Przez przypadek, zupełny, naprawdę, wpadłem w Bolesławcu na spotkanie z Antonim Liberą.
Co za traf! Małgorzata Juda-Mieloch właśnie wydała w Bibliotece krytyki literackiej Kwartalnika Nowy napis książkę pt. W cieniu marnego czasu. O twórczości Antoniego Libery, a Miejska Biblioteka Publiczna – Centrum Wiedzy zaprosiła autorkę i jej bohatera na piątkowy wieczór.
Tytuł promowanej pracy M. Judy-Mieloch został wyjęty z jednej z Elegii Hӧlderlina, którego przekłady można było także kupić podczas spotkania:
Tymczasem jednak dość często
Myślę, że lepiej już spać, niż żyć tak w osamotnieniu
I wiecznie czekać; i nie wiem, co robić ani co mówić,
I w ogóle na co komu w tym marnym czasie poeci?
Mimo, że gość jest tłumaczem i klasyków (Sofokles), i Becketta, i przytoczonego Hӧlderlina, i Rilkego najwięcej czasu poświęcono podczas spotkania powieści Madame (1998), którą wygrał niespodziewanie pierwszy konkurs Znaku na powieść.
Opowiadał tego wieczora, jak wielu czytelników zauroczonych jego opowieścią okazywało podczas wieczorów autorskich rozczarowanie, gdy przyznawał, że nie jest to historia autobiograficzna. Próbował ustalić w związku z tym, na czym zasadza się sztuczność sztuki słowa, przywołując Zwiastowanie Rilkego oraz ostatni tekst Becketta, który powstał na rok przed jego odejściem.
Próba wydała się karkołomna choć gość fantastycznie czytał teksty.
Jeszcze gorzej było, gdy starał się wykazać geniusz Sofoklesa, przywołując tragedię Lajosa. Gorzej, bo gdy mówił o wizycie króla Teb u delfickiej wyroczni, komuś z sali ulał się żart, że nie istniała wówczas technologia in vitro, którą by Lajos mógł zastosować, aby wzbudzić następcę tronu.
Cierpliwość Antoniego Libery wystawiono zresztą na trudną próbę już na początku spotkania, gdy, jakoś nieoczekiwanie wyznał szczerą niechęć wobec takich postaci jak Leszek Miller czy Włodzimierz Cimoszewicz, którzy posłują obecnie z ramienia lewicy do Brukseli.
Poruszenie na sali było wyraźne wobec takiego dictum; wydało się jednak niezrozumiałe, bo swoje poglądy Antoni Libera wyraża jawnie na przykład w rejestrowanych na portalu Teologiapolityczna.pl seminariach.
Wyraził je także w Madame, ale dlatego właśnie z powodu uproszczonego i wygodnego obrazu prlu próbował ją schlastać krytyk Czapliński. Albo za nadszarpnięcie mitu hiszpańskiej wojny domowej.
Jak wiadomo, wszystkich jej sowieckich kierowników po powrocie do ZSRS stracono, a obraz kontrolowania i trzebienia komunizmu hiszpańskiego (POUM) przez delegowanych za Pireneje stalinowców pokazany przez Orwella (1984) – długie lata był zakazany w naszej części Europy.
Za to Guernica i gołąbki Picasso albo powieści towarzyszy Hemingway’a czy Malraux – nie.
Dwie myśli – żeby sprawozdawczości zadość się stało, na koniec – własne.
Pierwsza ubolewająca – że też do Legnicy nie zawita taka gwiazda pierwszej wielkości. Niszowi dziennikarze śledczy sączący trudne do weryfikacji teorie albo kreowane przez środowiskowe gremia asy wypasane na crowdfundowych dietach – to jednak nie to samo. Jednak nie.
I druga – że nawet podczas spotkań z tej miary postacią prosta wiedza, jaką początkujący student polonistyki musi opanować na pierwsze colloquium z poetyki – może okazać się trochę ponad możliwości audytorium oczekującego bardziej potwierdzeń jakichś własnych pragnień i intuicji niż otwartego spotkania z nieznanym.
Skończyło się autografami i zdjęciami z gościem. Jak zwykle w takich razach. A ponieważ na fotę sobie nie pozwoliłem, przytoczenie jeszcze jedno na zakończenie – finał niedokończonego wiersza Hӧlderlina w tłumaczeniu Antoniego Libery.
Za czasów Sokratesa
(…) wzywam cię,
przyjdź do nas, stary Dajmonie
Lub przyślij
Bohatera
Albo
Mądrość
1800
Adam Kowalczyk