Od kiedy legnickie markety spuściły z tonu i wyzbyły się regałów z płytami ECM i Sony Classical, a książki wylądowały w kartonowych pojemnikach i okleja się je co rusz spadającymi jednocyfrowymi cenami, zacząłem dokładniej w nich kopać, nierzadko zrywając paznokcie i brudząc palce. To za sprawą cudnych Nokturnów Kazuo Ishiguro przypadkiem kupionych za jakieś kilka złotych oraz innych jego powieści, czy Patricka Modiano z wzruszającą Katarzynką, świetną Perełką i paroma innymi pozycjami. Wszystko za grosze. Darmo normalnie.
Sporo, między pokiereszowanymi baśniami, poradnikami o winach, dietach i zdrowym seksie, sporo ciekawych książek jeszcze do wzięcia.
Przyszło mi nawet do głowy, że znajdę jakieś niedostępne w magazynie hity z dawnych lat – jakieś Trzy pstre tygrysy, albo Grę w klasy (kto ma mój Piknik na skraju drogi?), ale chyba za bardzo się zapędziłem.
Znalazłem…
…za to niezwykłą książkę Paula Bowlesa Dni. Dziennik z Tangeru 1987-1989 i otworzyło się tajne przejście w pamięci do The Sheltering Sky Bernarda Berttolucciego i ostatnia płyta The Police – Synchronicity. Ile to już lat – taki młody Malkovich, taki energiczny Sting.
Ale nie chodzi o biadolenie z powodu przemijania. Nie.
Kilka zapisów Bowlesa z kwietnia ‘87 wydaje się szczególnie interesujących.
Tanger, Maroko. I – ramadan.
Co roku muszę pamiętać, by ostrzec ludzi, którzy przychodzą na herbatę, że lepiej, by wyszli dobrze przed zachodem słońca. Godzinę po zmroku powinni już być w domu, zejść z ulicy. To ulubiona pora ataków na cudzoziemców – pisze w notce z 19 kwietnia, w której ironicznie zauważa, że święty post ogłasza się syrenami przeciwlotniczymi.
Im dłużej trwa post, tym częściej ludzie wdają się w bójki.
Pod datą 3 maja odnotowuje Typową opowieść o ramadanowej przemocy na targu w Casablance.
Nie streszczę tu jej, tylko zauważę samym Bowlesem, że atmosfera jest pełna niepokoju.
A temat zaczyna spływać krwią.
4 maja opisana została awantura z poturbowaniem kobiety w domu pisarza. Nerwy puszczają Mohamedowi Mrabetowi, pisarzowi (Miłość za kilka włosów), który jest częstym gościem Bowlesa.
16 maja Bowles zauważył, że w Tangerze do modlitwy w ramadanie zazwyczaj wzywano z minaretów solową rhaitą (drewniany dęciak o ostrym dźwięku). Bowles, kompozytor (uczeń A.Coplanda) nagrywał sobie te muzyczne wezwania nieświadomie podejrzewając, że prędzej czy później zostaną zarzucone. I tak się stało.
Dobre rzeczy nie trwają długo – kończy notatkę.
Bowles…
…głównie zajęty jest w tym dzienniku obolałą nogą, naprzykrzającymi się telewizjami i problemami z tłumaczeniami swoich książek. Tych kilka uwag tutaj przedstawionych to, trzeba przyznać – ciekawe spostrzeżenia. Trzeba też przyznać, że Bowles potrafił trzymać dystans, nawet w sytuacji, gdy w poczcie do niego znaleziono Szatańskie wersety.
Doskonałym podsumowaniem tematu, aby już go skończyć, jest wypowiedź jednego z Marokańczyków przytoczona przez Bowlesa: Jeśli masz zły humor, bo jest ramadan, twój ramadan nie ma wartości i lepiej, żebyś nie pościł w ogóle.
Nic dodać, nic ująć.
Inną pozycją wyjętą przeze mnie z kolorowego kartonu na książki w jakimś markecie był Krótki kurs IV RP Piotra Mucharskiego i Kamila Durczoka wydany przez Znak w 2007 roku.
Czytamy tam, między innymi – takie słowa: Rządzący, skoncentrowani na problemach władzy, będą dokonywali rewolucyjnych zmian, osłabiając instytucje demokratyczne. W dążeniu do idealnego porządku będą anarchizowali państwo. Mówiąc o jego wzmocnieniu, będą je osłabiali. W tym niewesołym scenariuszu, będą się przyczyniali do izolowania Polski.
To wypowiedź…
…Aleksandra Smolara z 2006 roku. Miał na myśli rząd Jarosława Kaczyńskiego, oczywiście. Ciekawi mnie jednak, czy ten tekst nie wydał Ci się, Drogi Czytelniku, opisem innego czasu i praktyki politycznej zupełnie kogoś innego niż Jarosław Kaczyński?
Ten sam Aleksander Smolar poczynił poza tym i takie wyznanie: Mnie wówczas szokowała postawa wielu moich przyjaciół, którzy w ogóle nie brali pod uwagę wymiaru moralnego transformacji. Czyli nieliczenie się pierwszego wolnego rządu (Mazowiecki, Balcerowicz i inni) z narodem płacącym koszty transformacji bez dania narodowi jakiejś satysfakcji.
Czy pamiętasz, Drogi Czytelniku, jak Jacek Kuroń rozlewał zupki ludziom wyrzuconym poza margines społeczny w imię modernizacji, wieczorami zaś bajał w telewizorze, a bliski mu redaktor pouczał w swojej gazecie, że tak być musi?
Cóż, nas dzisiaj również szokuje ta odwaga Aleksandra Smolara, jaką ujawnił ładnych kilka lat po.
A gdyby jeszcze wrócić do wyboldowanego fragmentu – kudy tam rządzącym wówczas do obecnych! W tym anarchizowaniu, osłabianiu, izolowaniu i całym tym rewolucyjnym zmienianiu państwa. Przy czym pan Smolar snuł wizje, które niekoniecznie się ziściły, ani za pierwszego pisu, ani za drugiego, a my teraz oglądamy anarchię na własne oczy.
Na własne uszy…
…słyszymy, jak jeden taki minister mówi, że nie mówił tego, co, jednak – mówił. Własnym także oczom nie wierzymy, że to, co poufne i tajne, staje się jawne i głośne.
Rewolucja, proszę Państwa, proszę nie dzwonić na policję.
Czytanie książek sprzed lat, zwłaszcza tych sprzed lat, może być fascynujące.
Adam Kowalczyk