Mała Moskwa – wariant (cd.)

0
473

W  Muzeum Miedzi w Legnicy odbyła się debata z cyklu Między miastem a regionem. Dolny Śląsk po 1945 r. widziany z różnych perspektyw. Inicjatywa to pomysł wrocławskiego Ośrodka Pamięć i Przyszłość (Centrum Historii Zajezdnia).

Pierwszą część  spostrzeżeń na www.gazetapiastowska publikujemy 22 maja. Poniżej kolejna dawka…

 

Ostatnie pytanie z projektowanych w Zajezdni na debatę w Muzeum Miedzi brzmiało: Czy turystyka oraz kultura miały znaczący wpływ na kształtowanie się lokalnej tożsamości?
To bardzo ciekawe pytanie i warto o tym osobno. Bardzo warto.
Odpowiedź może brzmieć tak: lokalna tożsamość przez dziesięciolecia Legnicy kształtowała się tak samo jak jej przemysł, decyzyjna suwerenność i korzyści z bycia miastem wojewódzkim.

Obecność Ruskich…

…i wszystkie tego następstwa uniemożliwiła to skutecznie.
To – czyli kształtowanie się lokalnej tożsamości.

Prócz tego, że wykoncypowano i wypromowano kłamliwą etykietę zastępczą starodawnej nazwy miasta Legnica – brzmiącą Mała Moskwa, to w dodatku od 1951 roku wmawiano legniczanom wdzięczność dla bohaterskiej armii radzieckiej. Poprzez dzieło Józefa Gazego zwane Pomnikiem Wdzięczności.
Bronionego do upadłego i do ostatka per fas et nefas.
Do niedawna jeszcze uznawano pomnik za Symbol miasta (J. Głomb), a w 2010 roku w związku z wezwaniami do przeniesienia pomnika poza centrum miasta jedna z radnych protestowała: Przeniesienie pomnika oznaczać będzie pogrzebanie naszej tożsamości.
A podczas demontażu (2018r.) – stał się przeszłości ołtarzem.
O!


A kiedy przypomnę…

…sobie, na dodatek, tę sesję, na której z powodu powoływania do życia specjalnego lapidarium wypowiadano słowa o edukowaniu młodzieży z pomocą resztek tego pomnika (którego zaparł się sam twórca oficjalnie i publicznie) – eh, co za ciarki po plecach przechodzą!
Co za dreszcz!
Więc, aby tożsamość – to trzeba by się z kimś identyfikować, mieć coś w zanadrzu.
Jakąś sławę, jakąś chwałę, tarczę, miecz. Kądziel choćby.
A tu Ruski z pepeszą i kabewiak – dzielny jego sojusznik w zwalczaniu reakcji.
I nad głowami gdzieś legniczan tak stali i trwali.
A z boku, chytrze, Stalin Józef zamachowe koło świata i postępu tryb w rękach dzierżył.
W kapeluszu.
Nawet wspominany w piątek w Muzeum pan Roger Piaskowski, gdy o pomniku wspomniał kiedyś w teatrze, nie zechciał zauważyć, że legnicki pomnik postawiony jakiemuś pojęciu (wdzięczność), już nieważne, że nieobecnemu, lecz urzędowo nakazanemu, że więc postawiony pojęciu pomnik – to jakieś jaja. Czy istnieje pomnik sprawiedliwości, albo pomnik zapobiegliwości?
Ta Temida z mieczem i wagą – to nie pomnik przecież. Albo Nike.
Zostawmy to.
Henryk II, który omal władcą Królestwa nie został, w Legnicy miał w prlu tylko zapleśniałą ulicę gdzieś na przyczółku Zakaczawia. Krótką, brudną, poboczną. Odrapaną i stęchłą.
Tylko kwiaciarnia na rogu u Begierskiej wyróżniała ten straszny kawałek miasta.
Książę, krzyżowiec śląski – nie mógł stać się przecież kimś, z kim w prlu można by się identyfikować. Jak mieszkańcy Bonn z Ludwikiem v B. na przykład. Warszawiacy z Mickiewiczem albo Prusem. Krakowianie z Kościuszką. I tak dalej.
I dzisiaj wystawienie w Legnicy pomnika Henrykowi II Pobożnym zwanemu natrafia na tyle przeszkód i oporów, że uwierzyć trudno. O co chodzi?
Albo Witelo.

Komu by szkodziło…

…takiego uczonego powołać na patrona ulicy, placu, szkoły, czy domu kultury – jeszcze wtedy, wtedy? Czemu nie myślano o nim? Zamiast o pepeszy i Katiuszy?
Kiedy więc tożsamość, to jakiś znak, nazwisko, czyn, postać.
A tu na ulicach Lenin, Engels, Świerczewski, zajechany normami Pstrowski. Plac Stalina – krótko, ale jednak. Marks też był, o ile pamiętam. A tu kolejne wersje pomnika marszałka Konstantego.
Muzeum Tradycji i Chwały Oręża Związku Radzieckiego oraz Radziecko-Polskiego Braterstwa Broni?
Lapidarium na posowieckie rupiecie?
W tym mieście gwałconym i plądrowanym?
A kultura – to które jej przejawy, wytwory, osiągnięcia do ukształtowania tożsamości legniczan by przyczynić mogły się?
Gdzie zadedykowana (może lepiej byłoby napisać – poświęcona?) Henrykowi Karlińskiemu ławeczka, na której przycupnie legniczanin lub turysta?
Przecież Cantat to legnicki sztandar. N’est-ce-pas?
Niektórzy uważają, że teatr. No, dobra.
Henryk jednak tylko w teatralnej bajdzie jakiejś odrealniony podróżuje, zamiast poważnie, tożsamościowo być potraktowanym miejską dotacją na publikację zarobionych i niedocenionych humanistów lokalnych. Inne teatralne mitologie o Benku czy Wdowie Schadenfreude sczezły i fundamentami tożsamości nie stały się.
A kiedy Legnica miałaby radzieckość wspominać i śladów gwiazdy wypatrywać, przy pomniku w lapidarium dumać, murów Kwadratu resztki pielęgnować i tożsamość na tym ledwo przepędzonym ustawiać – to czyja miałaby ta tożsamość być? Bywszych żołnierzy elwupe, co u starszyny Sabadacha w Uniejowicach z rąk ruskich konsulów ordieny odbierali nie tak jeszcze dawno?
Rodzin urzędników ongi instalujących władzę ludową? Tych jawnych i tych tajnych?
Czyja?
Trudno powiedzieć. Bo żeby studenci, młódź legnicka chciała (ba!) poznawać historię i w niej się zakochać – to trudna sprawa. Raz, że nie bardzo chyba chce cokolwiek poznawać, a zakochiwać się w tym niesuwerennym decyzyjnie, w tym patroszonym z wszelkiego dobra, cuchnącym juchtem ruskich buciorów mieście – no, nie da się! Zwłaszcza dzisiaj. Zwłaszcza teraz.
Z czym do ludzi? Miasto wielokulturowe? No – Paryż, Amsterdam. Berlin? OK. I te inne metropolie, w których różne kultury znajdują swoje kąty i urządzają je po swojemu. Ale tu?

Wykupienie…

…natomiast usługi w najlepszym nawet warsztacie wytwarzania brandu i urzędowe przyjęcie sloganu, że każdemu po drodze to myślenie dość prostoduszne. Za bardzo prostoduszne. Myślenie, że istnieje technologia tożsamości, że tożsamość się da zrobić – jest nieporozumieniem.
Tak się przecież nie da.
Dobrze, że w postawionym pytaniu jest to: się.
Tożsamość kształtuje się.
Po odzyskaniu decyzyjnej suwerenności trzydzieści lat to chyba zbyt krótko, aby to się stało.
Kiedy więc pytają: Czy turystyka oraz kultura miały znaczący wpływ na kształtowanie się lokalnej tożsamości?, to odpowiedzmy pytaniem: a czy istnieje jakaś legnicka tożsamość?
Tożsamość jest kulą u nogi, przywiązaniem, tradycją, zobowiązaniem. Jest ciężarem, poświęceniem, jest kultywowaniem i staraniem. Jest też ciągłością i spoglądaniem w przeszłość, ku temu, co najzacniejsze. Jest wypatrywaniem w przyszłości tego, co może odnawiać przeszłość i ją ożywiać.

Co za wielkie słowa, napuszone i niedzisiejsze.
Ale bez nich – o tożsamości nie da się.
No, nie.

Adam Kowalczyk

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię