O uwodzeniu

0
1102

Też to miałem. Indeks, bratniacką czapkę – nie do końca dla żartu i tę całą swobodę, jakiej zwykle zaznaje student. Mimo że na lekturę Kultury trzeba było mieć jakieś specjalne kwity od  naukowych opiekunów, a tekstów do prac trzeba było szukać w grubaśnych, papierowych tomach bibliografii.

Mimo że w instytucie pojawiali się czasami smutni gościowie fotografujący nasze wiece, a wśród kolegów byli – z jednej strony regularni „bijani” przez nieznanych sprawców, a z drugiej regularnie donoszący.
Było fajnie, choć niełatwo. Dzisiaj jest inaczej.
W porównaniu z dawnym studentem współczesny ma bajecznie lekko. Mobilny komputer z dostępem do bibliotek świata, niepojęcie zasobne nośniki pamięci. Wymiany z uczelniami, projekty, OGUN, USOS, ECTS i inne tam takie.
Popadam co rusz jednak w osłupienie, gdy w telewizorze oglądam zaczepianych pod sławetną bramą sławetnego Uniwersytetu w stolicy studentów, którzy nie wiedzą, gdzie leży województwo lubuskie. Nie wiedzą, jakiej religii znakiem jest sześcioramienna gwiazda. Mylą Kaliningrad ze Stalingradem i nie wiedzą, kim był Marek Hłasko.
W czasach, kiedy studiowałem we Wrocławiu, takie dyletanctwo cechowało tylko przyszłych inżynierów pola walki (tj. studentów Zmechu).
W związku z tym zastanowienia warte jest zupełnie niebywałe zorganizowanie i zorientowanie, gdzie napisać, na co się powołać, aby nie wpuścić na przykład Dobromira Sośnierza na uczelnię we Wrocławiu, albo donieść na profesor Ewę Budzyńską, że się wyraża i obraża. Niektórzy publicyści usiłują być w tej ostatniej sprawie precyzyjni i prostują, że to jakość – zła jakość wiedzy – była powodem protestu studentów na „Usiu”.  I to jest bardzo słabe.
Kaliningrad ze Stalingradem pomylić dzisiejszemu studentowi jest równie łatwo jak odpowiednio szybko napisać i należycie zaadresować zażalenie na wykładowcę.
Uwiedziony powabem postępowych teorii – pilnie baczy, aby nie wyrządzić mu jakiej krzywdy kładzeniem w uszy wstecznych poglądów i starannie rozróżnia te nowoczesne od tych zacofanych. 

Podobnie uwodzeni są i inni. Nietrudno zauważyć, jak całe środowiska stają się gotowymi, kolejnymi armiami pod dowództwem, czemu nas to nie dziwi – wciąż  tych samych wodzów.
Obecnie sędziowie. W poprzednim roku – nauczyciele i po troszę – wyprowadzeni przez nich na ulice – uczniowie. Opiekunowie niepełnosprawnych (to nie był protest polityczny!). Młodzież w sprawie klimatu. Kobiety na czarno (i z wieszakami). Pielęgniarki. Studenci – doraźnie, ale zawsze gotowi – jak widać.
Trzeba tylko umiejętnie się sprawić, aby pozyskać gotową siłę, wewnętrznie spójną, z wyrazistym obliczem, zawziętą. Mateusz K., Iwona H., Sławomir B., Małgorzata G., Greta T. – to kolejne wcielenia Króla Olch ostatniego czasu zwodzącego niezmordowanie, uparcie, skutecznie. Figura z Goethego wydaje się właściwym kluczem dla opisu tego fenomenu – uwodzącego, deprawującego. Demona, który potrafi zawładnąć, porwać, wyzyskać. I porzucić.

Nie zwlekaj, chłopcze! Mam córek moc!
I z nimi się będziesz bawił co noc.
Śpiewając, tańcząc, powiodą cię hen
I tam ukołyszą, aż zmorzy cię sen…

Ta stara pieśń – to smutne, opisuje wciąż nad wyraz prawdziwie – tych nowoczesnych, postępowych, młodych. Przykro patrzeć.

Adam Kowalczyk

 

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię