Dziś sen ze wschodnich stron, lubelszczyzna 😉 (UWAGA!!! tylko dla dorosłych, czytać po godzinie 23.00!!!) – od redakcji.
Super pogoda, wieś w gminie Mełgiew (już mi sie w głowie pomełgiewiło). Załapałem się z kumplem Frankiem do prac żniwnych u gospodarza, z fajną gospodynią i ich trzema córkami. Nie ma snopowiązałki, trzeba ręcznie kręcić powrósła.
Ponieważ ja zawsze dobrze kręcę więc dla mnie to pryszcz. Ale najlepsza fucha trafiła się Frankowi, formowanie snopków, które trzeba obejmować, aby związać. Pomagały mu przy tym trzy córki gospodarza. Razem obejmowali te snopki i wiązali moją kręconą produkcją. Koleś się tak zagalopował, że przez pomyłkę obejmował raz Martę, raz Agnieszkę a raz gospodynię. Tę to ciężko było objąć, ale sama się kładła.
Córki były bardzo pracowite. Najbardziej Zuzanna. Ta miała lekkiego zeza i zajęcie na dwa fronty, wiązanie i układanie pionowo snopków. Nie, jak to wymyślił Franek, że wszystkie mają leżeć… Zuzanna była mocarną kobietką. Stawiała od razu trzy zamiast jednego.
Raz się tak zagalopowała, że postawila w stogu Franka, który nie protestował.
Praca była w tym dniu bardzo wydajna, ponieważ ja naprawdę dużo kręciłem.
Do czasu, do czasu, bowiem szlag nagle trafił piękną pogodę Nie wiadomo skąd wzięły się czarne kłębiaste chmury i zrobiło się ciemno. Wszyscy wpatrzeni w niebo. Nagle błysnęło, jebnęło głośno i wylądowała między snopkami latająca miska… bo talerz to nie był.
Miska była ogromna, wielkości weselnej sali bankietowej. Coś w rodzaju drzwi opadało powoli z pionu do poziomu, tworząc pomost wejściowy do wnętrza miski. Chwilę później światła laserowe i stroboskopowe oraz inne popularne we współczesnych dyskotekach, wylały się na zewnątrz wraz z muzyką.
Skąd tam „przez twe oczy zielone zielone”? No już takiej popularności Zenkowi można szczerze zazdrościć. Muza była tak czysta, rytmiczna i głośna, że wszyscy jak jeden mąż (i żona) pobiegliśmy w stronę wejścia. Nagle nastała złowroga cisza i usłyszeliśmy głośny krzyk:
– FIXUM FERTUM!
Tylko ja odważyłem się zajrzeć do środka. Widzę jak on – UFOWIEC, miesza długimi rękami na czymś co przypomina konsolę.
– Mdhwekjfjku admnuvg tfffffu – powiedział w kierunku drugiego.
– Fixum gdbdbdhucnj oprynnnch – odpowiada ten drugi. Zobaczyli mnie.
– Aaa zapraszamy do nas – już po polsku usłyszałem.
Obaj opowiadali:
– Ostatnio jak byliśmy na Okominach koło Legnicy…
– W Okmianach – poprawiłem.
– A tak, w Okmianach, to kolega zabrał cystersę z wodą życia…
– Nie cystersę, tylko cysternę – poprawił ten drugi.
-…wypiliśmy odrobine i już tydzien jak nie możem się koncentrować i pozbierać.
– Co wy tutaj robicie w Janowicach? – zapytałem. Bo to Janowice w gminie Mełgiew były.
– Mamy misję, musimy przeprowadzić badania antropologiczno-prokreacyjne. Ten kto się zgłosi, dobrze mu zapłacimy.
Powtórzyłem to wszystkim przed wejściem. Zrobiło się niezłe zbiegowisko. Nawet przyszło kilku dziadków.
– Interesuje nas prokreacja – powiedzial jeden z ufowców. – jak to się u was robi.
Nie zdążyłem, ani ja ani Franek, ani gospodarz, jak wyrwało się dwóch dziadków do tego programu…
– Co wam będzie potrzebne? – zapytali przybysze.
– Jak to co??? Dwie jurne, ładne, młode dziewczyny.
– Czy są jakieś panie chętne do wzięcia udziału w programie? – zapytał ten ważniejszy.
Cisza. Nikt się nie zgłosił, a napaleni dziadkowie między sobą:
– Ja to bym z Zuzanną, chętnie, – A ja z Martą…
– Co zrobimy – naradzają się ufoludki. – Nie mamy dziewczyn, ale damy im lalki gumowe. Dziewczyny już na was czekają, wchodźcie.
Dziwne. Dziadkowie nie weszli, a wbiegli. Każdy dostał pokój w którym już siedziały na krawędzi łóżek ich wybranki. Trwało to może kilka minut, gdy obaj wyszli częściowo zadowoleni, a częściowo nie bardzo.
– No i jak było – pyta jeden drugiego.
– Wiesz Józek, fajna ona, ale wiecznie miała tak szeroko otwarte usta, taka bardzo zdziwiona. A jak ta twoja?
– Eee tam, ja tylko ją dotknąłem, a ona świsnęła, skurczyła się i wyleciała przez okno. Dziwne to.
– Panowie, dziękujemy za udział w eksperymencie, już wiemy mniej więcej jak to ma wyglądać. W nagrode dostajecie od nas po butelce wody, która odmładza i po lasce, którą trzymając w ręku, ma się potencję, że ho, ho, ho!!!
Nie wytrzymałem, wyrwałem się z tłumu:
– Ja też chcę taką laskę!
– Chwilka – uspokajali mnie goście z kosmosu.
Zaczęli szukać pod konsolą. Nagle włączyły się „przez te oczy zielone zielone”…
– Ty nie śpij na koncercie. Zaraz finał będzie z Rodowicz… – rozbudzili mnie moi znajomi, Bartek z Frankiem, sponsorzy biletu… na koncert Zenka Martyniuka.
Bolesław Bednarz-Woyda
Ups, powstrzymać się nie mogę. 21.10. Już przeczytane. Chm… Przy takich żniwach, to i ja chętnie bym pomógł 💪🤭👍😊😊😊
Od redakcji: No nie dziwię się, tekst wciągający 😉 Ale najważniejsze, żeby Czytelnik był pełnoletni, bo Redaktor Bolesław w bawełnę nie owija 😉
Dobry artykuł.
😂😂😂😂dobre