nikogo, prócz siebie. I dla nikogo zleceń nie realizuję. Załóżmy, że wyrażam stanowisko inne.
Jak stwierdził Pan Drewniak, próbuję przebić legnicki balon. Balon – właśnie. Coś dętego?
Pan z „Gazety Piastowskiej” (C’est moi) wypisuje swoje pseudohistoryczno-teatralne analizy.
Nigdy za historię teatru się nie brałem ani powszechną, ani legnickiego. W Konkursie THM z kwietnia przeszłego roku Co ty wiesz o legnickim teatrze? przepadłbym żałośnie i dlatego nie zgłosiłem swojego udziału. Cóż. Za cienki jestem. Ale, jak już napisałem, żaden ze mnie dziennikarz. Amator, wolontariusz ledwie. Gdyby więc Pan Drewniak ową cienkość i całe to pseudo moich tekstów zechciał wykazać – uradowałby mnie.
Nie sądzę jednak, że się zniży. Teatralny.pl to jednak nie Piastowska (na boku zauważę, i niech mi Naczelny daruje, że szycie dla mnie butów wywrotowca z powodu tekstów publikowanych w zaledwie, z całym szacunkiem – Piastowskiej, to naprawdę gruba przesada, proszę Pana).
Tu, u nas – na prowincji nie ma zbyt wielu wzorów. Zgoła żadnych. Lokalni dziennikarze za biurem prasowym teatru powtarzają podane, sformatowane informacje, a niektórzy, jak biadał niedawno redaktor @ktu – wprost przywłaszczają sobie jego teksty i podpisują jako własne. Zgroza! Jestem więc zdany na siebie i własne rozeznanie tego, co proponuje Modrzejewska.
Pseudohistoryczno-teatralne, to dobre!
Co to w ogóle znaczy i do którego tekstu miałoby się odnosić ? Naprawdę, nie wiem.
Trochę to wszystko jest jak zupa na gwoździu – tekst z niczego, pozornie. Bo ani tu polemizować, ani perswadować, ani prostować, dowodzić, że nie jestem wielbłądem. No, nie da się.
Pan Łukasz Drewniak tak to widzi i już. Ma prawo.
Podobnie jak ja. Czyż nie?
Ale jest sprawa inna. @kt bowiem po raz kolejny publikuje tekst (dokładniej – fragment tekstu), w którym Adam Kowalczyk (C’est moi) jest przedstawiany w zdecydowanie negatywnym świetle. I nie jest to tekst na temat mojej wypowiedzi o konkretnym spektaklu, czy jakiejś akcji teatru. Nie obraziłem żadnego reżysera, nie wybrzydzałem, ponad miarę, na jakieś widowisko, ani muzykę, ani scenografię, ani na kostiumy. Nie zaczepiałem także dyrektora. A tu – zestaw insynuacji, szyderstw i zupełny brak rzeczowości.
W gazecie teatralnej – organie obsługującym legnicką kulturę. O!
Dorabia mi się jakąś straszną pronarodową gębę, co ma działać jak najgorszy z epitetów bodaj – w kieszeń wtyka partyjną legitymację albo zlecenie na Jacka Głomba przyjęte od władz województwa. Jeśli usiłuje się mnie obśmiać czy zohydzić mówiąc o narodowym i konserwatywnym, to sprawa jest zupełnie poza-teatralna czy mimo-kulturalna. I Pan Drewniak (i cytujący go @kt), i wspomniany pan ze stolicy, i jeszcze jeden lokalny, ale inaczej niż ja, bo nie narodowy i nie konserwatywny, lecz turbo-światły i megapostępowy prowadzą taką właśnie grę: całkiem poza-teatralną, mimo-kulturalną. Nie ukrywają tego. I nie ukrywa też Pan Drewniak, gdy w finale swojego tekstu wyraża dosyć zatrważające pragnienie:
Mam nadzieję, że Legnicę uratuje ulica. Że na wiosnę stan społecznego wzburzenia będzie tak wielki, kryzys tak straszny, demonstracje antypisowskie i antykwarantannowe tak potężne, że marszałek będzie miał naprawdę ważniejsze rzeczy na głowie niż gaszenie kolejnego teatralnego pożaru. Mimochodem zauważę, że za podobne wypowiedzi pewnego Donalda postawiono właśnie w stan oskarżenia.
Będę kończył.
Sugestie Pana Drewniaka, jakobym dostarczał Marszałkowi kwitów na Głomba odrzucam zdecydowanie. Nie wiem tylko, jak wyplątać się z tego: Nic tak nie dziwi i nie przeraża, jak dobre pióro w służbie złego. Czy to o mnie? W służbie złego?
Dzwonię do Naczelnego!
Hallo, tu Kowalczyk…