Nieocenieni internauci wspierają swoich wyborczych faworytów, wyszukując jakieś stare nagrania, zdjęcia, teksty demaskujące to tego, to owego. Media skwapliwie to podejmują i upychają, gdzie się da, aby zalepić luki niedopracowanych kampanii albo na bieżąco odrabiać straty, urządzać zasadzki lub małe ofensywne wypady. Ot, wojenka.
I ja też. Demaskowanie, koniecznie – demaskowanie!
Przybycie Prezydenta RP Andrzeja Dudy do Złotoryi. PiS mobilizuje wyborców. I Senatorowie: Czudowska i Mróz, i minister Machałek, mieszkańcy, entuzjaści, zwolennicy, beneficjenci, media, gapie. Normalnie.
I KOD z Legnicy też. Normalnie.
Trudno ich nie poznać – kolporterów Dekodera (co za słabizna!) spod zegara, uczestników wszystkich legnickich stań pod sądem i teatrem. Budowniczych Konstytucji z malowanych desek. Gwizdaczy. Zbieraczy telewizorów. Znak szczególny: sylabizowana Konstytucja – najlepiej w tęczowym kubraczku.
I żarliwe wyznania: Nie jesteś moim prezydentem!
Były mocno nachalne próby eksponowania się – jakby kto był ciekaw tych kodziarskich politycznych wyznań! Strasznie słabe. A jeśli ktoś koniecznie chce dać się zobaczyć albo, co bardziej prawdopodobne – zagrać jakąś istotną rolę podczas wydarzeń nie do niego adresowanych i nie rozumie, że jest non grata, gościem nieproszonym, kamykiem w bucie, piątym kołem u wozu, to… No właśnie: nie rozumie – i wypada żałośnie.
Czy legnicki desant – eksport na spotkanie wyborcze w Złotoryi został zamówiony przez tamtejszych malkontentów? Czy to raczej inicjatywa legnickich kodziarzy? Legnica udzieliła bratniej pomocy Złotoryi – ku temu się bym skłaniał.
Kiedy postanowili sobie pogwizdać pewnego zimowego przedpołudnia i zaprosili jako gwiazdę tego gwizdania Senatora P. (któremu nb. w lutym br. wpadło jeden i pół bez zawiasów), to najechało się w okolicę centrum Legnicy aut z obcymi rejestracjami tyle, że wolne miejsca na parkingach dopiero gdzieś pod Qubusem znalazłbyś. Polkowickie, lubińskie, jakieś kłodzkie i głogowskie. Dobrze pamiętam, bo wtedy Krystyna Sobierajska na schodach Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy usiłowała tekstem (ledwie jakieś liche A4) Popieram polski rząd wyrazić własne, i przeciwne, stanowisko, a dwaj dziarscy kodziarscy zawodnicy wagi ciężkiej wyszarpnęli jej tę manifestację z rąk, darli w strzępy, a z każdą chwilą więcej adrenaliny płynęło im w żyłach, groza narastała i niewiele brakło, aby poturbowali kobietę. Z zupełna obojętnością przyglądali się temu i Senator P., i aktor P. – zapiewajło tamtego stania, gromada postępowców z gwizdkami w zaciśniętych zębach – Szanowni państwo – P.T. Publiczność tamtego stania. Import z terenu.
Tak kojarzę sobie te fakty, i – choć odległe w czasie są, wydarzenia te odsłaniają niespiesznie, i wcale nie nieoczekiwanie, lecz nieubłaganie – tę prawdziwą naturę KOD.
To spółka z mocno ograniczoną odpowiedzialnością: Kodexim. Wynajem ludzi. Firma: eksport – import. Dostarczamy ludność na wiece, panele, rozprawy i spotkania wyborcze. Logistyka i oprogramowanie.
Skrót w manierze, do jakiej przywykliśmy podczas ustrojowej transformacji lat ’90 (może być też Kodimpex albo Impexkod lub Imkodex czy Exkodimp – wszystko jedno).
Może i niewystrzałowe bardzo niniejsze demaskowanie jest, ale za to fakty tylko autentyczne: wciąż te same osoby dwoją się i troją, żeby przeszkadzać, psuć i zakłócać.
Byliśmy – jesteśmy – będziemy: udawany front sprzeciwu narodu. Tylko, że ludzi mało i trzeba wozić się to – tu, to – tam, aby robić wrażenie mnogości i siły oporu zwróconego przeciw Andrzejowi Dudzie.
Ledwie wrażenie.
Adam Kowalczyk
Fot. (radiopluslegnica)