Z pamiętnika Bolesława: Kim Dzong Il był w Legnicy?

4
595

Czy Wielki Wódz Koreańskiej Republiki Ludowo Demokratycznej, ojciec Kim Dzong Una był w Legnicy? Oto historia pewnej znajomości…

Wracam do przeszłości i wspomnień z dzieciństwa.  Po niedzielnym spacerku w legnickim Parku Miejskim moim celem było odwiedzić CENTRUM WITELONA  utworzone w obiekcie dawnego Teatru Letniego PGWAR (Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej). Wcześniej zwanym Schutzenhaus  (Dom Strzelców) w czasach, kiedy Legnicę zamieszkiwali Niemcy. Ech wspomnienia…

Integracja po legnicku

Jest chyba rok 1957. Cztery  lata wcześniej w swojej daczy w Kuncewie pod Moskwą umiera Józef Wisarionowicz Stalin. Tam następcy Stalina Gieorgij  Malenkow i Nikołaj Bułganin reorganizują na swój sposób rząd i struktury polityczne Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Malenkow był przez dwa lata faktycznym przywódcą  kraju, w tym samym czasie premierem był Nikita Chruszczow, który dwa lata później przejął kontrolę i władzę nad państwem.  Tak, to ten sam, który podczas expose w ONZ w Nowym Jorku swoim butem akcentował reguły gry Amerykanom uderzając  obcasem w mównicę. I ten sam, którego wielką miłością była Marilyn Monroe, zresztą nie tylko jego , bo John Fitzgerald  Kennedy również podkochiwał się w Monroe. Ale się rozgadałem…

W latach rządów Chruszczowa nastąpiło wiele zmian, ale najważniejsze były te wspierające integrację międzynarodową państw socjalistycznych. Jakimś trafem do Legnicy przybyła dość liczna grupa koreańskich pionierów na zaproszenie ich radzieckich kolegów zamieszkujących z rodzinami i uczących się w Legnicy. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie okoliczności w jakich znalazłem się w grupie polskich dzieci pozbieranych z kilku szkół, która to grupa w ramach programu integracyjnego  wzięła udział w spotkaniu z pionierami koreańskimi i radzieckimi. Jedno jest pewne – porozumiewaliśmy się używając języka rosyjskiego i polskiego oraz częściowo językiem migowym i rysunkowym na kartkach papieru…

Czerwona chusta

Ja byłem pilnym uczniem, z rosyjskim dawałem sobie radę. Pamiętam bardzo dobrze moje spotkanie ze starszym ode mnie 14-latkiem. Poznaliśmy się imiennie. Przedstawił się jako Kim, ale jak wspomniał  nie urodził się w Korei lecz gdzieś w ZSRR, stąd jego płynny rosyjski i mój lekko spolszczony… Ale rozumieliśmy  się bardzo dobrze. Byłem na spotkaniu jeszcze raz następnego dnia i to był dzień pożegnania.

Kim zdjął swoją czerwoną chustę, która była charakterystyczną dla wszystkich pionierów – zawiązał mi ją wokół szyi i powiedział to na pamiątkę dla Ciebie. Nie było wymiany adresów, krótkie pożegnanie z grupą Koreańczyków i radzieckich dzieci.

 

Skośnoocy na Zakaczawiu

Na tym historia się nie skończyła. Jest rok chyba 1992, przyjechałem do Legnicy akurat mając przerwę w moich studiach teatralnych w Stuttgarcie. Jeszcze nie zdążyłem wejść do domu, gdy mój sąsiad na powitaniu oznajmił, że dwa dni wcześniej  pod dom przy ulicy Nowotki (obecnie Daszyńskiego) podjechała czarna limuzyna. Wysiadło z niej czterech skośnookich – jak ustalił  sąsiad – Koreańczyków i pytali o moją osobę. Ponieważ w mieszkaniu nikogo nie zastali, sąsiad udzielił informacji, że przebywam w Niemczech. Jeden z nich poprosił abym  się z nim skontaktował, wręczając wizytówkę z prośbą o przekazanie jej mnie. Na wizytówce widniało nazwisko Kim So Won  z Ambasady KRLD w Warszawie. Wizytówka jest w moich zbiorach archiwalnych.  W następnym odcinku dowiecie się więcej… ciąg dalszy nastąpi 🙂

Bolesław Bednarz-Woyda

4 Komentarze

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię