Punki umówili się w Wolimierzu na randkę. Nie zabrakło muzy, piwa i pierogów. Zagrały, a jakże zespoły.
Dwa zwróciły moją uwagę – THE VETS oraz IZERBEJDŻAN. Ten drugi związany trochę z metalem, dobitnie i z decybelami zajechali mój drogocenny słuch, no ale co może powiedzieć dziadek o tym gatunku muzyki, koncentrujący się na tekstach, czystości brzmienia linii melodycznych, mylący pojecia metalu z punkiem…(?). Mleko się wylało podczas dyskusji na temat wolimierskiej „randki”. POPiSałem się znajomością orientacji i zboczeń w muzyce młodego pokolenia, które utożsamiać będzie w dyskusji tango z twistem… a ja punk z metalem, uncja samokrytyki ulżyła mi. Gdyby jeszcze tak niektóre ważne postaci ze świata polityki międzynarodowej postępowały zgodnie z sumieniem… Jeden Biały Orzeł poszybował do bratniej Ukrainy, skąpanej krwią wojennej ekspansji, ale nie doczekał się zadośćuczynienia i słowa „przepraszam za historię”… Nie zabraknie nam i Europie chleba, ale może go zabraknąć tym, którzy polski chleb wysiewają…
Aluzyjność moja też ma granice, więc powroce do muzyki. IZERBEJDZAN poniósł mnie rytmem, wścieklym wokalem, nieczytelnym tekstem, zafundował mimo to atmosferę tak efektywną, że runęła w gruzach moja dezaprobata dla tego gatunku ciężkiej muzy. Ale bardzo szlachetnej, wytopionej w nutach i hutach polskiego przyczynku do metafizyki powstania nurtu. Nie obyło się bez atrakcji wieczoru, tą niewątpliwą ATRAKCJĄ byłem JA we własnej osobie. Nie mogę bowiem rozkminić zachowania, atrakcyjnej wiekowo (przedzial wiekowy 18-20) kobietki, która przysiadła się do mojego stolika prasowego z zapytaniem „może łyka” wskazujac na nie otwartą jeszcze puszkę z napisem TYSKIE… Dalszej części konwersacji nie przytoczę, bo jak przeczytają to moje znajome „adoratorki” list gończy za „metalpanienką” pojdzie w ruch. W oparach „Gandzi”, zaopatrzony we frytki (na pierogi z „BIEDULKI” nie starczyło kasy), upojony rytmami i gardlowym śpiewem (nie operowym, nie recitalowym i nie w stylu Freddiego) delektowałem się atmosferą tego wieczoru oczekując na THE VETS. Na koncert tego zespolu WARTO poczekac. Im więcej słucham ich rytmów, tych punkowych, rockowych i reggae – staję sie bardziej kompetentnym cenzorem w klimatach, wyżej określonych muzycznych trendów.
Zagrali , jak zawsze profesjonalnie, a koncertowa „pałatka” wypełniła się publiką i indywidualnym baletem oraz tancerzami i tancerkami, zatańczyli też wokalista DANEK wybiegając ze sceny i mieszając w tłumie skandował teksty z utworu „Dzielmy się” i wyskoczyl też saksofonista Krzewik. A ja chwilę później podzieliłem się porcją frytek z piękną nieznajomą. Skoro „mam branie” będę częstym gościem takich zjazdów punkowych. Chcę podsumować to i skomentować, ale już nie tak pokrętnie, jak spadek cyrylicznej rakiety pod malutkim Zamościem, nie mylić z dużym, ex-wojewodzkim. Fajna impreza, wyzwalająca uczucie pełnej wolności ducha, myśli i pełnego pluralizmu zmysłowego. Miłość, muzyka, wolność i przyjaźń były towarzyszącymi akcentami tej „wiekopomnej” randki, a słowo wypowiedziane przez Kargula w pobliskim Lubomierzu ciałem się stało…
Bolesław Bednarz-Woyda
FOT. Renata Szpyra