O pamiątkach

0
1075

Zimowy spacer na cmentarz nie był przypadkowy.  Zachciało mi się obejrzeć  marszałka dwóch narodów w nowym miejscu – po powrocie z tymczasowej gościny u sierżanta. Z daleka wyraźnie widać figury z pomnika wdzięczności: stoją w słońcu. On natomiast pod drzewem, w cieniu. Nie rzuca się w oczy.

Z bliska – nie zyskuje. Znawcy  zagadnienia – pomnikolodzy mówią, że fakt górowania figur nad  zwykłym człowiekiem, wyniesienie ich ponad poziom codziennego życia ma swój tajemny, etnograficzno-antropologiczno-semiologiczny sens i walor.  Spoglądają z wyżyn i trzeba zadzierać głowę, patrzeć z dystansu, aby ogarnąć całość. Jest w tym jakaś tajemnica, którą i Jan z Iwanem, i  marszałek Konstantin utracili po sprowadzeniu ich na ziemię. Także wielkość – czyniła ich jakby naturalnymi, gdy  stali wysoko, teraz zaś tracą pomnikowość. Są  zdecydowanie bardziej sztuczni, gdy stoją na ziemi.
Jednakże z bliska lepiej widać. I tak na przykład da się zobaczyć, że marszałkowska buława, którą dzierży Konstanty zwieńczona jest czterema orłami na tarczach amazonek. Polskimi wojskowymi orłami, oczywiście! Na dodatek jest przepasany wstęgą  orderu Virtuti Militari I klasy – zupełnie  jak Tadeusz Kościuszko czy Józef Piłsudski! Kiedy w Reducie Ordona  czytamy urąganie Mickiewicza  pod adresem cara  w związku z koroną Polski – boś ją ukradł i skrwawił synu Wasilowy, to te polskie orły na buławie marszałkowskiej i Virtuti Militari ustanowione  w związku z wojną z Rosją i obroną Konstytucji 3 maja, powinny wzbudzać tyle samo gniewu. Czy wzbudzają? Czy wzbudzały?
Nazwany półtuszą pomnik okala girlanda liści dębu.  Takich samych jak te nad głową stylizowanego na  chłopa Stalina w kapeluszu z płyty tzw. Pomnika Wdzięczności. Wszystkie te chwały dopełniają dwie gwiazdy Bohatera Związku Radzieckiego na piersi Konstantego.
Jak to się stało, że musieliśmy godzić się, aby na jednym mundurze zawisły i leninowska czerwona gwiazda, i Krzyż Virtuti Militari?

Za plecami marszałka – pomnik. Zadbany i strzelisty, lśniący świeżą bielą (zupełnie inaczej niż ozdobiona  gwiazdą i sztandarami wejściowa brama przy Wrocławskiej – obite tynki i  zasmucająco wyblakłe farby).
Pod pomnikiem inskrypcja, w której propaganda naprzekręcała, ile można, byle wyszło ładnie. O wyzwolenie ziemi legnickiej walczyła Armia Czerwona – a nie Radziecka, jak  czytamy.
Czerwona – ta, która ruszyła  wraz z wystrzałem z Aurory na Pałac Zimowy i z którą walczyliśmy w 1920 roku.
Czy ZBOWiD fundujący w 1972 roku  kamień z napisem musiał konsultować treść z GUKPiW, czy  potulnie dokonano aktu autocenzury i wpisano tu to, co wpisano? Zupełnie dokładnie trzeba tu zauważyć, że organizatorzy tych czołobitności zwykle do swoich inicjatyw włączali bezceremonialnie społeczeństwo ziemi legnickiej. Tak stało na Placu Słowiańskim, tak jest i tu na cmentarzu.
W starodawnym Magazynie historycznym Mówią wieki Marcin Czajkowski szydził: Mieszkańcy miasta masowo i, rzecz jasna, ochotniczo uczestniczyli w zbiórce pieniężnej oraz w odgruzowywaniu placu i stawianiu cokołu.Jak to się stało…?

A kiedy zwróci się kroki ku nagrobkom żołnierzy, zauważamy: jakże wielu wśród tu pochowanych nieizwiestnych!  Ani daty, ani szarży – choćby cienia, domysłu tożsamości. Nic. Tylko gwiazda z sierpem i młotem.
I musi wystarczyć im ten sierp i ten młot. I ta leninowska gwiazda. I napis: Nieizwiestnyj.

(ak)

Udostępnij
Poprzedni artykułOddają honorowo
Następny artykułSeniorzy na Marsie

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię