Papierowy tygrys

0
977

Zawiadomienie o zbliżającym się ku końcowi okresie dyrektorowania Jacka Głomba w teatrze Modrzejewskiej i tym samym zamiarze przeprowadzenia konkursu na to stanowisko wywołało sporo emocji. Chyba nie mniej niż uprzednie – o nieprzeprowadzeniu konkursu na stanowiska dyrektora legnickiego teatru w 2017 roku. Tym razem jednak, co zrozumiałe, ton i styl komentarzy i opinii na temat decyzji Marszałka jest zupełnie inny.

 

Natychmiast zaalarmował o tym Akt – teatralna gazeta internetowa. To właściwe słowo – alarm.
Byli i kolejni w Akcie przytaczani. Najświeższe doniesienie o niepokoju zgłoszone zostało za pośrednictwem TOK.FM w rozmowie Jacka Żakowskiego z Krzysztofem Mieszkowskim.

Były dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu wystosował do Marszałka list z apelem o nieprzeprowadzenie konkursu – eo ipso pozostawienie Jacka Głomba na dyrektorskim fotelu. Posłużył się w nim najpierw przytykiem (nie rozumie pan teatru oraz specyfiki zarzadzania taka instytucja kultury), a następnie przeszedł do insynuacji (zamierza się Pan pozbyć wybitnego artysty), aby w końcu przygwoździć serią sztychów w postaci tytułów-wizytówek Dolnego Śląska. Niestety, wymienił także Hymn narodowy, do którego Modrzejewska w całości wynajęła się bardzo bez namysłu, choć, jak czytamy w zielonym Dialogu, ten tekst ulegał dużym zmianom, gdyż aktorzy nie chcieli brać udziału w projekcie, który będzie przede wszystkim manifestacją polityczną (Paweł Wolak). Bardzo ciekawe, z czym przybył do Legnicy Przemysław Wojcieszek i co tam zmieniono, skoro wyszło właśnie to coś, co można było zobaczyć. I na co, litości – powołał się Krzysztof Mieszkowski.
Ale nie o to.
Argumentacja posła Mieszkowskiego mogłaby być ostrożniejsza. Nie tylko zresztą w doborze exemplów. W rozmowie z Jackiem Żakowskim, o ile ją zrozumiałem należycie, doszło do rozumowania, które dałoby się chyba streścić następującymi słowami: Przeprowadzenie konkursu to zamach na demokratycznie zawarowane wolności. Jacek Głomb więc, jak należy rozumieć – dyrektorem Modrzejewskiej musi pozostać dożywotnio, a Marszałek nie może wykonywać prawa, inaczej, ogłaszając konkurs, okaże się światopoglądowo po linii partii rządzącej – czyli wyjdzie na siepacza na usługach tyrana z Nowogrodzkiej. Ile w tym Liście otwartym w sprawie konkursu na dyrektora Teatru im. Heleny Modrzejewskiej jest żalu nad własnym – pozornie podobnym z powodu pozbywania się – losem eksdyrektora Teatru Polskiego – nietrudno odgadnąć. Jest różnica jednak między Jackiem Głombem i Krzysztofem Mieszkowskim. O firmie tego pierwszego z powodu nieprzeprowadzenia konkursu w 2017 roku pisało się, że dokumentacja finansowa tej jednostki prowadzona jest wzorowo, a od kilku lat bilans instytucji zamyka się na plusie. Albo: jest też jedną z nielicznych na Dolnym Śląsku instytucji kultury, która nie ma długów.

Dyrektor Jacek Głomb w opublikowanym na YT seminarium z 22 marca 2018 roku podkreślał przychylność organizatora – to jest Urząd Marszałka. A prowadząca seminarium, stojąc na scenie obok dyrektora Głomba stwierdziła: Instytucje artystyczne są lokalne. Jako organizatora mają samorządy.
Kropka.
Seminarium to miało temat: Rola teatru w budowaniu społeczności lokalnej.

Samozwańcza rodzina Modrzejewskiej, zdaje się, objawia silny lęk, że rodzinna firma może wymknąć się jej z rąk. I że wpływ na budowanie tej specyficznej społeczności lokalnej mógłby się zmniejszyć. Albo ustać, co gorsza.
Możemy być w niedalekiej przyszłości świadkami ciekawych wydarzeń z teatrem w ich centrum.
Jak zwykle.
Ale skoro Jacek Głomb deklaruje w liście do pracowników Teatru Modrzejewskiej, że do konkursu może przystąpić – konkurs może się okazać papierowym tygrysem i wszyscy wyjdą z tej sytuacji zwycięsko – i Marszałek, i Jacek Głomb, i Teatr im. Heleny Modrzejewskiej, i może nawet lokalna społeczność.
Do następnego razu.

Adam Kowalczyk

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię