Nie słyszałem obietnic złożonych jesienią podczas tak zwanego Marszu miliona serc.
Ale to nic – Donald Tusk wszystkim przypomniał je, już jako premier, w szumnie nazwanym orędziem noworocznym wystąpieniu wyemitowanym w publicznej telewizji.
nie ustawałem w wysiłkach aby zrównać ludzi
(…)
mam niepłonną nadzieję że inni podejmą mój trud
i dzieło tak szczytnie zaczęte doprowadzą do końca
(Z. Herbert – Damastes z przydomkiem Prokrustes mówi)
Odsłuchanie całości ujawnia, że mówca zwraca się do tych, którzy zwykle publicznej telewizji nie oglądają (Drodzy Państwo). Albo dotąd publicznej telewizji nie oglądali.
Tak jakby dokonano założenia, że widzowie komercyjnych stacji porzucili je i włączyli TVP. Przynajmniej na czas trwania tego wystąpienia.
Przypomnienie (ślubowanie) obietnic złożonych w tak zwanym Marszu miliona serc, złożonych uczestnikom i nieuczestniczącym poplecznikom programu i osoby Donalda Tuska, jest raczej przypomnieniem (powtórzeniem) skierowanym do tych, którzy je już słyszeli (mogę powtórzyć przed wami). Bo wątpliwym jest raczej, że pierwszego października 2023 roku…
pisiory…
chciały słuchać w telewizji komercyjnej tego, co obiecywał w stolicy pretendent jeszcze wówczas Tusk Donald.
W orędziu to szło tak: Zwyciężymy, rozliczymy zło, naprawimy krzywdy, pojednamy.
Dla wyborców PiS te cztery obietnice zabrzmiały jeszcze jesienią raczej jak groźby, przestrogi czy zapowiedzi niekorzystnego obrotu spraw, a nie jak obietnice przecież. Owszem, na takie zapowiedzi i ich realizację czekali wyborcy Donalda Tuska. To im właśnie obiecał to, co obiecał.
Zwracał się podczas tak zwanego Marszu miliona serc do cierpiących zło (naprawimy zło), krzywdzonych (naprawimy krzywdy), zniewolonych (zwyciężymy).
Tak to się układa.
Poza tym, zauważmy – rekordy oglądalności internetowych telewizji Republika i wPolsce.pl oznaczają, że widownia telewizji publicznej odpłynęła do tych właśnie mediów i tryumf Donalda Tuska (i oto dziś, ja, w telewizji publicznej, już jako premier Rzeczpospolitej) w TVP oglądali
w niedzielę albo jego zwolennicy sycąc się satysfakcją przejęcia czy odbicia publicznej telewizji, albo, no, właśnie – kto?
Do kogo ta mowa?
Ten ktoś, kto pisze Donaldowi Tuskowi takie odezwy do ludności powinien uważać bardziej na to, co mu podsuwa. Relacja nadawca-odbiorca wpisana w tę właśnie wypowiedź jest łatwa do rozpoznania. Temu mówcy zwykle zdaje się, że audytorium pragnie upajać się jego widokiem i brzmieniem słów i nie bardzo ma ochotę wnikać w ich sens.
A niesłusznie.
Ale ten składnik sylwestrowego wystąpienia Donalda Tuska nie jest specjalnie zajmujący.
Cztery wyżej zacytowane czasowniki (zwyciężymy, rozliczymy, naprawimy, pojednamy) musiały w październiku zabrzmieć mobilizująco, zdecydowanie. Jak zwykle w takich sytuacjach.
Dzisiaj…
…można je cytować jak spełniające się właśnie proroctwo.
Chociaż podobnie brzmiące inne obietnice wygłoszone równie zdecydowanie (Składam uroczyste przyrzeczenie, że dzień po wyborach pojadę i odblokuję pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy) – okazały się zaledwie metaforami, które naiwniacy zrozumieli, zupełnie niesłusznie – dosłownie.
Ta czwarta z obietnic Donalda Tuska już takim ziszczonym proroctwem nie bardzo być chce.
Pojednamy.
Słownik języka polskiego, ten spisany, bo w języku potocznym raczej takich wzniosłych wyrazów nie słyszy się wcale zgoła albo nadzwyczaj rzadko – notuje dwie postaci tego czasownika.
Częściej z zaimkiem się – pojednać się w znaczeniu: przeprosić jeden drugiego.
Możliwe jest także użycie bez zaimka się: pojednać.
Wówczas czasownik pojednać nabiera znaczenia: doprowadzić poróżnionych do zgody.
Donald Tusk obiecał pojednać.
Powiedział: Pojednamy.
Bez się.
Pojednać się (przeprosić jeden drugiego) można, gdy istnieje wola zgody. Gdy taką wolę przejawiają poróżnieni. Gdy taką wolę przejawia choćby jedna ze stron sporu.
Zdajemy sobie sprawę, że zawsze mogą powstać złośliwe uwagi, że można przecież zmusić, na przykład groźbą – do podawania ręki na zgodę.
Jednakże jakiekolwiek tego rodzaju pomysły zdecydowanie trzeba odrzucić.
Niczego takiego nie było ani podczas tak zwanego Marszu, ani w trakcie tak zwanego orędzia – sugestii przymuszania do zgody, pojednania – nie było. Prawda?
Tylko uśmiechy, życzenia Szczęśliwej Polski.
I obietnica pojednania.
Bez się.
Bez się – pojednać, zakłada jednak, jak się zdaje, istnienie pomiędzy poróżnionymi jakiegoś sędziego, moderatora, kogoś kto ma autorytet.
Albo władzę.
Bo do niekoniecznie lżejszych….
…w tym rozważaniu spraw należałaby podana w tym miejscu obserwacja owego my użytego w formie zapowiedzianego pojednamy. Pluralis maiestatis raczej podkreślające godność i dostojeństwo oratora aniżeli wskazujące mnogość partii czyli zbiorowości ze statutem, legitymacją i radą polityczną czy innymi organami wewnętrznymi.
Więc My, co w sporze nie jest stroną, nie gniewa się ani nie gniewa innych.
Jeśli ktoś zapowiada: pojednamy (bez się), stawia siebie samego (w godności pluralis) poza sporem, ponad nim, rezerwując dla siebie samego miejsce rozjemcy, arbitra.
Nie tym razem jednak i nie w tych okolicznościach, i gdy jeszcze ta obietnica zostaje powtórzona – robi się nie całkiem fajnie.
W tle za plecami obiecującego na Rondzie Dmowskiego Donalda Tuska zauważamy rozentuzjazmowanego Andrzeja Seweryna, który pół roku wcześniej skierował do młodego słowa o zadaniu, jakie go czeka: „Przyp….ć im”.
Powtórzenie o pojednaniu (bez się) trzeba jednak odebrać jako obietnicę cokolwiek złowrogą.
Z pewnością nie pojednawczą.
Zapowiedź pojednania (bez się) należy rozumieć tak, w zgodzie ze znaczeniem podanym w słowniku języka polskiego, że Donald Tusk zapowiadający takie pojednanie (bez się) chce wyłączyć się ze sporu trwającego od 2005 roku.
Sporu, który zainicjował, podsycał, zaogniał i którym kierował przez lata urzędowania w Brukseli aż do powrotu opakowanego wystąpieniami podobnymi temu sylwestrowemu. Mówiącymi o złu, wyprowadzaniu gości i naprawianiu krzywd.
Pojednamy – obietnica powtórzona w sylwestrowej mowie Donalda Tuska, pozornie niesie nadzieję, bo zapowiada jakąś jedność (tu jest naród, tu jest Polska, prawdziwa wspólnota narodowa), ale brak tego jednego się przy czasowniku pozwala domyślić się, na czym to jednanie ma polegać.
Będzie nim kierował…
…Donald Tusk w sposób, który właśnie obserwujemy i doświadczamy.
Inscenizowany uśmiech i dość już zużyte życzenia szczęśliwej Polski – jako fasada.
Stary minister spraw wewnętrznych przebrany za nowego ministra kultury posyłający silnych ludzi, którzy łamią ręce i prawo.
Poszukujący do tego jakiejś podstawy prawnej minister sprawiedliwości.
Uchwały Sejmu zamiast ustaw.
Nawołujący do delegalizacji PiS celebryci.
Postulująca reedukację moherów profesura.
Niechętni zostaną poddani pojednaniu.
Opór jest daremny.
Adam Kowalczyk