Tragizm polityki naszych czasów Roberta Davida Kaplana trafił mi w ręce nieco wcześniej niż zajęli się nim panowie w Trzecim punkcie widzenia.
W polskiej telewizji.
Jeśli zniesmaczeni postempowcy szydzą z TVP1 z powodu Zenka Martyniuka niechaj usiądą posłuchać Karłowicza, Cichockiego i Gawina i nasycą się czymś wyższym w TVP Kultura.
I przestaną wreszcie stękać.
Niewielką w sumie objętościowo książkę napisał autor, który odczuł efekty działania polityki na sobie samym. Będąc dziennikarzem, korespondentem zagranicznym, reporterem wojennym, pisarzem i analitykiem politycznym, głosił konieczność wojny z Saddamem Husajnem jako najkrwawszym tyranem bliskiego wschodu, by po doświadczeniu chaosu następującego po upadku tego reżimu zauważyć coś, co może wydać się szokujące: oto ten chaos wydał mu się straszniejszy niż terror Saddama.
Po czym popadł w depresję.
Książka ma w podtytule strach, fatum i brzemię władzy.
Takie właśnie wielkie słowa autor chce związać z polityką naszych czasów, mimo że coraz częściej okazuje ona błazeńskie lub mocno pospolite oblicze.
W książce niejednokrotnie pojawiają się także pojęcia męstwa, dzielności jako przymiotów, które, bynajmniej, nie gwarantują sukcesu. Często, jak pokazuje autor, towarzyszy męstwo klęsce, ale w takich właśnie razach dostrzega Kaplan ludzką wielkość.
Choć nie jest to jego głównym zamierzeniem, autor odświeża, jakby przy okazji, pojęcie tragiczności, czy może definiuje je na nowo, gdy mówi, że Holokaustu lub zbrodni w Rwandzie nie chce nazywać tragediami. Te zdarzenia nie były bowiem starciem dwu porządków dobra, jak w dziełach Eurypidesa, Sofoklesa, Ajschylosa czy Szekspira, lecz zbrodniami od klasycznego rozumienia tragizmu bardzo odległymi.
Tylko bezwład języka potocznego, języka codziennych doniesień powoduje, że tragedią nazywany jest ogromny pożar lub wielka kraksa na autostradzie.
Tragiczne jest wówczas, powiada Kaplan, gdy pojawia się rozdzierająca świadomość ubóstwa wyborów, jakimi dysponujemy. Czy w innym ujęciu: prawdziwą tragedią nie jest triumf zła nad dobrem, ale cierpienie spowodowane zwycięstwem jednego dobra nad drugim dobrem – jednej etycznie postępującej osoby nad inną etycznie postępującą osobą.
Ciekawym jest, że współczesna polityka rozpoznawana jest tu i oceniana poprzez odniesienie jej postaci oraz zdarzeń do zdarzeń i postaci znanych (czy aby na pewno?) z antycznych tragedii oraz dzieł Szekspira. Albo jeszcze szerzej – poprzez odniesienie sposobu pojmowania świata przez starożytnych Greków do współczesnego spojrzenia na świat.
Pierwotne greckie mity, które można znaleźć już w podręcznikach do literatury dla klasy piątej powszechniaka, pokazują to wprost jako zmagania chaosu z kolejnymi pokoleniami bóstw reprezentujących coraz to nowe porządki.
Kaplan pisze o tym tak: W greckiej tragedii uporządkowany wszechświat – przeciwieństwo chaosu – był zawsze cnotą.
Dalej jednak zauważa, i to wielokrotnie w różnych wariantach: tragedia nie jest zwycięstwem zła nad dobrem, ale tryumfem jednego dobra nad innym – tryumfem, który wywołuje cierpienie.
Męstwo, cnota, dobro, zło – to kolejne rzadkie dzisiaj słowa tej książki, jakimi współcześnie posługują się chyba już tylko kaznodzieje albo moraliści. Wydaje się, że to kategorie mocno odległe od polityki potocznie uważanej za obszar nadużyć, agresji, zdrad, cynizmu i małości.
Znamy to przecież: Dwa razy obiecać to jak raz dotrzymać (R. Sikorski).
Albo: Obietnice polityczne wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą (J. Rostowski).
Ale Kaplan świadomie przywołuje te właśnie rzadkie i wielkie słowa, tak jak w przytoczonym podtytule (strach, fatum i brzemię władzy). Chce bowiem inspirować, a nie siać defetyzm. Stara się, jak zapewnia, przywrócić swoją książką zdolność myślenia kategoriami tragizmu, ponieważ jej brak uznał za przyczyny politycznych porażek, które obserwowaliśmy niedawno (Irak, Afganistan) i obserwujemy aktualnie (Ukraina).
Polecam Tragizm polityki naszych czasów.
Dwa słowa polskiego tytułu (oryg.: The Tragic Mind: Fear, Fate, and the Burden of Power), powzięte z greki – jakoś nieodparcie kierują uwagę w stronę legnickiego teatru.
Kozioł (τράγος), którego ofiarę otwierały Dionizja – wiadomo, z konkurującymi widowiskami teatralnymi i polityka – sprawy πόλις, miasta-państwa.
W THM przecież sprawy i miasta, i państwa stale są obecne. A to na scenie, a to trochę poza nią, jako czynnik mocno z działalnością sceny związany. Wizyty posłów, senatorów, profesorów, rzeczników, eurodeputowanych, aktywistów, celebrytów, uwijających się pieczeniarzy czynią z teatru nieco hałaśliwy stragan. Sztuka dzieli się tu miejscem z rozpychającą się politycznością pojętą wszakże dosyć prosto: jako opowiedzenie się za propozycjami jednego ze stronnictw walczących obecnie o władzę w Polsce.
Ta agresywna narośl na legnickim teatrze (instytucji kultury) kamuflowana jest butną frazą naprawianie świata (Tak, teatrem chcę zmieniać świat, dlatego jeżeli mówi się o teatrze w Legnicy: społeczno-polityczny, to się nie obrażam – wygłosił dyrektor THM ostatnio).
Kaplan zna taką postawę i pisze o niej także: Nigdy nie pojęliśmy tego, co wiedzieli starożytni Grecy: nie da się naprawić wszystkiego, więc musimy zaakceptować, że większa część świata jest, jaka jest.
Butną?
Jak sam Edyp lub Kreon, którzy w końcu spokornieli, wyzbyli się buty i zmądrzeli tą mądrością, która, jak zauważa autor Tragizmu polityki: nie jest czymś godnym pozazdroszczenia.
Buta przebijała wyraźnie w wypowiedziach i Janiny Ochojskiej, i przedostatnio Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, i wcześniej Adama Bodnara oraz jeszcze wcześniejszych innych kawiarenkowych i uniwersyteckich gości. Gości tak naprawdę przecież dyrektora teatru, bo w samodzielność w kształtowaniu politycznego profilu THM pełnomocniczki dyrektora ds. społecznych można powątpiewać.
Sprawy, które wymagałyby tragicznego, w rozumieniu proponowanym przez Kaplana – rozumieniu właściwym, podejścia (tragic mind) – jak całość państwowych granic, poczucie bezpieczeństwa, społeczny solidaryzm nie są w taki sposób podejmowane ani na scenie, ani w przylegającym do niej przyteatralnym polityczno-społecznym ogródku.
Dolary przeciw orzechom, że w razie wygranej PO w nadchodzących wyborach teatrowi w Legnicy
ta jego społeczno-polityczna infekcja przejdzie. Jak ręką odjął.
Adam Kowalczyk