Tożsamość i interes

0
507

W książkach, których śmiałe tezy dawno już zweryfikowały następujące po nich wydarzenia, a które w swoim czasie wywoływały na świecie pewną wrzawę i idące za nią ataki i krytykę, można znaleźć sporo prawd, wydaje się – mimo tych krytyk – niepodważalnych. Które jednak z powodu swego rodzaju poboczności względem głównego traktu dyskursu – pozostają jakby niezauważone. Zupełnie jakby były przezroczyste.

Teraz to pewnie ci, którym zdarza się czytywać moje teksty w Piastowskiej, zaczynają ziewać, bo przeczuwają, że będzie jakiś remanent publikacji sprzed lat. I nawet może myślą sobie, że byłoby lepiej i ciekawiej szefowi Piastowskiej nająć felietonistę oczytanego w tekstach aktualnych i świeżej daty. Albo nawet i starych, ale na nowo odczytanych i w błyszczącej oprawie jakiegoś odkrywczego wprowadzenia czy posłowia. Może.
Jednak szperanie w starociach czy to na comiesięcznej giełdzie garnków lub zardzewiałych scyzoryków w Legnicy czy w wyrzucanych z bibliotek miejskich woluminach ciągle, jak widać na zdjęciach z Rynku – ekscytuje i pobudza apetyty i nadzieje na odkrycie, natknięcie się, znalezienie. Objawienie.
Tak chyba jest i tym razem.

Jakieś leciwe…

…numery Znaku sprzed niemal ćwierć wieku w kilku tekstach przywołują głośne kiedyś Zderzenie cywilizacji Samuela Huntingtona (wydanie polskie 1997 r.). Czy to w jego drobnym szkicu zatytułowanym Kryzys tożsamości narodowej (co było fragmentem powstającej właśnie książki zatytułowanej Kim jesteśmy? wydanej w Znaku w 2007 roku), czy w polemicznym wobec tego dzieła tekście Ryszarda Kapuścińskiego Wojna czy dialog? nawołującego do braterstwa oraz tolerancji między narodami i przestrzegającego przed szerzeniem idei huntingtonowskiego zderzenia jako – groźnego.

Tekst Huntingtona poświęcony tożsamości Amerykanów poddanej testowi po 11 września 2001 roku (The Challenges to America’s National Identity) roku zawiera więc zdanie następujące: Musimy wiedzieć, kim jesteśmy, zanim określimy nasz interes.

Ono to właśnie zwraca uwagę i ono, choć dotyczy Amerykanów po 11 września, wydaje się być ponadczasowo aktualnym i uniwersalnym. I pasuje nam dzisiaj, Polakom tego czasu – jak ulał.

Musimy wiedzieć, kim jesteśmy, zanim określimy nasz interes.

Zdanie to zostało złożone w związku z polityką zagraniczną USA, ale, jak się zdaje, niekoniecznie musi mieć jakieś takie szerokie tło.

Gdyby zatem tak wyrwać je z kontekstu, jak to zwykle mówi się, kiedy odpiera się różne ataki i zarzuty, może być przydatne do opisu aktualnej sytuacji w Polsce. Powyborczej. I w ogóle.

Kim jesteśmy?
Można by odpowiedzieć na to pytanie w taki sposób, że to, kim jesteśmy, usiłuje się nam właśnie opowiedzieć, wmówić czy pokazać różnymi patentami. Na przykład poprzez ostatnią
(i każdą poprzednią) paradę równości w stolicy ze sproszonymi ze świata satanistami i tęczowymi tłumami, co miałoby być zapewne manifestacją miłosnej otwartości i tolerancji.
Jaką należałoby zaszczepić na Polakach.
Stolica więc daje przykład: tacy – jeśli jeszcze nie jesteśmy, to chcielibyśmy być i z pomocą tych którzy już tacy są – zapewne niebawem się staniemy. Przynajmniej będziemy się starali.

Brzydzimy się…

…za to boksem, kibolskimi ustawkami, tatuażami, wypieramy się ponownego użycia tej samej kiecki, nie pochwalamy stosowania używek, ani mizdrzenia się siedmiolatek do kamery. Tacy jesteśmy – voilà! Promujemy zdrowie, sport, zielony ład i styl, rower oraz elektryczność z OZE. Jesteśmy nowocześni i europejscy. Dalej – mamy piękne wzorce w światłych postaciach reżyserów, aktorów, dyrektorów teatrów, wokalistów, gitarzystów, bębniarzy i koszykarzy, którzy wprowadzają nas, wiodą i oświecają. Oni też dają przykład, jak dawać odpór, co zademonstrowali pan Andrzej Seweryn, pani Krystyna Janda czy pani Agnieszka Holland.
Albo – dość żałośliwie tym razem, wpadając w jakąś karykaturę patosu – pan Jerzy Kryszak, tworząc – nie wiadomo do końca, czy parodię, czy tylko pastisz – starego przeboju VOX.

To, co powyżej – jawnie przemocowe narzucanie kulturowego komponentu tożsamości, który jest oczywiście konfrontacyjny wobec zastanego – tradycyjnych wartości, kościoła, rodziny, historii, z której wywodzi się bohaterów, literatury promującej wzorce (Ordona, Wallenroda czy Ślimaka lub Wokulskiego) – wszystko to poprzedza cel, w którym sformułowany ma być, w myśl cytowanego zdania Huntingtona – nasz interes.
Wykorzenieni z historii i terytorium konsumenci, którym media kreują wizerunki sybarytów sycących się erzacami – mamy mieć interes, żeby upodobnić się do jakiegoś euroczłowieka projektowanego w Brukseli. Euroczłowieka niezwiązanego z czymkolwiek żadną lojalnością, podatnego na doraźne bodźce i impulsy wskazane jako korzystne i nazwane właściwymi.
Trzeba tu zauważyć, że projekt ten, tak się wydaje przynajmniej – nie dotyczy ani Holendrów, ani Francuzów czy Niemców.

Trzeba…

…też zauważyć (choć może wcale nie tak łatwo), że zdawałoby się – naturalna, a przynajmniej zaproponowana przez Huntingtona w takim układzie, kolejność: warunku (tożsamość) i celu (interes) jest nad Wisłą odwracana.
Wybrano już cel (interes), a warunek jego osiągnięcia (tożsamość) dopiero jest kształtowany. Robiony. Tożsamość jest urabiana, formatowana w taki sposób, aby w miarę bezboleśnie mógł być osiągany cel. Tych zaś, którzy nie poddają się formatowaniu, są zatem zakłóceniem w procedurze osiągania celu – traktuje się jak zakłócenie właśnie. W publicznym dyskursie są odczłowieczani i przedstawiani jako insekty, odbiera się im prawo do wyłaniania swojej reprezentacji politycznej (poprzez bezprawne niewypłacanie dotacji dla partii – na przykład), podważa prawomocność ich decyzji, stosuje represje wobec niewygodnych członków zakłócenia, deformuje się język, podstawiając zamiast elementów deskryptywnych – perswazyjne, które nie tylko fałszują rzeczywistość, ale rozbudzają kontrolowane i potrzebne dysponentom takiego języka nastroje. Ponadto oficjalnie i jawnie kłamie się i kręci w sprawach mniejszych i większych.
By przypomnieć tylko sto konkretów na sto dni rządów albo niedawne słowa: Sprawdzenie najwyraźniej nie było zbyt rzetelne (Tusk u Rymanowskiego).

Ponadto ci, którzy usiłują kształtować tożsamość przez awansowanie jednych kosztem innych (opiłowywanie czy przywracanie emerytur pracownikom resortu, tzw. esbek plus albo realizacja doktryny Neumana i inne) robią to zupełnie inaczej niż opisywał to Huntington, opisując realia amerykańskie.
Trochę dłuższe przytoczenie: W latach 90. XX wieku Amerykanie prowadzili ożywione debaty o imigracji i asymilacji, wielokulturowości i różnorodności, stosunkach rasowych i akcji afirmatywnej, religii w sferze publicznej, dwujęzycznym kształceniu, programach nauczania w szkołach i na uniwersytetach, modlitwach w szkole i przerywaniu ciąży, znaczeniu obywatelstwa i narodowości, wpływie zagranicy na wybory w Ameryce, eksterytorialnej jurysdykcji amerykańskiej oraz rosnącej politycznej roli diaspor w kraju i za granicą. U podstaw wszystkich tych zagadnień leży kwestia tożsamości narodowej. Niemal każde stanowisko w dowolnej z powyższych debat pociąga za sobą pewne założenia dotyczące tej tożsamości.

Debaty 
Usiłujący kształtować tożsamość tutejszego euroczłowieka nie debatują. Ani trochę.
Usiłują przeprowadzić głęboką orkę, aby zmienić to, co w głębi na to, co na powierzchni.
I nie chodzi wcale o to, jak powiedziano gdzieś w telewizorze, że nasz premier z każdego zgromadzenia porządnych ludzi potrafi zrobić motłoch, wyzwalając w nich najniższe instynkty.
Szczęście, że ci inżynierowie od tożsamości to amatorzy, którym się zdaje, że potrafią.

Gorzej, że czynią straszne spustoszenie.

Wracając już na koniec do Huntingtona, od którego zaczęliśmy, zacytujmy takie zdanie: Pojęcia narodu, tożsamości narodowej oraz interesu narodowego mogą tracić znaczenie i przydatność. Jeżeli tak się dzieje, należy postawić pytanie: co je zastąpi?

Właśnie.

Adam Kowalczyk

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię