Zapowiadana przez imperialistyczne radiostacje wojna przeciw ruskim nie wybuchła. Moja edukacja rozpoczęła się w Szkole Podstawowej nr. 3 w Legnicy przy ul. Kamiennej.
Pamiętam ten marcowy dzień, lekcja nauki bazgrania literek. Wchodzi do klasy dyrektorka i smutnym głosem mówi nam: „kochane dzieci, umarł WUJEK STALIN”.
Legnicki prezent dla Stalina
Wypuszczono nas do domów na kilka dni, atmosfera w domu przygnębiająca. Stary pochylony nad szklanką czystej coś tam mówił, że prezent dla Józefa Wissarionowicza Stalina od załogi fabryki fortepianów w Legnicy dotarł do Moskwy w dniu śmierci imperatora. A mój ojciec i załoga tyle czasu poświęcili aby FORTEPIAN dla „wujka” dotarł na czas. No o co chodzi, dotarł na czas, aby zagrać marsza pogrzebowego…
Jak tylko minęły uroczystości pogrzebowe i zakończył się okres żałoby po nim, nasza paczka kumpli wypatrzyła gdzieś tam jakieś koła od rowerów a rodzice zdemontowali szprychy oddając nam pierwsze, chłopięce zabawki…
Taką obręcz od roweru toczyło się popychając patykiem. Popisywaliśmy się przed żeńską częścią paki, zajętą grą w klasy na trotuarze. Nic z tego, tak były zajęte skakaniem, że nie zwracały na nas uwagi.
Fot. Dariusz Antoszek
Cyrk na II Armii Wojska Polskiego
Często biegliśmy w stronę bocznicy kolejowej wypatrując żółtych wagoników na platformach, aż któregoś dnia wróciliśmy do domów z hiobową wieścią CYRK PRZYJECHAŁ!
Cyrkowi ludzie mnie polubili i byli gośćmi u nas w domu. Dedykacja z drugiej strony (zdjęcie poniżej). Fotka z kwietnia 1957
My to mieliśmy szczęście. Cyrk ustawiał namiot i żółte mieszkania na kółkach tuż przed naszymi oknami na II Armii Wojska Polskiego… Przeszkadzaliśmy budowniczym cyrku pomagając ustawiać płot. Zawsze wykombinowaliśmy tak, aby później być na spektaklu bez biletów. Do cyrku przychodziły rzesze ludzi. Zdobyć bilet to była sztuka nie lada, widownia była polsko-ruska, a my dzieciaki obu nacji poznawaliśmy języki zaczynając od polsko-rosyjskiej łaciny. Mnie bardzo szanowano, jako profesora w tej dziedzinie nauki.
Św.Trójcy
Często podchodziliśmy pod mury koszar, strzeżonych przez ruskich i wdawaliśmy się w pogawędki z wartownikami na zasadzie: „dziadzia daj zwiezdku”, dawali nam więc czerwone, pięcioramienne gwiazdki z sierpem i młotem w tle. Szczęściarze dostawali odznaki i guziki. Tak to, poprzez nas dzieciaki najcześciej integrowały się dwa społeczeństwa okupujących i okupowanych. Zawiązywały się pierwsze przyjaźnie. Przecież oni, ruscy byli takimi samymi ludźmi jak my. Kościoły w Legnicy były pełne wiernych, aż którejś tam dość chłodnej i deszczowej jesiennej niedzieli, trzech ruskich zaczął gonić chyba wściekły pies, chcąc się schronić wpadli do wypełnionego po brzegi kościoła pw. Św.Trójcy przy ulicy Rzemieślniczej. Ich komentarz był taki: „ot jaka płochaja sobaka, tyle ludiej zdies nagnała”.
Dom Oficera
Ruskie mieli w Legnicy kina, teatr i swoje sklepy, niedostępne dla nas Polaków. Okazały Dom Oficera był w centrum Tarninowa. Dzisiaj jest tam szkoła papieska, gdyby księżule wiedzieli, że na każdym półpiętrze stało popiersie Włodzimierza Iljicza to zapewne przed przejęciem najpiękniejszego obiektu w Legnicy odprawiliby w nim egzorcyzmy… a może i tak było.
W tym obiekcie było też kino, ale nie ono było najważniejsze lecz bufet w którym mogłem kupić pomarańcze, cukierki czekoladowe i przepyszne rosyjskie pierożki, smażone w oleju, nadziewane mięsem, ziemniakami lub marmoladą… a przy okazji obejrzało się filmy z radzieckiej kinematografii i uczyło się języka okupanta. Najbardziej eleganckie i pachnące były okupantki spacerujące ulicami, robiące zakupy. To były naprawdę piękne kobiety.
Bolesław Bednarz-Woyda
(na zdjęciu głównym: Redaktor Bolesław Bednarz-Woyda z Bratem)
Tę część wspomnień o Sowietach lub jak kto woli Żołnierzach Armii Radzieckiej DEDYKUJĘ mojemu PRZYJACIELOWI Wołodii.