SEN (amerykański)

5
1493

Bedąc ileś tam lat temu w Nowym Yorku, zamieszkałem u przyjaciół w polskiej części Brooklinu.


Nie sądziłem, że warunki mieszkaniowe, jakie mnie zastały będą aż tak abstrakcyjne.
Jeden długi pokój tzw. „kicha” przedzielony na pół szklanymi drzwiami tworząc pokoj dzienny i sypialnię. Łazienka z WC na korytarzu, wspólna dla 4 rodzin. Kuchnia identycznie. Gdy za pierwszym razem skorzystałem z wc ogarnęło mnie przerażenie, bo oto spuszczona woda nie odpływa, nim zdążyłem się spocić z emocji coś zassało wodę i wszystko zniknęło. Amerykański patent spłuczki klozetowej, niezły…

Stacja metra Brooklyn

Prysznic w wannie, zasłonka na jakimś drucie, pamietająca czasy wojny północy z południem. Trzeba było się gimnastykować, aby nie dotknąć tej stolicy zarazków i grzyba. Natomiast biała niegdyś wanna zmieniła kolor na szaro – grafitowy… Słuchawkę prysznicową ktoś zapewne przeinstalowal na dodatek do telefonu, bo jej nie było i woda leciała prosto z rurki… W kuchni jedna szafka na dwie rodziny i dwie lodówki do podzialu. Tak oto pomieszkałem sobie trzy dni i marzyłem, aby jak najszybciej przenieść się do jakiegoś hotelu i NORMALNOŚCI.

Brooklyn, w głębi ulicy dom moich znajomych

 

Nie sądziłem, że życiowe doświadczenia przeniosą mnie do paranoicznych sytuacji SENNIKA.

Śnię, że oto wyszedłem z gościnnego domu w poszukiwaniu tejże, wspomnianej normalności.
Jakiś pierwszy napotkany po drodze hotel, pytanie o cenę pobytu zwala mnie z nóg, za trzy doby chcą okolo tysiąca zielonych… Wychodząc zły jak teściowa mojego sąsiada chciałem trzasnąć drzwiami, ale nie udało się, bo po pierwsze – drzwi były obrotowe, a po drugie można je było zakręcic tylko w lew. Całą energię zużyłem walcząc z obrotówką zanim zorientowałem się, że nad nią jest napis „wyjście tylko dla mańkutów”…

Następny hotel był tuż przed Mannhatanem, ale jeszcze, tym razem w żydowskiej części Brooklynu. Tam nie było obrotowych, ale rozsuwające się na boki Grzecznie w recepcji pytam o pokój. Cena jeszcze wyższa niż poprzednia, ale padla informacja, że mogę mieć miejsce do spania w pokoju wieloosobowym.  Bardzo tanio, pokój z łazienką i kibelkiem za jedyne 100 dolarów za trzy dni. Już wypełniam kartę meldunkową a przy okazji pytam – a ile łóżeķ w tym pokoju?  „Wie pan musieliśmy zrobić dostawki bo pan prezydent Trump zgodził się na przyjęcie uchodźców, których wyłowiono z zatoki przy New Jersey…”.  No to ile, ile??.  – „Będzie Pan miał naprawdę wygodne miejsce na piątym piętrze ośmio piętrowego łóżka, a uchodżcow jest 643. Wyszedłem z hotelu, była trzecia nad ranem.  Drzwi były otwarte ponieważ stała przed nimi i za nimi długa kolejka. Dowiedziałem się w międzyczasie, że czekają do toalety i że jeżeli chce to tam na początku są „stacze” i mogę sobie wykupić miejsce w kolejce bliżej tej jednej lazienki pokoju wieloosobowego…

Gdzies tutaj zaczelo sie odliczanie pieter hotelowego kolosa

 

Już chciałem przeklinać i zastanawiałem się jakiej „łaciny” użyć, gdy oto stanąłem przed następnym hotelem. No, no gmach wysoki, zacząłem liczyć piętra (zajęło mi to jakieś dwie godziny). Tymczasem zrobiło się widno, bo liczenie skończylem lekko po piatej rano. Wejście do hotelu otwiera mi facet w liberii. Pomyslałem: „No to cena zwali mnie z nóg. Czy mają państwo jakiś pokoj na trzy doby i za ile?” Recepcjonista już wiedział na ile mnie stać skoro pytam o cenę, bo w tym hotelu nikt nie pyta tylko płaci z gory. „Wie pan mamy pokoje już od 1500 USD za dob , ale mamy też i za 30 i to za trzy doby”. Bioręeee i zacząłem całować po rękach tegoż recepcjonistę zanim zorientowałem się co dalej do mnie mówi. Pokój numer 3365 piętro 56, ale winda nie działa, bo piętro zalała woda, jakaś awaria, eeeee co tam 56 – te piętro. Kupiłem ten jednoosobowy apartament, szczęśliwy bo oto mam w nim łóżko ” kingsize” czyli jakie 3 x 3 m.  Zaczynam wspinaczkę po schodach. Liczę pietra, 3, 5, 9 i jestem już z okropną zadyszķą na 14tym. Ssłyszę , płuca grają mi jak saksofon tenorowy, ale zagłusza mi to granie coś z tyłu co dyszy jak organy katedry oliwskiej, oglądam się za siebie – luuuuudzie!!! Za mną lezie po schodach i dyszy BIAŁY KOŃ! W tym to momencie opanował mnie śmiech…

Elektryczne  pajęczarstwo

 

Idę już nie sam po schodach i staram się być jak najdalej od tego intruza, ktory wybrał sobie mnie do towarzystwa a powód był prosty. Zwierzę nażarło sie jakiejś zgniłej trawy bo z mordy z wydechem truły jakieś gazy…
Na piętrze 23 sprzątaczka informuje mnie, że winda już dziala, ale jedzie bardzo powoli. Nie szkodzi. Wsiadam do windy, koń niestety jest za długi, zaczął się pchać  do wejścia na dwóch kopytach, ale był za wysoki. Zamknąłem mu drzwi przed uzdą i wio na górę. Zdrzemnąłem się w windzie, gdy obudził mnie głos zapowiedzi „piętro 56-te” drzwi pokoju były na przeciw windy, a przed nimi czekał cierpliwie mój towarzysz KOŃ. Przespaliśmy się razem w „kingsize” smród i chrapanie słyszałem cały czas.

Po przebudzeniu i niestety bez  konia, ale  już na „świeżym powietrzu”

 

I oto obudził mnie na dobre, tylko ten smród był rzeczywisty, a chrapanie to był odgłos wiertła, bo u moich znajomych zatkał się kibelek, ten w łazience na korytarzu… Patent amerykański nie zassał….

Bolesław Bednarz-Woyda

5 Komentarze

  1. Rzeczywistość przeraża. W każdym kraju znajda się dzielnice bogate lub slamsy. To jest nieuniknione. Ceny- no cóż. U nas też drogo. Ale gdy przeczytałem o koniu który lezie na 56 piętro, pcha się do windy to już zdębiałem. Wydaje mi się że to sen autora ale w sumie w dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe.

Odpowiedz na „fan Z PapenburgaAnuluj odpowiedź

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię