Czy Wielki Wódz Koreańskiej Republiki Ludowo Demokratycznej, ojciec Kim Dzong Una był w Legnicy? Oto historia pewnej znajomości…
Wracam do przeszłości i wspomnień z dzieciństwa. Po niedzielnym spacerku w legnickim Parku Miejskim moim celem było odwiedzić CENTRUM WITELONA utworzone w obiekcie dawnego Teatru Letniego PGWAR (Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej). Wcześniej zwanym Schutzenhaus (Dom Strzelców) w czasach, kiedy Legnicę zamieszkiwali Niemcy. Ech wspomnienia…
Integracja po legnicku
Jest chyba rok 1957. Cztery lata wcześniej w swojej daczy w Kuncewie pod Moskwą umiera Józef Wisarionowicz Stalin. Tam następcy Stalina Gieorgij Malenkow i Nikołaj Bułganin reorganizują na swój sposób rząd i struktury polityczne Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Malenkow był przez dwa lata faktycznym przywódcą kraju, w tym samym czasie premierem był Nikita Chruszczow, który dwa lata później przejął kontrolę i władzę nad państwem. Tak, to ten sam, który podczas expose w ONZ w Nowym Jorku swoim butem akcentował reguły gry Amerykanom uderzając obcasem w mównicę. I ten sam, którego wielką miłością była Marilyn Monroe, zresztą nie tylko jego , bo John Fitzgerald Kennedy również podkochiwał się w Monroe. Ale się rozgadałem…
W latach rządów Chruszczowa nastąpiło wiele zmian, ale najważniejsze były te wspierające integrację międzynarodową państw socjalistycznych. Jakimś trafem do Legnicy przybyła dość liczna grupa koreańskich pionierów na zaproszenie ich radzieckich kolegów zamieszkujących z rodzinami i uczących się w Legnicy. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie okoliczności w jakich znalazłem się w grupie polskich dzieci pozbieranych z kilku szkół, która to grupa w ramach programu integracyjnego wzięła udział w spotkaniu z pionierami koreańskimi i radzieckimi. Jedno jest pewne – porozumiewaliśmy się używając języka rosyjskiego i polskiego oraz częściowo językiem migowym i rysunkowym na kartkach papieru…
Czerwona chusta
Ja byłem pilnym uczniem, z rosyjskim dawałem sobie radę. Pamiętam bardzo dobrze moje spotkanie ze starszym ode mnie 14-latkiem. Poznaliśmy się imiennie. Przedstawił się jako Kim, ale jak wspomniał nie urodził się w Korei lecz gdzieś w ZSRR, stąd jego płynny rosyjski i mój lekko spolszczony… Ale rozumieliśmy się bardzo dobrze. Byłem na spotkaniu jeszcze raz następnego dnia i to był dzień pożegnania.
Kim zdjął swoją czerwoną chustę, która była charakterystyczną dla wszystkich pionierów – zawiązał mi ją wokół szyi i powiedział to na pamiątkę dla Ciebie. Nie było wymiany adresów, krótkie pożegnanie z grupą Koreańczyków i radzieckich dzieci.
Skośnoocy na Zakaczawiu
Na tym historia się nie skończyła. Jest rok chyba 1992, przyjechałem do Legnicy akurat mając przerwę w moich studiach teatralnych w Stuttgarcie. Jeszcze nie zdążyłem wejść do domu, gdy mój sąsiad na powitaniu oznajmił, że dwa dni wcześniej pod dom przy ulicy Nowotki (obecnie Daszyńskiego) podjechała czarna limuzyna. Wysiadło z niej czterech skośnookich – jak ustalił sąsiad – Koreańczyków i pytali o moją osobę. Ponieważ w mieszkaniu nikogo nie zastali, sąsiad udzielił informacji, że przebywam w Niemczech. Jeden z nich poprosił abym się z nim skontaktował, wręczając wizytówkę z prośbą o przekazanie jej mnie. Na wizytówce widniało nazwisko Kim So Won z Ambasady KRLD w Warszawie. Wizytówka jest w moich zbiorach archiwalnych. W następnym odcinku dowiecie się więcej… ciąg dalszy nastąpi 🙂
Bolesław Bednarz-Woyda
Hmmm, czekam na ciąg dalszy… Zaintrygowany czytelnik 🙂
Dziękuję za oczekiwanie. Będzie za kilka dni ciąg dalszy… Pozdrawiam Panie Pawle
UWAGA! UWAGA! Drugą część opublikujemy we wtorek 26 listopada o godzinie 5 rano. Nastawcie budziki! Będzie mocno 😉 (redakcja)
Spokojnie mógłby Pan uczyć historii czytam pierwsze słowo i już przenoszę się w czasie jakbym tam była 🙂 czekam na ciąg dalszy