Jubel prezesa czyli świętowanie trzydziestolecia dyrektorowania Jacka Głomba w legnickim teatrze zapowiedziano podczas konferencji prasowej. Okazało się, że to żart Przemysława Bluszcza, który zwracał się do Jacka Głomba per Prezesie, a nie Dyrektorze. Ogłoszono Jubel w mediach, a to znaczy wielokrotnie pojawiały się publikacje o nadchodzącym zdarzeniu.
W końcu – zdarzenie zdarzyło się! To znaczy – działo się, bo aż trzy dni.
W piątek przed teatrem czekał na właściwą godzinę Leszek Pułka. Może nie był w Gorzowie i wyreżyserowaną tam przez Jacka Głomba Papuszę zobaczył u nas? Może coś napisze?
Na mieście, gdzieś pod Galerią Piastów zauważono też Małgorzatę Kidawę-Błońską, która, jak opowiedział redaktor @ktu, przywiozła dyrektorowi THM z Warszawy tytuł Gloria Artis. I wyściskała laureata na scenie podczas gali.
Tak że – znane twarze na mieście i owszem, owszem.
Ale media, a w Legnicy jest i lokalna telewizja, i radio, i gazet parę, i portali internetowych kilka – powściągliwe. Chyba, że weekend – i dlatego.
Trochę z Wrocławia Radio, i trochę telewizja – też z Wrocławia. W dzieje.pl – tekst.
Więc eter nie jest pełen doniesień, relacji, opisów i informacji.
Wiadomo, kto musi – pracujący na cztery ręce Jeden z najlepszych dziennikarzy w Legnicy. Zaangażowany w życie miasta. Dokładny i skrupulatny.
Także kronikarz THM – obowiązkowo, rzecz jasna w internetowym portalu teatru @kt.
I – już.
Zamieszczone w sieci nieliczne zdjęcia pokazują widownię THM nie do końca wypełnioną po brzegi podczas gali jubileuszowej. I to raczej oficjelami z Warszawy, Wrocławia czy lokalnymi – przy rozpaczliwym braku ludu, dla którego Jacek Głomb wypalał się przez trzydzieści lat.
Dobrze. Rozumiemy – w LCK był koncert orkiestry Filharmonii Sudeckiej z Wałbrzycha pod auspicjami. Niezła konkurencja i zdobyć się na tyle emocji jednego wieczora – to w ten upalny dzień spory wysiłek.
A i bilety należało kupić (Papusza towarzysząca gali – po sześć dych!).
Dobrze. Rozumiemy – tuż obok, w Galerii Satyrykonu działo się też interesująco – człowiek się nie rozerwie przecież.
Dobrze. Rozumiemy – miejski park ma swoje uroki i w tych niezwykle ciepłych dniach września chciałoby się nałapać jeszcze trochę wakacyjnego luziku gdzieś na trawie pod lipami zanim przywloką się skądś te jesienne spleeny.
Wszystko dobrze. Ale że lud – te kucharki i profesorowie (Leszka Pułki nie liczymy, bo chyba był zawodowo), których chciał widzieć na swojej widowni dyrektor – tak po prostu nie przybył tłumnie i radośnie?
Świętować jubileusz tego, który dawał wzruszenia, otwierał oczy, kształtował i uczulał, uwrażliwiając? Nie?
Ponad siedemdziesiąt osób tak zwanej drużyny to chyba będzie z pół parteru albo cały balkon pierwszego piętra (zdjęcia z teatralnego FB starannie odcinają balkon w kadrze).
Tak na oko.
Można by odnieść wrażenie, powiedzmy – niszowości zdarzenia, gdyby nie wywieszone w foyer teatru wydruki zawiadamiające, że 100 tysięcy polskich złotych wyłożono ze środków Funduszu Promocji Kultury na projekt Modrzejewska Dom Otwarty.
Wyłożono może niekoniecznie wyłącznie na Jubel prezesa; w tymże Domu Otwartym gościł także całkiem niedawno przecież profesor (jeszcze nie minister) Adam Bodnar z opowieściami o przywracaniu praworządności i odzyskiwaniu demokracji w Polsce.
To było jeszcze za rządów ministra Glińskiego, gdy kultura polska cierpiała opresje i reżim tyrana z Żoliborza mordował obywatelskie wolności i deptał prawo.
Trzeba to jeszcze sprawdzić, czy te sto tysi to jeszcze pisowskie czy już tuskowe?
Koniecznie. Byłoby przewrotną koincydencją świętowanie za publiczne wprawdzie, ale od wroga przyjęte pieniądze. Czy może – nie?
Mimo że udostępnione w mediach zdjęcia z gali pokazują uśmiechniętą twarz Prezesa, w głębi jego duszy mógł pojawić się przecież cień. Cień – lud nie przybył.
Ci, których zdjęcia zostały opublikowane – to nie to. Aktorzy, wspólnicy z KOD, polityczni protektorzy (koledzy), ideowe wsparcie, postacie z branży.
A gdzie wiwatujące tłumy przed wejściem – przednim lub tylnym?
Transparenty, kosze kwiatów?
Gdzie przygarniane i edukowane dzieci, młodzież, zaopiekowani emeryci?
Gdzie delegaci z Piekar, którym co jesień urządzany jest seans Made in Poland?
Gdzie reprezentacja rozsławionego na całą Polskę Zakaczawia?
To byłby prawdziwy dopiero jubel, gdyby przybyli pod teatr tak licznie jak na zwoływane na legnickim Rynku kodziarskie konwentykle!
Bo niemałą część tego trzydziestolecia zajęło Prezesowi przecież dawanie odporu zamordystycznej demokraturze kaczyzmu.
W tym – spraszanie światłych prelegentów (obywatel pułkownik LWP Mazguła, profesor Hartman) do Latającego Uniwersytetu lub obdarzonych instynktem łowcy tak wybitnych postaci jak Tomasz Piątek – do Obywatelskiej Kawiarenki.
Ale – jubel to nie jest dobra okoliczność, żeby mówić o takich rzeczach. W przeciwieństwie do felietonu.
Adam Kowalczyk