Złotoryjski Zakład Pracy Chronionej Przedsiębiorstwo Produkcyjno- Handlowe KOVA od dwudziestu lat jest obecny na mapie gospodarczej naszego regionu. Firma solidna, rodzinna. Warta pokazania! Efekty jej pracy możemy zobaczyć (i kupić) we wszystkich sieciach handlowych w Polsce i w Europie.
Osoby niepełnosprawne pracowały w złotoryjskim Vibisie od początku jego istnienia. Dwadziessci lat temu Vitbis powołał do życia firmę „córkę”, zatrudniającą w większości osoby niepełnosprawne. Przez dwie dekady KOVA wydoroślała.
Stabilnie
KOVA to ponad szesćdziesiąt etatów, a niemal czterdziestu pracujących to osoby ze stopniem niepełnosprawności
– Z pierwszym stopniem mamy dwie osoby, z drugim siedemnaście, a z trzecim osiemnaście osób – mówi Marzena Teterycz, główna księgowa firmy. – W sezonie, kiedy mamy więcej pracy nieco zwiekszamy zatrudnienie. Ale opieramy się na stabilnej załodze. Na początku działania firmy pomoc ze strony państwa dla zakładów pracy chronionej była większa, teraz jest mniejsza, ale i tak radzimy sobie bardzo dobrze. Przez te lata zbudowaliśmy solidną firmę.
Zdecydowana większość pracuje tutaj na czas nieokreślony, jedynie w okresie letnim zakład posiłkuje się pracownikami sezonowymi. Zasada jest prosta. Jak Vitbis ma więcej zamówień to i KOVA zwiększa obroty.
Sto tysięcy!
- Robimy na przykład opakowania jednostkowe z tektury litej, kartony zbiorcze, tuby… – mówi Mirosław Sęktas, dyretor zakładu. – W naszym wydziale automatów powstają szklane wydmuszki. Czyli bierzemy także udział bezpośrednio w procesie produkcji bombek. Dziennie robimy od osiemdziesięciu do stu tysięcy wydmuszek! Trzeba umieć ustawić maszynę, usunąć skazy. Jest co pakować. Na maszynach poligraficznych także pracują fachowcy najwyższej klasy. To już wyższa szkoła jazdy.
Mirosław Sęktas pracuje tu od początku działalności firmy, a zatrudnia pracowników, którzy byli tu zatrydnieni jeszcze wcześniej. To na ludziach opiera się sukces KOVY.
Pracownicy…
… mieszkają głównie w Złotoryi, Świerzawie, są też osoby z innych miejscowości powiatu złotoryjskiego generalnie. Dojeżdżają. Jakie mają niepełnosprawności? Praktycznie wszystkie, nie ma ograniczeń. Różne. Nie ma niepełnosprawności, która by nie pozwalała na pracę w KOVIE. Każde stanowisko jest dostosowane do pracowników. Ci, którzy mają schorzenia ruchowe mają zajęcia siedzące, składają opakowania przy stole, inni pracują przy automatach. Kto może stać wykonuje prace wymagające wiekszej sprawności. Wszyscy mogą się czuć jako pełnosprawni i potrzebni. Są w stanie pracować. Ale jest też część pracowników pełnosprawnych, więc po tylu latach funkcjonowania firmy nastąpiła naturalna integracja. Znają się znakomicie, wiedzą, że mogą na sobie polegać. Zgrany zespół.
– Można powiedzieć, że jesteśmy firmą rodzinną – mówi Marzena Teterycz. – I tak jest bo często jest u nas w zatrudniony mąż, żona. albo ojciec i syn.
Nowocześnie
Fundusz PFRON po tylu latach wie, że KOVA to sprawdzona firma. To współpraca partnerska. Pracownicy też czują się pewniej. Są zwroty za dojazdy, za leki, za koszty poniesione podczas rehabilitacji. Jeśli pracownik potrzebuje ze względu na schorzenie, na przykład specjalistyczne obuwie, to zakład mu refunduje zakup. Można korzystać z leczenia sanatoryjnego, niektórzy mają przystosowane do niepełnosprawności samochody. No i oczywiście same stanowiska pracy muszą być przystosowane.
KOVA idzie z duchem czasu. Jako grafik komputerowy zatrudniony został niepełnosprawny chłopak. Już nie trzeba zlecać takich prac na zewnątrz.
– Kupiliśmy samochód dostosowany do osoby niepełnosprawnej – mówi Pan dyrektor. – Służy do komunikacji wewnętrznej pomiędzy naszymi zakładami. Jesteśmy otwarci na współpracę w regionie. Zakład Aktywności Zawodowej w Świerzawie często jest naszym podwykonawcą. Podobnie Fundacja Rozwoju Powiatu Złotoryjskiego. W ten sposób pomagamy w zatrudnieniu niepełnosprawnych nie tylko na poziomie naszego zakładu. Stawiamy na solidnych ludzi, a tacy tam są.
Jedna z klientek z dużej sieci handlowej trafiła niedawno do Złotoryi i powiedziała: Lubię tu przyjeżdżać, bo tu zawsze są święta!
(ts)
Fot. Renata Szpyra