SEN polski III „Niewidzialna ręka”

4
1512

Zachorowałem. Panika w pierwszej chwili, pomyślałem – dopadł mnie GOWIN, przepraszam, przejęzyczenie, ale tylko chwilowe, dopadł mnie Covid. Postanowiłem sobie sam zrobić lek na to świństwo. Zabrałem się do chemicznego analizowania składnikow i mając w domu aptekę leków przeterminowanych i aktualnych wymieszałem co się da zalewając to świeżym, pędzonym z ziemniaków „spirytusem”. Chyba za dużo dałem vitaminy C, bo po spróbowaniu lekarstwa, mikstura posmakowała mi… Jeden łyczek, drugi iiiii STAŁEM SIĘ NIEWIDZIALNYM.


Jaka niespodzianka i ulga, bo oto mogę wszędzie wejść niezauważony, poza tym bez tej cholernej maski. Na gapę samolotem do Warszawy. Wszystkie miejsca rozdysponowane jedno zajęte, następne covidowe czyli wolne. Ale miałem wybór. Przysiadłem się obok ślicznej brunetki. Nic nie poczuła aczkolwiek jakby wypatrywała ducha. A duch siedział obok niej i bezczelnie zaglądał w dość głęboki dekolt. Jej covid nie groził, miała czym oddychać. Stewardessa rozdawała batoniki, bardzo się zdziwiła bo brunetka wzięła chyba sześć sztuk. Dobrze, że nie zauważyła, iż pięć zabrała niewidzialna ręka.
Warszawa, idę na Krakowskie Przedmieście. Cel – pałac prezydencki.
Co tam straże. Zaniepokojenie było, gdy drzwi wejściowe się za mną zamknęły. No, no. Fajnie się Dudowie urządzili. Poszedłem w kierunku skąd słychać było głosy.
W sali reprezentacyjnej, robiono porządki, dwie sprzątaczki polerowały posadzkę:
– …wiesz co Kaśka jutro ma być tutaj jakieś przyjęcie ambasadorów…
– Eee co tam, wypolerujemy tak, aby mogli się poślizgać.
– Ale wiesz będzie też ten z Korei Północnej, ciekawe co nasz Andrzejek kombinuje…

Cholera jasna – zakląłem głośno, bo niewiele brakowało, a zaliczyłbym salto na plecy.
– Kto tu jest! – krzyknęła spłoszona Kaśka.

Ja tymczasem już zamykałem drzwi za sobą. Obie to zauważyły:
– To zły znak…mówiłam ci! Lech jest tutaj nadal…

Jestem oto w pokoju prezydenta. Ten mocno zajęty przeglądaniem sterty dokumentów:
– No proszę, jakie ciekawe interpelacje poselskie, Nitrasa, awarturnika znam, ale ten Kropiwnicki to cieżki przypadek, inteligentna i pomysłowa osobowość. Muszę uważać, aby mu się nie narazić. Hmm. Co my tu mamy – cholernie pracowity, obecny na wszystkich posiedzeniach parlamentarnych, no kilka opuścił, tylko ponad jeden procent… ciekawe, ciekawe. Kingaaaa, Kingaaa!
– No jestem tato.
– Nie moge znaleźć dziurkacza – mówi Duda.
No przecież jak się Komorowski wyprowadzał to opróżnił biurko. Dobrze, że mebel zostawił.
– Muszę te akta wpiąć do moich – powiedział prezydent.
– Oooo Kropiwnicki, znam to nazwisko i tego łysego gościa, potrafi się wykłocić, oglądałam go w TVP. Myślę, że mógłby tobie tato doradzać…
– To nie twoja sprawa – uciął Duda.
– Tato, mama ma rację, ty jesteś za mało samodzielny, nie słuchaj tylko na LEWE ucho, posłuchaj co dotrze na PRAWE. I musisz to skomasować oraz zadecydować czy veto czy nie. Ale strzeż się tej Lempart, to lamparcica, drapieżna, groźna, rozrabiara, bliżej jej do „jadłodajni” jak do ideowych spraw kobiet – powiedziala Kinga.

Nudno tutaj u Dudy. Otworzyłem delikatnie drzwi, ale przeciąg był silny i jebnęły z trzaskiem…
Kto tu jest!? – krzyknęła Kinga.
Pojawiła się sprzątaczka Kaśka:
– Wie pani, ja już dawno powtarzam, że Lech chodzi po pałacu.
Tymczasem Duda odbiera telefon. Ktoś dzwoni na komórke…
– No słucham… A to pan, panie prezesie. Kiedy? Już, chwila zaraz sprawdzę czy mam teraz wolne. No chwila… chwila cierpliwości. Ok, mogę teraz podjechać na godzinkę, ale nie dłużej.
Dzwoni telefon na dyżurce:
– Tak jest, zrozumiełem panie prezydencie. Jaceeek, samochód podstawcie, szef jedzie na Nowogrodzką.
Nie wiedziałem o co chodzi, ale ciekawość to napęd i popęd.
Muszę ich uprzedzić. Wyszedłem, aby się nie spóźnić na Nowogrodzką.
Wsiadłem do jednej z limuzyn rządowych, wyjechałem z pałacu, ale ponieważ byłem niewidzialny powstał popłoch, docisnąłem pedał (nie mylić tych z lgbt) gazu, za mną był pościg. Kilkanaście aut policyjnych, zjechałem gdzieś na bok i uciekłem. Po co ja uciekam, przecież mnie nie widać.
Rozglądam się – Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych. Bez namysłu wchodzę z kimś, kto miał chip na drzwi wejściowe. Ten ktoś ciągnie drzwi aby je zamknąć, a ja chcę wejść – nie ciągnij k..wa. Oczywiście popłoch. Nic to. Idę i zwiedzam miejsce, gdzie drukują naszą walutę. Słyszę głosy, głośne i myślę sobie, jeżeli w całej Polsce się kłócą to jak ma to wszystko funkcjonować.
– ….ja pier..le, Franek, ja nie zostaje po godzinach, oni chcą aby dodrukować jeszcze pięć miliardów, na jutro! Farba się kończy, maszyny rozgrzane.

Gdy to mówił, ja grzebałem już w wybrakowanych arkuszach 200-złotówek.

– Jurek, nie denerwuj się, przecież dają nam 400 stówy za nadgodziny.
– Sam sobie je dodrukuje a ty Franek pogoń lepiej tego szczura co tam w odpadach szeleści.

Chodziło o mnie, bo ogarnięty chciwością zacząłem liczyć ile jest w takiej tafli kasy. Poszedłem sobie zabierając kilka arkuszy, ale pomyślałem: trzeba zajrzeć do skarbca tej drugiej instytucji, mennicy państwowej i później do skarbca NBP. Przeprowadziłem te inspekcje całkowicie zapominając o Nowogrodzkiej, o prezesie, o Dudzie…

W MENNICY, powinny być zasoby złota. Jest! Na żelaznym regale leżały cztery sztabki, każda po 500 g. No bogate mamy państwo pomyślałem, włączając od razu kalkulatorek w głowie. W NBP, widzę na regałach też złoto, może jakieś 150 kilogramów. Zaraz, zaraz co tutaj piszę: depozyty brytyjskie, olśniło mnie, to nasze zasoby zdeponowane w czasie zawieruchy wojennej w Anglii. Ale tego powinny być jakieś tony. No, no szkoda, że nie mogę tego ze sobą zabrać. Miałbym na drobne wydatki, ale wystarczą mi te trzy arkusze odpadów z drukarni. Trzeba je tylko pociąć i już… Będzie tego jakieś dwieście tysięcy w gotówce.

Tak sobie rozmyślam i wpadłem na pomysł, żeby podejść na ulicę Bobrowiecką do ambasady północnokoreańskiej, wywąchać co oni tam kombinują. Tak też zrobiłem. Jestem w ambasadzie. Siedzi trzech koreańczyków i jakiś nieskośnooki. Rozmawiają o czymś. Przed nimi mapa świata, jeden z nich czerwonym markerem podzielił świat dokładnie na pół. Zrozumiałem tylko, że jedna część będzie pod wpływem Kima, a druga pod wpływami Trumpa, oczywiście jak wygra wybory. No, no to mam teraz bardzo tajną informację, nie daj Boże aby się o tym dowiedzieli. Chińczycy albo Rosjanie. W pewnym momencie padło nazwisko Duda i słowo NATO oraz kilka słów o znaczeniu militarnym. Trzeba się uczyć języków Bolo, powiedziałem do siebie. Gdy opuszczałem ambasadę niechcący potraciłem stolik z piękną, ozdobną wazą, chyba z okresu Ming. Narobiła hałasu.
Włączył się alarm. W ostatnim momencie udało mi się uciec, zanim zaryglowały się drzwi wyjściowe. Stąd prosto pobiegłem do centrum.

Nagle słyszę obok siebie i wokół okrzyki:
– Ale jaja, kosmita czy co, spierd…my.
Widzę jak tłum w Alejach Jerozolimskich się rozbiegł, a ja w tafli okna wystawowego spostrzegam pół swojej pupy, jedną nogę, dwie stopy i dłoń zaciśniętą po kułacku na rulonach 200-złotowych. No co jak co, goła dupa. Ja jestem goły, jak król Midas i paraduję publicznie z zagospodarowaną kasą. Zrozumiałem – moja mikstura przestaje działać. Najbliższa brama, jakieś schody w dół do piwnicy, na szczęście otwarta. Rozwijam rulony i z jednego chcę sobie zrobić spodnicę, jak Szkoci. Kratka jest, tylko motyw nie szkocki, lecz bardziej wartościowy. Z czeluści piwnicznej wychodzą, no nie może być – Gowin z Rostkowskim, który od razu do mnie:
– PINIĘDZY się potrzebuje… A skąd my to mamy… No co tutaj mamy, panie gołodupiec, achaaaaa, mamy inflację, trzeba się nią podzielić.

Szarpiemy się z tymi dwustuzłotowymi kawałkami papieru. Ktoś wali do drzwi ostro chyba pięścią:
– Sąsiad otwórz do cholery piwnicę bo węgiel przywieźli, właśnie z rzucają.

Koszmar tyle kasy poszło się… A taki fajny sen miałem…

Bolesław Bednarz-Woyda

(Dariuszowi Gnatowskiemu „BOCZKOWI” z serialu Kiepskich dedykuję – spoczywaj w pokoju Darku)

Od redakcji: Zapiski snów Redaktora Bolesława nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, są absurdalne, a wszelkie podobieństwa do wydarzeń rzeczywistych są przypadkowe. Redakcja ma nadzieję, że Redaktor Bolesław prędzej czy później zacznie śnić o potędze naszego małego imperium.

4 Komentarze

  1. Redaktor Bolesław przekroczył już drugą prędkość kosmiczną i zmierza po paraboli w inny wymiar. Ale nasz świat już przestaje być naszym i dlatego się specjalnie nie dziwię… Jak prędkość ucieczki zbliży się do trzeciej prędkości…to juz pewnie nie będzie odwrotu.
    Póki co, czekam na pełne wydanie sennika.

  2. Przyjacielu, jak zawsze Pięknie napisane. Sprawy Sobie nie zdajesz, że każdy Twój artykuł czyta się z uśmiechem na twarzy 😊😊😊. Zawsze. Aczkolwiek miałem rację, w naszej prywatnej korespondencji, że Szefo coś nowego napisał. Pozdrawiam Serdecznie Przyjacielu. 😊😊😊

Odpowiedz na „TdAnuluj odpowiedź

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię