Tropy i trupy

0
781

Niestrudzoność i nieustępliwość w działaniu legnickiej redakcji wrażliwej na krzywdy i wyonaczenia państwa pis przyniosły kolejny właściwy tej redakcji tekst.
Pod tytułem Marysia z Bogdanki odnalazła się w KGHM.
Redakcja nie sama wytropiła afery, lecz posłużyła się doniesieniem wytworzonym na portalu z nazwą narządu wzroku w nazwie.

Skoro tak, myślimy sobie tak chytrze jak redakcja od Marysi – to my także, posługując się cudzymi odkryciami, dla zrównoważenia, przytoczmy podobne, choć niezupełnie symetryczne ustalenia.
Więc Marysia z Bogdanki, ogólnie rzecz biorąc, wywołuje ból, bo po primo – zaręczyła się w kopalni pod Łęczną, co spowodowało straty i zmniejszenie dochodu narodowego, ergo miało wpływ na inflację i dobrobyt Polaków (mogło to kosztować kopalnię (w zależności od źródeł) od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych – jak pisze tropiący aferę portal, który realizuje misję ujawniania nepotyzmu, korupcji, prania pieniędzy i dezinformacji).

Zgroza!
Po sekundo, i to jest prawie najgorsze, zaręczyła się z kawalerem, który jest asystentem Jarosława Kaczyńskiego (to dlatego właśnie stanęła kopalnia, no bo jak inaczej?).
Obrzydliwość!
Najgorsze zaś, po tercjo, została zatrudniona w pobliskim KGHM jako wicedyrektorka z wysokim uposażeniem; cytujemy informatora portalu z nazwą narządu wzroku w nazwie: Zarabia około 20-30 tys. złotych miesięcznie.
Brak słów!
Swoją drogą ciekawe – raczej 20 tysi czy 29 999 pln? Informator ma niemały rozrzut jak widać.
Portal z nazwą narządu wzroku w nazwie rozpoznaje także wykształcenie i doświadczenie Marysi, ale tego już redakcja legnicka nie podejmuje i zatrzymuje swoje doniesienie na (domyślnej) wysokości wynagrodzenia.
I efekt wstrząśnienia gotowy.
Wszystko się układa samo w głowie czytelnika: PiS, Kaczyński, kolesiostwo, frymarczenie, kumoterstwo – będziesz siedział!
A media – na straży jawności i demokratycznych procedur – wytrwale i niestrudzenie. I nieustępliwie.
Tropią, obnażają, ujawniają (może lepiej byłoby za Mickiewiczem powiedzieć: śmieszą, tumanią, straszą).
To teraz o podobnym, choć niezupełnie symetrycznym.
Inny portal – otworzył szafę – i wypadła z niej Maya Rostowska.
Znacie? To poczytajcie.
Ledwo skończyła studia choć – jak wynika z oficjalnej informacji ministerstwa, wcześniej nie miała żadnego doświadczenia zawodowego.
Jakiego ministerstwa? Ministerstwa Spraw Zagranicznych któremu szefował – kto?
Minister Radek Sikorski.
Zaraz, Rostowska – czy to nazwisko … tak!
To córka byłego ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego, tego od niemania piniendzy.
Ówczesny dyrektor gabinetu ministra Sikorskiego Piotr Paszkowski stwierdził, że Rostowska nie została wybrana (na stanowisko tłumacza w MSZ) w drodze konkursu. Jego zdaniem nie ma takiego wymogu przy wyborze osób pracujących w gabinecie ministra.
Gazeta Pomorska,
którą tu przytaczamy, rozpoznała dokładnie wszystkie dość ostre zakręty drogi przez dyplomację, jakich Maya Rostowska szczęśliwie uniknęła. Czy to możliwe?
Byli ministrowie spraw zagranicznych Rosati i Bartoszewski mocno wówczas zdystansowali się od tych rozwiązań, na których jednak żadnej skazy nie zauważono w resorcie kierowanym wtedy przez ministra Radka Sikorskiego.
Po obecnych ustaleniach i publikacji w portalu z nazwą narządu wzroku w nazwie, które dotyczyły Marysi z Bogdanki – córkę ministra Rostowskiego przypomniał, dla odmiany – portal wPolityce.pl.
Może dla równowagi. Choć, moim zdaniem o to trudno z uwagi na wiek, wykształcenie, doświadczenie obu bohaterek.
Może też z uwagi na inny stopień pokrewieństwa z wysoko postawionymi postaciami z polskiej polityki.


I chyba raczej…

..też nie po to, aby pastwić się i dokuczać z powodu pewnej fotografii Miss Rostowskiej, do której zapozowała na tle napisu fuck me like the whore I am (którego z przyzwoitości nie przetłumaczono, czego więc i tu się nie zrobi).
Może, aby wykazać ciekawą i ważną różnicę w podejściu do pracy dziennikarskiej?
Demokratyczni i postempowi tropiciele afer bowiem jakoś nie zechcieli dostrzec ani doświadczenia, ani wykształcenia Marii Cholewińskiej, ani jej aktywności.
Podobnie jak nie zechcieli zauważyć wcześniej wwożenia śmieci albo nieopodatkowanego paliwa z Niemiec. Zapraszania do Warszawy niemieckich bojówek antify na listopadowe święto i udzielania im schronienia w siedzibie towarzysza Sierakowskiego.
Nie widzieli i innych spraw, bo tak było i jest wygodniej dla podtrzymywania wśród zwolenników postempu lubego im, jak widać, stanu podniecenia odkryciem ukrytego tropu: PiS, Kaczyński, kolesiostwo, frymarczenie, kumoterstwo albo ekscytacji spowodowanej możliwością publicznego wykrzykiwania wulgaryzmów czy dreszczu emocji towarzyszącego zapowiedziom rewanżu na pisie, gdy przyszłe wybory wygrają ich zleceniodawcy.
Co nie jest jednak takie pewne.

Trupy w szafach cuchną.

Adam Kowalczyk

Udostępnij
Poprzedni artykułMoherowe Berety!
Następny artykułJakość

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię