Bezdomni część II

1
429
Szczęśliwy i zadowolony z efektów mojej pionierskiej pracy wracałem do domu, zastanawiając się nad przypadkiem Grzegorza. To było w lutym, gdy któryś tam zakład wychowawczy, niedaleko świętego miasta wszystkich katolików pozbył się wychowanka otwierając mu szeroko drzwi do wolności.
Istota ludzka, niestety jeszcze bezradna, nie przygotowana do samodzielnego życia, duże, pełnoletnie dziecko szuka oparcia u matki, u przybranego ojca… bezskutecznie, pozostaje ulica…
No nie zupełnie, bowiem rok wcześniej Arek wspomina mi o bracie, nawiązujemy relacje, są one bardzo kłopotliwe  dla mnie i dla Grzegorza. Arek wcześniej zreflektował się, że „tato” jakby trochę nerwus, choleryk , ale toleruje  zachowania młodzieży , tej po przejściach. Zaufał mi i polecił mojej późniejszej  opiece brata. Grzegorz przyjeżdżał na przepustki do rodziny, przebywał zazwyczaj u siostry, mężatki z dwójką dzieci, jej mąż Krzysztof nie miał nic przeciwko temu. Do czasu…
Gdy po opuszczeniu zakładu wychowawczego  poszedłem z Grzesiem do MOPS-u to na miejscu, przy wypełnianiu formularzy rozpłakał się mówiąc  że bardzo się stresuje. Miał odebrać kwotę 5000 zł na start (mieszkanie, lub szkoła itd…) nie ustaliłem czy odebrał te pieniądze, ale na swojego pełnomocnika wyznaczył Joannę, siostrę. Nocował tam, dostawał coś do jedzenia. Krzysztof, mąż Joanny, załatwił pracę na budowie, a on wręcz palił się do roboty, nawet dobrze zarabiał. Któregoś dnia zapytał mnie, czy mógłbym mu pomóc w znalezieniu pracy za granicą. Padło na Niemcy. Pojechał, zajęcia było tylko na miesiąc. Wrócił, przywiózł 1400 euro w gotówce, zdeponował  u mnie, aby zbyt  szybko nie wydać… Jak to w życiu bywa poznał od razu jakieś dziewczyny, albo było  odwrotnie, skutek taki, że zarobione pieniądze, które pobierał u mnie za pokwitowaniem, drobne sumki szybko wydał.
Po 3 tygodniach nie było śladu z oszczędności. Zorientowałem się w międzyczasie, że jest on uzależniony. Aby zapobiec rozwojowi  sytuacji i kontaktu z dilerami załatwiłem mu pracę pod Legnicą wraz z zakwaterowaniem. Pracował tylko jeden dzień, zabrała go rodzinka, mieli jakieś plany wobec niego. Tymczasem dilerstwo  faszerowało go różnymi używkami… Przyszedł do mnie w jakiś dzień, pogodny, uśmiechnięty i gdy wychodziliśmy, uderzył mnie znienacka butelką w głowę, a następnie kopnął w twarz. Polała się obficie krew, pogotowie, policja, sprawca zbiegł…
Zanim przyjechało pogotowie, moja gosposia Alina zatrzymała silny krwotok.  W międzyczasie sprawca tragedii przybiegł i widząc mnie w kałuży krwi strasznie płakał i powtarzał, „ja nie chciałem tego zrobić… Ja nie chciałem! „
Policja, obecna na miejscu zdarzenia  zadała pytanie czy będę zgłaszał ten przypadek. Nie miałem gotowej odpowiedzi, więc zbyłem to pytanie mówiąc, że zastanowię się. Zawieziono mnie na SOR w Legnicy, nie powiem już samo spotkanie z dyżurnym lekarzem nie było przyjemne, nie mogłem nic skomentować, powiedzieć, że w oczodole mogą być kawałki szkła od okularów. Zbyt skomplikowane było szycie okolicy oka, legnicki SOR nie chciał się podjąć tego zabiegu i  wysłał mnie do Lubina, nie oglądając rany, nie zauważyli w niej okruchów szkła. Natomiast  niedbale i grubą nicią zszyli ranę nad brwią i z tyłu głowy, bez znieczulenia, rzeźnicy, pomyślałem, ale nie chciałem komentować pracy „chirurga”. W  Lubinie odstresowali mnie. zaszyto wszystko (szklane kawałeczki również).. Koniec opisu jatki. Druga odsłona dramatu Grzegorza zaczęła się zaraz następnego dnia, przychodził pod drzwi, płakał i przepraszał  przez prawie cały tydzień. Nawiązałem kontakt z Arkiem, opowiedziałem o pobiciu. Ten gdy obejrzał mnie i zdjęcia, zaniósł się spazmatycznym płaczem. Mówię Arkowi. trzeba ratować brata, bo jest w tragicznym stanie psychicznym. Arek obiecał, że załatwi mu pracę tam gdzie obecnie jest zatrudniony. Nie czekając na potwierdzenie, proszę Przyjaciela Adama i późnym wieczorem zawozimy Grzesia do firmy kurnikowej… Jest już po północy. Wracamy, ale okazuje się, że szefowie firmy nie są przygotowani na taki bieg sprawy. Następnego dnia Arek przyjeżdża z bratem do Legnicy, zostają  u mnie. Dzień  później Grzesiek  z desperacji chciał popełnić samobójstwo, wezwana karetka, policja. To była szybka reakcja , uratowaliśmy go… Spędził trzy tygodnie na oddziale psychiatrii, podczas pobytu tam jeszcze dwukrotnie chciał się pozbawić życia. Dowiedziałem się, że Joanna przeszła taką samą drogę jak obaj bracia, matka oddała ją do zakładu wychowawczego. To rodzeństwo bardzo wiele przeszło złych dróg w swoim młodym, dziecięcym życiu. Oto historia, która uczy i jednocześnie wzmacnia,  daje siłę i wiarę, że dobro pokona najgorsze zło. Grzesiek wyszedł ze szpitala, bierze leki, jesteśmy w kontakcie. Mieszka u matki, która zrozumiała być może  ten ogrom nieszczęścia własnego dziecka. Ja utrzymuję jednak dystans w stosunku do niego. Joanna i pozostała rodzina trzymają się razem. Tylko Arek jeszcze to wszystko przeżywa na swój bardzo osobisty sposób . Mam wiarę, że rodzeństwo tak doświadczone przez los będzie sobie pomagać wzajemnie. Nie zgłosiłem policji. Natomiast zastanawiam się jak można zapobiec na przyszłość, aby młodzież chronić przed  bandami dilerów, którzy faszerują ją truciznami. Prawo polskie  jest zbyt łagodne. Lecąc kiedyś do Singapuru otrzymałem w samolocie ulotkę o treści – ” za posiadanie narkotyków w tym kraju grozi tylko i wyłącznie KARA ŚMIERCI”.  Niczego nie żałuję, cierpię teraz na znaczne pogorszenie się wzroku, ostatnio na bardzo częste  zawroty głowy i inne dolegliwości.. Powoli nawiązuję kontakt  z Arkiem, powodem pewnej przerwy w kontaktach  była sprawa nagłej wizyty z Grzegorzem i przywiezienie go do pracy, której nie było. Jestem mocno doświadczony tymi wydarzeniami i  jak wspomniałem  na początku… „pomaganie zabija”…
Ale powtórzę jeszcze raz, wbrew wszystkim, którzy odradzali mi zajmowanie się sprawą – moją potrzebą jest pomagać , gdy jest cień nadziei, że młode życie odnajdzie swoją autostradę do  szczęścia….
(Od autora: imiona i inne przytoczone dane są przypadkowe.)
Bolesław Bednarz Woyda

1 Komentarz

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię