SEN HORROR – Przebudzenie w trumnie

0
473

Wiecie co, no nie mogę uwierzyć. Ja odszedłem albo odeszłem od mojej starej, czyli LUCYNY albo LUŚKI (wiadomo o co chodzi) bez pozwolenia i na amen. Normalnie, ale nie w szpitalu, nie w ERCE lecz w domu nieprzyzwoitości, czytaj w klubie uciech cielesnych. Taaak, ale za to jakim, pięciogwiazdkowym!

Powiem dosadniej, ona KRÓLOWA tego domu przyjęła mnie iście po królewsku, szampan a nie jakieś tam „sowietskoje„, a dziewczyny  „sam mniód„. Dobrała stosownie do mojego wieku. Najstarsza Kinga 75, Rita 69, Manuela, hmm ta upierała się, że ma 30. Ale okazało się, że 30 latek brakowało jej do setki. To było językowe nieporozumienie, ona na występach gościnnych, przyjechała z dalekiej Azji i starała mi się wytłumaczyć ile ma tych latek -„tridcat” i budiet sto… KRÓLOWA to znaczy szefowa zapewniała mnie, że wszystkie dziewczyny będą to ze mną robić pierwszy raz.

Uwierzyłem

One też uwierzyły widząc, że mam wypchany portfel,  stosik dolarowej, gotówki padał na oczy, nawet lekko ślepej Manueli. Pierwszy banknot, nakładka był studolarowy, następne 99 jedynki. Nowiutkie, jeszcze pachnące farbą.

Zawsze nosiłem, ze sobą taaaką gotówkę, to bardzo praktyczne. Płacę za pierwszego drinka. Wystarczy, że pierwsza przy barze zauważy wypchany portfel (ale dziany ten gość) – już wszyscy w klubie wiedzą. Wokół mnie same najładniejsze i te mniej też. Piję jeszcze kilkanaście drinków. Wybrane, te najdroższe, wyciągam z portfela  połowę zawartości i rzucam w tłum, a oni i one, wszyscy chcą je mieć, tumult, zamieszanie, zbieranie, ja tymczasem wychodzę…

Wychodziłem…

…tak ileś tam razy nie płacąc. Do czasu. Jakaś menda z dwoma innymi zaczaiły się na mnie w ciemnym zaułku obok klubu. Dalszy ciąg scenariusza już znacie… Obudziłem się w jakiejś, chyba szpitalnej, kostnicy. Wśród towarzystwa. Jedni byli pozszywani, ktoś tam jeszcze przed anatomopatologiem, czyli do skrojenia i do szycia. Mnie ominęły te przyjemności, zapewne pomyśleli: stare próchno. A że z dwoma guzami na głowie i limonką pod okiem, nic do roboty. Dziwne, ktoś przywiózł trumnę, nawet elegancką, z miękką wyściółką wewnątrz.

– Jasiek, ten trupek jeszcze ciepły – odezwał się jeden grabarz, albo jego pomocnik.

– E tam, wydaje ci się, pakujemy go i skasujemy od wdowy co łaska.

To nie było delikatne umieszczenie mnie. Wrzucili jak worek kartofli. Tylko dlatego aby ich tam nie przestraszyć, nie podsumowałem wulgarnie tej wrzutki.  Zawieźli mnie do sali oczekiwań przy kaplicy cmentarnej. Mówili coś o pogrzebie pojutrze.

Odebrała mnie moja stara, spojrzała na mnie niedbale i powiedziała do grabarzy:

– Dziękuję panowie, zgadza się, to mój były mąż.

Wręczyła…

…im kasę i wyszli wszyscy zamykając salę na klucz. Kurde noc przede mną, obok jeszcze cztery ciała, nie ma z kim pogadać. Muszę stąd wyjść, chociaż na kilka chwil, żeby się napić, obejrzeć mecz ligowy Miedzi Legnica z Wisłą Kraków. Miasto opustoszało, nikogo na ulicach, wpadłem do SKY CLUB  w GALERII GWARNA, dobrze, że się doprowadziłem do porządku po wyjściu z kostnicy i tej sali oczekiwań. Wyglądałem zacnie, garniturek czarny, buty lakierki, o kuźwa, a to co, buty z tektury?

Nikt nie zauważył, wszyscy zajęci oglądaniem meczu. Wypiłem na rozgrzewkę szklaneczkę rumu. Wyszedłem. Idąc w stronę kaplicy cmentarnej widzę moją klepsydrę: zmarł tragicznie, pogrzeb w dniu, itd. Postanowiłem poczekać na te uroczystości pogrzebowe.  Ułożyłem się wygodnie w łóżku, tfuuu w trumnie, i próbuje zasnąć. Na boku nie bardzo się da.  Zimno w nocy, na szczęście była jakaś kotara w kolorze chyba czarnym, zerwałem ją i tak wygospodarowałem kołderkę. Zasnąłem. Następnego dnia wynieśli z sali dwa ciała, aby zawieźć do krematorium.

– Jasiek, a tego starego też zabieramy?

– Nie, on ma być pochowany tradycyjnie, będzie leżał w odkrytej trumnie itd. itd. Jego żona powiedziała, że szkoda takiej kasy na spalanie.

Luśka, ty wredna, teraz już wiem, że wyszłaś za mnie dla kasy…. Normalnie westchnąłem z przejęcia….

– Jasiek, słyszałeś?

– Cooo?

– Stary chyba się odezwał…

– Eeee tam, zdawało ci się.

Na tym…

…skończyli i wyszli zamykając drzwi. Może minęła godzina, a przywieźli ciała dwóch kobiet i dziadka, chyba w moim wieku. Spokój był do pierwszej w nocy, ktoś świecił latarką po oknach, sprawdzał czy otwarte…

– Wiesz co, ten idiota zamknął wszystkie okna, musimy próbować wejść przez drzwi.

Jakieś zgrzyty i odgłosy typowe dla włamania. Weszli. Dwóch oprychów, jeden nawet znany mi z widzenia właściciel BMW-icy, którą jeździł w centrum Legnicy z podrasowanym tłumikiem, aby (25 letnia) babcia BMW-ica robiła hałas sportowej fury. Drugi, chyba uczeń fachu złodzieja, włamywacza, młokos, może 30 lat…

– Słuchaj Patryk, dzisiaj przywieźli tutaj Kaśkę, no tę z Browaru, ona miała na palcach trzy pierścionki, jeden był z brylantem, ja poszukam, a ty obejrzyj tych dwóch dziadków i te facetkę z restauracji. Szefowa kuchni, słyszałem, że spróbowała jakiegoś sosu i odeszła, chyba pomyliła składniki…

– Oki, już sprawdzam – to mówiąc młokos podszedł do sąsiada obok i oglądał palce oraz uzębienie, szukał złotego zęba? O teraz zbliża się do mnie, bierze moją gorącą rękę i mówi:

– Remek, ten dziadek jeszcze ciepły.

– Aaa! – rozdarłem się jak stare prześcieradło. – Złodzieje!

To mówiąc…

…podniosłem się z trumny. Krzyk i łomot trzaśniętych drzwi, uciekli, ale jeden z nich zgubił but kupiony w CCC. Rozpoznałem, bo mam w domu identyczna parę trepów. Już mogłem spać spokojnie do rana. Pobudkę zrobili mi na 9- tą rano.

– Teraz wystawiamy tego dziadka – wskazał na mnie grabarz. – Pogrzeb ma o jedenastej, przedtem ksiądz.

Leżę spokojnie, zaczynają się schodzić żałobnicy. Jebana mucha łazi mi po nosie. Nic nie mogę zrobić, dmucham. O, uciekła. Dużo ludzi w kaplicy, nie ma już miejsca, widzę teraz kto mnie uważał i poważał, bo przyszedł. Ale co to, jest Franek ze swoją, przynieśli bukiet z napisem ostatnie pożegnanie, podeszli bliżej, nie wytrzymałem:

– Franek! Ty oszuście, oddaj kasę co pożyczyłeś pięć lat temu.

To było siedem tysięcy złotych. I jak kaplica była pełna, tak w mgnieniu oka opustoszała, nawet ksiądz uciekł. Wstałem z trumny i wychodzę cały na czarno w tekturowych lakierkach. Reszta, kilkaset osób, również uciekła do bramy głównej. Między groby i w inne cmentarne zakątki. No proszę, to się nazywa potęga śmierci… Ale co to, przyjechała ERKA i POLICJA, złapali, ręce z tyłu i próbowali założyć kajdanki. Wyrwałem się im z rąk i jednego policjanta zakułem w jego własne…

– Ha ha ha! Widzisz jak to…

– Jołopie! Co drzesz jadaczkę, jest trzecia nad ranem.

– Dobra, dobra. Ty mi nawet kwiatów nie przeniosłaś do kaplicy, ale ok. Uratowałaś od krematorium.

– Jakie krematorium i jakie kwiaty!?

Bolesław Bednarz-Woyda

PS. Na mecz  Miedzianki z Wisłą Kraków zdążyłem. Nasi wygrali 2:1 😉

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię