Prawodawstwo, sąd i rząd

0
990

Media, urząd, policja i obywatele stanęli do czynu, by strzec lub przywracać porządek. Ciągle mnie korci sprawa napisów na Rzeczpospolitej.


Medialne kształtowanie tego wydarzenia ma prowadzi do konkluzji, że pojawiło się zło i podjęto kroki zapobiegawcze, prewencyjne, naprawcze. To zło z punktu widzenia mieszkańców nie polega na bazgraniu po ścianach w ogóle, lecz na treści bazgrołów, które z ich punktu widzenia były rasistowskie. Samo bazgranie jest złem mniejszym, drugorzędnym jakby – albo wcale go nie ma. Doniesienia w związku z tym incydentem tak właśnie ważą sprawę.
Nie do pominięcia jest kwestia spychologii podniesiona przez mieszkankę Lascar-Janowską: kto miałby i na co się skarżyć. Miastu nic do tego, ponieważ ściana jest prywatna – wynika z rozmowy z urzędnikiem z Ratusza. Jeśli więc właściciel muru nie wniesie zażalenia, skargi lub doniesienia o akcie wandalizmu, sprawa mogłaby upaść.
Ale sprawa, przynajmniej w publikacjach – ma się inaczej – to nie miejskie dobra materialne (mur) zostały dotknięte wandalizmem, lecz powszechne, ogólnoludzkie – obywatelskie poczucie przyzwoitości, moralność, wyczulenie na skradające się zło zostało boleśnie żgnięte treścią napisów.
Dlatego grupa mieszkańców, szczególnie wyczulona i -podrażniona tym przejawem zła zareagowała zamalowując znaki i napisy.

Zastanawiam się, czy akcja grupy mieszkańców z pędzlami i farbą – czyn zamalowywania napisów i znaków nie podlega w tym samym stopniu możliwości zaskarżenia, doniesienia o bezprawnym mazaniu po ścianie, do której nie mają żadnych praw, tak samo jak działania ich anonimowych poprzedników.
W tym wypadku działania mieszkańców zostały doskonale udokumentowane przez fotografujących zdarzenie (właśnie przechodzących dziennikarzy), zatem nie byłoby trudności ze znalezieniem adresatów wezwania w związku z mazaniem po ścianach.
Widać tutaj jasno przekonanie (wprawdzie nie wyrażone, ale założone i tkwiące głęboko w doniesieniach o ekscesie), że obywatelski – mieszczański gniew na treść haseł i znaków daje prawo do jawnego mazania po cudzej ścianie. Zdaje się, że duma z walki ze złem nieco zasłoniła mieszkańcom fakt , że mażą czyjąś ścianę.
Gdyby, powtarzam, gdyby – wykonajmy taki eksperyment – napisy powstały za zgodą albo na życzenie właściciela muru – czy grupa mieszkańców miałaby prawo postawić swoje przekonania nad przekonaniami właściciela i zamalować je? Czy właściciel muru miałby powody do skarżenia się na czyn grupy mieszkańców włażących w jego wolę, jego zachcianki – jego prawo – ze szmatą i mopem ?
Co do legalności celtyckiego krzyża – rzecz jest jasna. Co do tego, czy stwierdzenie Chłopak + dziewczyna =normalna rodzina jest homofobiczne, musiałoby się pierwej odbyć chyba jakieś gruntowne i niełatwe albo i zupełnie niemożliwe rozsądzanie.

Inną, starą, ale w gruncie rzeczy bliską temu sprawą było wydarzenie, w którym udział miał mieszkaniec obecny i teraz w tej malarskiej samowolce.
Przypomnijmy – impreza zaanonsowana została przez tego mieszkańca z anteny podlegającej Ministerstwu Obrony Rosji telewizji Zwiezda (w lutym 2020 roku ta telewizja zamieściła wypowiedź szefa wywiadu Rosji, który nazwał Polskę milczącym wspólnikiem Niemiec przed II wojną światową).
20 lat po się to nazywało. Impreza wzbudziła niemały sprzeciw niejednej legnickiej grupy mieszkańców, które zebrały się przed Teatrem, by dać do zrozumienia, że nie życzą sobie remanentów, czkawki i sentymentalnej gadaniny z dopiero co przepędzonymi okupantami. Przepędzonymi okupantami – powtórzę – nie: pożegnanymi prawie-współmieszkańcami, bo to kłamstwo bezczelne. Po prostu.
Obecni oburzeni napisami z Al.Rzeczpospolitej zupełnie nic robili sobie wówczas z niezgody, sprzeciwu mieszkańców i robili swoje, korzystając z instytucjonalnej przewagi oraz wsparcia mediów, także rosyjskich, które, nota bene, filuternie i bezczelnie zagrały na nosie organizatorom 20 lat po, wypisując jakieś bzdury o poradzieckiej nostalgii w Legnicy. Ile i jakie straty z tego powodu ponosi albo poniesie nasze miasto – chyba nikt nie jest w stanie pojąć. I nikt tego nie usiłował zapewne wziąć pod uwagę, projektując to dziwaczne przedsięwzięcie.

Jeśli zatem jedni mieszkańcy mogą bez poszanowania innych mieszkańców szarżować ze swoimi poglądami, a na odwrót nie, to brak tu czegoś. Równowagi? Szacunku ? Co z wolnością słowa i wyrażania przekonań?
Tu, dla porządku, dodam, że jeśli kto by chciał straszyć mnie z powodu słów powyższych, że nawołuję do szacunku dla rasistów, to uprzedzę takie zapędy. Nie wzywam do tego. Bynajmniej.
Treści haseł za homofobiczne i rasistowskie zostały uznane bardzo swobodnie i zupełnie nietrafnie.
I w oczywiście – perswazyjnym a nie dziennikarskim – w podstawowym znaczeniu tego słowa celu. Posługiwanie się w taki sposób kategoriami kojarzącymi się tak wprost i jedynie w zamiarze rozbudzania emocji jest bardzo niebezpieczną zabawą.

Gdyby wrócić do powyższej propozycji eksperymentu i wynikającego zeń pytania: czy więc nie powinno być ścigane w równym stopniu wykonywanie napisów jak i ich zamalowywanie?

I jeszcze jedna uwaga: czy stwierdzenie nielegalności napisów, podjęcie decyzji i jej egzekucja – trzy kompetencje w jednej garści to nie jest aby jakaś uzurpacja grupy mieszkańców?

Adam Kowalczyk

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię