Olśniewający kraj – II

0
587

Fotografia od wielu lat pozwala mi pokazać innym mój subiektywny ogląd otoczenia. Poza obrazami sprzed obiektywu dzielę się też własnymi refleksjami o obiektach zdjęć.

W godle i na fladze Sri Lanki centralną figurą jest lew lecz w naturze raczej się go tu nie uświadczy. Najbliżej żyjące lwy zobaczyć można w północno-zachodnich Indiach, w stanie Gudżarat w rezerwacie Gir Forest, ale jest to miejsce odległe od Cejlonu o tysiące kilometrów. Z Indii pochodzi prawie cała populacja Sri Lanki (Syngalezi stanowiący jej 82 %, Tamilowie około 10 %, Maurowie 8 % i kilka mniej licznych nacji), a skoro Lankjczycy przybyli z Indii, to z lwami mogli mieć do czynienia. Według mitu założycielskiego kontakt ten był wręcz rodzinnie bliski. W księgach buddyjskich znaleźć można legendę o przepięknej księżniczce Suppadevi, która nie słynęła z cnotliwego życia, co przynosiło rodzinie sporo wstydu i utrapienia. W końcu porzuciła dom rodzinny i rozpoczęła życie na własną rękę. Wpadła w oko bardzo przystojnemu lwu imieniem Sinha. Księżniczka odwzajemniła uczucie i zamieszkała w jaskini, para doczekała potomstwa: chłopca Sinhabahu (uzbrojony lew) i dziewczynkę Sinhasivali.

Matka postanowiła…

…wraz z dziećmi wrócić do swojego królestwa Vanga. Kiedy dzieci dorosły – pobrali się. Urodziło im się 16 par bliźniąt. I wszystko byłoby pięknie, gdyby tatuś – lew nie zaczął nękać okolicę w poszukiwaniu utraconej rodziny. Było to tak uciążliwe, że król Vangi wyznaczył nagrodę za zabicie zwierzęcia. Wtedy synek Sinhabahu zabił lwa – własnego ojca. Sam też nie uniknął kłopotów z własnymi dziećmi. Kiedy miał już po dziurki w nosie afer, awantur i bijatyk oraz gnębienia poddanych kazał dzieciom się wynosić. Najstarszy z książąt – Vijaha, pierwszy król Singalezów, a z nim kilkuset innych wygnańców, zapakowali się na statki, dopłynęli do Cejlonu i założyli królestwo Tambapanni. Stało się to w dniu śmierci Buddy. Dlatego buddyzm jest najliczniej wyznawany na wyspie. Vijaha wyniósł także lwa na sztandary. I lew figuruje na nich do dzisiaj. Taki mit założycielski może ktoś uznać za dziwaczny i mało wiarygodny. Aczkolwiek weźmy pod uwagę mitologię starożytnej Grecji, według której Zeus pod postacią łabędzia baraszkował z Ledą. Bardzo owocnie: z czterech złożonych przez Ledę jaj wykluli się: Kastor, Polluks, Helena i Klitajmestra. Innym razem Zeusowi spodobała się Europa. Pod postacią białego byka tak oczarował dziewczynę, że ta siadła na jego grzbiet. Wtedy byk rzucił się przez morze i dopłynął na Kretę. Tu Europa powiła Minosa i Radamantysa i być może jeszcze Sarpedona. Bogom tak spodobała się ta historia, że umieścili na niebie gwiazdozbiór byka. Piękne mity, choć też przecież mało realne. Jednak w końcu bogowie mogą wszystko. A Syngalezi wywodzą się od lwa, bez boskiej interwencji. Rozpisałem się o zwierzętach mitycznych, ale Olśniewający Kraj zamieszkują zwierzęta całkiem realne.

Kiedy ludzie…

…zasiedlają jakiś teren, to po okresie zbieracko łowieckim (dzisiaj można powiedzieć: zrównoważonego rozwoju) rozpoczynają budowę cywilizacji od rolnictwa i hodowli. Zajmują coraz więcej ziemi i eliminują zwierzęcą konkurencję. Roślinną zresztą też. Potem przychodzi otrzeźwienie. Hasło ratujmy przyrodę, bo sami możemy nie przeżyć, trafia do ludzi na tyle dobitnie, że zaczynają aktywnie przeciwdziałać zubożeniu flory i fauny. Na Sri Lance utworzono dwadzieścia sześć parków narodowych.

Park Narodowy Minneriya to przede wszystkim siedlisko słoni azjatyckich. Żyje tam mniej więcej siedemset osobników na prawie 9000 hektarach.

Tu my mamy pierwszeństwo!

Swobodnie krążą po okolicy, wychodzą na drogi, także poza parkiem. Są tu jak władcy. Swą wielkością i siłą wzbudzają szacunek, ale czasami lubią się popisać przed widownią.

Słoń z Minneriya – opryskam się błotem, nie będzie tak gorąco

Nie ma jak u mamy

Wprawdzie słonie w parku Minneriya wyglądają łagodnie i przyjacielsko, to na wszelki wypadek można je oglądać tylko z pokładu terenówki. Statystycznie szanse na skuteczną ucieczkę autem są trochę większe, niż przy ucieczce z buta. Szczęśliwie, nie musiałem tego sprawdzać w praktyce.

Ochotę…

…na terenowy spacer można zrealizować w Horton Plains National Park czyli w Parku Narodowym Równiny Hortona. Sir Robert John Wilmot-Horton, III baronet Osmaston (a jakże), jako podsekretarz stanu w brytyjskim Ministerstwie Wojny i Kolonii był orędownikiem wysyłania biednych rodzin z Wysp Brytyjskich jako osadników w Kanadzie i innych koloniach Korony. W latach od 1831 do 1837 był gubernatorem Cejlonu. Jego żona Anne Beatrix Horton zachwyciła swoją urodą samego lorda Byrona, który specjalnie dla niej napisał poemat She Walks in Beauty. Sam baronet Wilmot również był pod jej urokiem. On też nie był jej obojętny. Obdarzyła go czterema synami i trzema córkami. Z radości sir Robert John Wilmot dołączył do swojego nazwiska nazwisko rodowe żony Horton. Podobno gubernator zadbał o bezpieczeństwo swoich dzieci (i współczesnych turystów) i wystrzelał wszystkie słonie na równinie. Dlatego można ją bezpiecznie przemierzać piechotą. Wdzięczna ludność miejscowa nazwała okolicę Horton Plants i Horton Place w Colombo.

Park Narodowy Równiny Hortona

Poza jeleniowatymi trudno tu spotkać większe zwierzęta. Ośmiokilometrowa pętla spacerowa prowadzi do wodospadu Bakera oraz do urwiska zwanego Małym i Dużym Końcem Świata.

Wodospad Bakera w Parku Narodowym Równiny Hortona

Legendy mówią, że jeżeli jakaś para zakochanych natrafiła na niemożliwą do obejścia przeszkodę w zawarciu małżeństwa, np. niezgodny horoskop czy nieodpowiednie pochodzenie, to przychodziła właśnie tu, rzucić się w przepaść z nadzieją, że w przyszłym życiu wszystko będzie pasować. Ryzyko jest na tyle duże, że chyba rozsądniej byłoby przebłagać siły wyższe odpowiednio bogatym darem i uzyskać zgodny horoskop. To przynajmniej da się, w razie niepowodzenia za pierwszym razem, powtórzyć. Lekcja latania w przepaść może się nie udać tylko raz.

Na końcu świata

Wprawdzie przy wejściu na ścieżkę trekkingową trzeba oddać wszystkie potencjalne śmieci, jak puszki, etykiety z butelek, folie, papiery i co tam jeszcze obsłudze wpadnie w ręce, ale czasami trafiają się bezpańskie śmieci, na szczęście nieliczne. Jeśli jest słonecznie, to spacer jest OK, ale gdy pada i wieje, to na wyspie są ciekawsze cele do obejrzenia. Jeśli ktoś nie liczy na odmianę losu w przyszłym życiu – można bez żalu poszukać innych atrakcji.

W położonym na południu wyspy Parku Narodowym Yala gubernator Horton nie odstrzelił potencjalnych zagrożeń, więc przechadzki raczej bym nie ryzykował. jednak z pokładu terenówki można to i owo wypatrzeć. Miejscowy kierowca zauważył lamparta w krzakach i nawet kiedy powiedział, gdzie go szukać nie było łatwo kotka dostrzec, tym bardziej, że na pierwszym planie pojawił się duży krokodyl. Oba drapieżniki starały się nie wchodzić sobie w drogę.

Tylko nie próbuj czegoś mi podkradać!

Po chwili, trochę bokiem, zapewne dla zmyłki, lampart wyciągnął z ukrycia napoczętą dziką świnię na śniadanie i, zachowując czujność, poświęcił się degustacji.

 Mój Ci on!!!

Nasz kierowca potrafił wypatrzeć niewielkie, barwne żołny. Ale uważam, że mały, zakamuflowany kameleon to jego obserwacyjny majstersztyk! Bystrooki szofer prowadził auto po wyboistej drodze, gdy go zauważył.

Barwna żołna

Malutki kameleon w barwach ochronnych

Wszędzie, nawet w miastach, można natknąć się na kręcące się duże warany. Potrafią też wygrzewać się w słońcu w konarach drzew i z wysokości lustrować otoczenie. Na szczęście, ludzie wydają się ich nie interesować, chociaż jaszczury poszukują pożywienia.

Wobec waranów wszyscy zachowują dystans

Kiedy oglądam zwierzęta dziko żyjące, z ukrycia, albo kiedy to ja jestem w klatce, a one mogą biegać wolno, doświadczam szczególnego rodzaju emocji.

 Niby klatka bezpieczna, ale jakie emocje. W ZOO tego się nie doświadczy

Takich odczuć nigdy nie zaznaję w ZOO, gdzie, nawet przy najlepszej aranżacji, zwierzę ma ograniczoną przestrzeń i zwykle się nudzi. Wie, że jest stale obserwowane. Nie musi polować albo szukać lepszej trawy czy wody. Na wolności to zwierzęta co najwyżej zaszczycą nas krótkim, obojętnym spojrzeniem. Zawsze mogą odejść, ukryć się. Zapolować. Powalczyć. Uciec. Mają przestrzeń (prawie) nieograniczoną. Człowiek, szczytowy drapieżnik, nie wchodzi na ich teren z zamiarem zabrania im życia. A w przypływie dobrego humoru albo irytacji zawsze można go pogonić. Pokazać, kto tu jest panem …

Tekst i fotografie: Andrzej Gliwiak

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię