7 listopada w Sali Teatru Laboratorium we Wrocławiu odbędzie się rozmowa z Krzysztofem „Kamanem” Kłosowiczem na temat książki „Karma Kamana. Oddech” Spotkanie poprowadzi Dariusz Sas.
Książka Karma Kamana. Oddech poświęcona jest działaniom artystycznym Krzysztofa „Kamana” Kłosowicza, założyciela legendarnych grup Miki Mousoleum i The Big-Bit. Po czterdziestu latach aktywności artystycznej Kaman jawi się jako człowiek współodczuwający problemy niedoli ludzkiej, który podąża konsekwentnie wybraną drogą. Książkę uświetniają wypowiedzi przyjaciół i artystów oraz fotografie, m.in.: Andrzeja i Pawła Jarodzkich, Piotra Kłosowicza, Mirosława Kocha oraz Jerzego Kosałki.
Miki Mousoleum i Misty in Roots. Dwa wrocławskie koncerty z początku lat 80. ubiegłego wieku, które zryły mi czachę. W tym samym czasie za sprawą Sławka Gołaszewskiego albo Włodka Kleszcza usłyszałem w radiu „Sonny’s Lettah (Anti-Sus Poem)” Lintona Kwesi Johnsona. To list uwięzionego syna do matki, wyjaśniający okoliczności jego aresztowania, a nade wszystko utwór traktujący o brutalności gliniarzy wobec Czarnych Brytyjczyków. Na naszym gruncie było podobnie. Z tą różnicą, że tu byliśmy klepani przez psiarnię i zomowców. Jedni kończyli na Łąkowej. Inni wracali na kwadrat i rozkręcali punky reggae party. Z kaseciaka leciał „Ruski keczap”, a nasz chóralny skowyt niósł się po pustych ulicach. Chociaż lała się krew i płonęła benzyna, trwaliśmy w przekonaniu, że coś się musi zmienić. Bo jak zapewniał Kaman: Jest czas rodzenia i umierania. Jest czas zyskiwania i czas tracenia. Jest czas budowania i czas burzenia. Innych wariantów brak. [Krzysztof Śliwka]
Hyr szedł na temat Kamana, szeroko, ale z tego nie było żadnych owoców dla niego. W polskiej kulturze jest wielu ludzi, których się mainstream boi jak wściekłego psa. Takich, którzy są niezależni intelektualnie i którzy mogą powiedzieć coś „niemiłego” czy zaskakującego. [Wojciech Konikiewicz]
Kaman ciągle był liderem. Miał taką moc – dużo nie musiał mówić, grał. [Grażyna Wrońska]
Studiował ceramikę i zajmował się japońską ceramiką raku, wykonywaną w rytualny sposób i wyglądającą z punktu widzenia naszej estetyki jak jakiś odpad, śmieć. Wszystko jest jakieś krzywe, pamiętam, jak budował taki piec. W filmie Jasińskiego o Kamanie jest to pokazane. Wtedy zachowywał się jak jakiś wariat. Ktoś podszedł i pyta się go, ale jak to się robi, żeby wyszedł jakiś kolor? Kaman na to: normalnie. Wziął czarkę, natarł ziemią, wsadził do pieca, po czym wyszedł błękit. [Paweł Jarodzki]
Maleńczuk pomieszkiwał u Kamana w domu. Mama Kamana prowadziła galerię przy ulicy Kiełbaśniczej. Okolice tego miejsca były, można powiedzieć, w takim stanie permanentnego remontu czy wręcz rozkładu. Muzycy świadomie wykorzystywali takie miejsca, grając na tych gruzach, hałdach cegieł. Wszystko wyglądało tak, jakby to był 1946 rok, a nie lata 80. [Mirosław Emil Koch]
Dzisiaj wyjmuje się „perły kultury”, które od 60 lat leżą w zbiorach muzeów i są istotne dla kraju, dla polskiej kultury, ale ponieważ nie były wystawiane, to ludzie ich nie znają. Kamana przypominał i niósł jego sławę Maleńczuk, który zrobił dużą robotę. Przez pryzmat jego coverów Kaman się przypominał, ale to i tak niedużo. [Piotr Segeth]
Grali reggae, ale najważniejsze były teksty Kamana. Były tak bardzo osadzone społecznie, w aktualnych i bieżących sprawach, w polityce, która się tam wokół działa, a działo się dużo. Najpierw rewolucja Solidarności, a później stan wojenny. Praktycznie wtedy MM zaczęło swoją działalność. [Marek Świerk]
Data i miejsce:
[okis]
fot. Krzysztof Śliwka