Wte czy… wewte?

0
783

Z powodu lockdownu coraz trudniej wygląda sytuacja małych i średnich firm z wielu branż. Nie tylko hotelarskich, sportowo-rekreacyjnych czy gastronomicznych. Innych także. Nie trzeba być ekonomistą, by wiedzieć, że gospodarka, to naczynia połączone. Niektórzy przedsiębiorcy, którzy stanęli przed widmem bankructwa, zapowiedzieli, że otworzą firmy bez względu na rządowe rozporządzenia. Nie jest to zjawisko masowe, tym bardziej w Legnicy, która odznacza się wyjątkowym marazmem i brakiem aktywności.

„Ministerstwo Śledzia i Wódki” w Legnicy, po otwarciu na którym wystąpił Gabriel Fleszar i Kostek Andriejew, działało ledwie kilka tygodni (nie jak piszą niektóre media – kilka lat – nowi właściciele uruchomili praktycznie nowy pub). Szybko w całym kraju zamknięto branżę gastronomiczną. „Ministerstwo” należy do tych, którzy w ramach kolejnych „kowidowych” tarcz „dostali” pomoc od rządu: dokładnie zero złotych. Banalne tu jest pisanie o tym, że firma, której odgórnie zakazano pracy, ponosi ogromne koszty, bez względu na to czy pracuje czy nie. Nikt się nie pyta skąd ma znaleźć pieniądze na czynsz, leasingi, media, płace pracowników czy państwowe koncesje i zapłatę za zakupiony towar. Brak płatności kończy się w sądzie. Potem jest komornik, bankructwo.

Teraz Piotr Borodacz-Białoskórski, współwłaściciel pubu, zapowiada otwarcie 29 stycznia.

– Dla nas lockdown to straty nie do odrobienia. Bez względu na wszystko czy to plajta czy kary administracyjne i tak jesteśmy pod ścianą – mówi Piotr Borodacz-Białoskórski. – Zdaję sobie sprawę, że jako pierwsi w Legnicy dajemy przykład. Po otwarciu będziemy stosować się do tak zwanego reżimu sanitarnego, aby goście i pracownicy restauracji czuli się bezpiecznie. Będą obowiązywać: dezynfekcja rąk przy wejściu, obowiązek noszenia maseczek zakrywających usta i nos, odpowiednie odstępy między stolikami.

Takie podejście wydaje się rozsądne. Oczywiście w lokalu już w pierwszym dniu pojawi się policja i inspektorzy sanepidu. To normalne, takie są procedury. Ale sami legniccy policjanci prywatnie rozumieją przedsiębiorców i jest nadzieja, że razem z „sanepidowcami” skupią się jedynie na zrobieniu notatek służbowych, a decyzje „co dalej” pozostawią innym instancjom, nawet sądom. Policjanci czy pracownicy sanepidu też są przecież gośćmi restauracji i barów…

Czy w naszym regionie znajdą się restauratorzy lub hotelarze, którzy podejmą podobną decyzję? Otwarcie zapowiada legnicka restauracja „Planta” z ul. Najświętszej Marii Panny. „Planta” szybko zyskała sympatię legniczan, karmi wspaniale, ale z powodu „kwarantanny narodowej” może zniknąć z gastronomicznej mapy Legnicy. „Planta” będzie jednak walczyć, aby otworzyć się na klientów i jednocześnie spełniając wszystkie wymagania „kowidowe” (dystans, maseczki, mycie rąk itp.).

Inni także są pod ścianą, ale na razie przyglądają się z boku, wspierając werbalnie tych z „pierwszego szeregu”. Wszyscy podkreślają, że otwieranie branży gastronomicznej i innych, to żaden bunt tylko po prostu ratowanie firm, rodzin. Tu nie ma żadnej polityki. Wydaje się, że dużo zależy jednak od decyzji polityków w Warszawie. Kto wie czy nagle nie spadnie liczba „zachorowań” (wbrew krytykującym, chętnych do szczepień jest jednak sporo) i rząd zapowie od lutego stopniowe luzowanie obostrzeń. Tego byśmy wszyscy chcieli…

Marek Szpyra

Fot. (fbplanta, Marek Szpyra)

Udostępnij
Poprzedni artykułSprawdź jelito grube
Następny artykułSojusz lewic?

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię