Proletarier aller Länder, vereinigt euch!

1
1041

Wezwanie Karola Marksa kończące Manifest komunistyczny pisany do spółki z Fryderykiem Engelsem (lepiej nie zapominajmy tych nazwisk) nie jest jedynie historycznym obiektem. To ciągle żyje.


Proletariat, o który rzekomo upominali się filozofowie a za nimi przywódcy przejęci niedolą wyzutych z praw i godności robotników i chłopów – wciąż istnieje tu i teraz. Dzisiaj i wszędzie.
Przedzierzgnął się jedynie i zmienił jak świat, w którym wciąż walczy o swoje prawa i wyzwolenie z ucisku – socjalnej, politycznej, kulturowej opresji.
Ten nowoczesny proletariat, walczący o lepszy świat, to dzisiaj nie najgorzej mające się i nieźle wykształcone części społeczeństw. Części syte i niesyte zarazem. Zaspokojone dobrami osiągalnymi powszechnie. Aspirujące jednak do życia w jeszcze innym standardzie.
Sytość daje pewność i oparcie we własnej zasobności. Zasobności materialnej, ale i niewątpliwie intelektualnej. To rzadko niewykształceni ludzie (chociaż … hm).
Mało – często zajmują stanowiska kierownicze.
Ale źle im we własnej kulturze. Źle im pod własną flagą. Choć i kraj, i kultura, i flaga daje im to, czego poszukują gdzieś indziej – tożsamość, wyrazistość. Jakość.

Kłopot, jaki usiłują z tego niefajnego świata usunąć, staje się jednocześnie odskocznią do ich działań.
Są w mniejszości.
Gdyby ilościowe ujęcie: hegemon – mniejszość opisujące strony współcześnie zwalczające się w tej trwającej (co do tego dzisiaj nie ma nikt wątpliwości) wojnie kulturowej zamienić na ujęcie jakościowe, to większościowa strona, nieustająco nękana procesami o użycie mowy nienawiści, zakrzykiwana tłumnymi pstrokatymi paradami w odrażającym guście i zastraszana tumultami w metropoliach, musiałaby zostać określona jako pozostająca w defensywie. Spychana, mimo ilościowej przewagi do narożnika przez agresywną mniejszość. Istny bolszewizm!

Z drugiej strony ci głośni mieńszewicy rzekomo cierpiący opresje zadziwiają aktywnością i jakby nieograniczeniem inwencji w pojawianiu się i znikaniu oraz, co ważniejsze – wyznaczaniu pól bitew i bitew samych według własnych koncepcji, co paradoksalnie zaskakuje tamtych, bowiem ich ideowe podstawy i cele aktywności są znane i łatwo przewidzieć w związku z czym, kiedy i gdzie się ujawnią.

Gdyby w ten sposób chcieć dalej, ryzykowałbym, że sam siebie przestanę rozumieć. Cóż dopiero ewentualni czytelnicy Piastowskiej (których trochę jednak jest).
Więc porzucając ten jakiś styl dużych gazet, zwrócę uwagę na opatrzony już się układ liter w napisie KONSTYTUCJA (eksponowany na brzuchu raczej niż piersi byłego Elektryka).
Te kolory wyrzucają z nazwy JA i TY. Grzecznie: białe JA na końcu – po czerwonym TY.
Że nie zauważono tego pierwszego ON?
ON widziany jest nie przez JA, ani TY, lecz ON to ktoś widziany przez jakieś MY (JA+TY).
To ktoś, kto nie z nami. Wykluczony lub niewłączony. Znaczy: nie – widziany.
Obcy.
Zawsze się taki znajdzie.
Kapitalista. Mężczyzna. Biały. Hetero. Ktoś o nieuświadomionych uprzedzeniach.
Trzeba się tylko skrzyknąć i wskazać winnego którejś z powyżej nazwanych zbrodni. Jest ich, jasne – znacznie więcej, ale i tych starczy, żeby zepchnąć do defensywy sporo ludzi. Wszystko w imię chronienia przestrzeni dla mojej i Twojej wolności.

To znaczy wolności przywłaszczanej sobie przez JA i TY, którzy nie zabrali ze sobą tego ON.
ON z natury jest na zewnątrz. Nie ma go w KONSTYTUCJI.
I nawet go nie pokolorowali.

O. Bywatel

Udostępnij
Poprzedni artykułJaneczek z medalem
Następny artykułLegniczanie w czołówce

1 Komentarz

  1. O tolerancji krzyczą najczęściej nietolerancyjni, faszystów tropią (czasem ich sami kreują) przebierańcy spod antyfaszystowskiej flagi. Takie to pokręcone czasy… Bardzo dobry felieton, choć zapewne niewielu go zrozumie…

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię