O sztuce

0
1425

O poranku, jak raz, przeczytał mi się felieton Macieja Wojtyszki Chodzenie do teatru (w: teatralny.pl) i następne, nim spowodowane. Autor napisał w nim tak, między innymi: Jeden czy dwóch wybitnych artystów-krytyków, którzy okrutnie polemizują z jakąś tendencją, modą czy manierą może spełnić pożyteczną rolę podobną do tej, jaką spełniają szczupaki w zdrowym ekosystemie.

Podkreślmy w tym uroczym porównaniu krytyka do szczupaka przyjęte założenie o zdrowiu ekosystemu. Jest tam jeszcze o zmęczeniu i obrzydzeniu prawie każdą formą teatralną.
Chętnie zrozumiałbym to tak, że jeśli sztuka (niekoniecznie od Talei czy Melpomeny) jest nienapięta i niewycelowana w cokolwiek (kogokolwiek), że jeśli pielęgnuje stare albo tworzy nowe formy, nawet rozbijając inne, to tak – wtedy cieszy się zdrowiem, a szczupaki, robiąc swoje, zajmą się zdechlakami na pohybel.

Pod wieczór natomiast skorzystałem z zaproszenia EBCC Europa Donna – Legnica i poszedłem na Koncert z Okazji Jubileuszu 25 – lecia działalności pt. Lata dwudzieste, lata trzydzieste w wykonaniu uczniów Zespołu Szkół Muzycznych w Legnicy.
Szatniarka podała mi ostatni numerek (Po pierwsze nie idziemy, tylko parkujemy, co zwykle bywa torturą – M. Wojtyszko – op. cit.) i niezrażony perspektywą podpierania ściany przez całą imprezę – wspiąłem się schodami do Sali Królewskiej.

Uczniowie grali, uczniowie śpiewali, tańczyli, uczniowie przedzierzgnęli się w postacie z Wiecha i wzruszali, rozśmieszali, pobudzali słuchaczy do bezwiednego śpiewania wraz z nimi i wywoływali najprawdziwszy entuzjazm i aplauz audytorium. Czego tam nie było – od przeczystego intonacyjnie Ach śpij, kochanie z Pawła i Gawła przez niestarzejący się Sex apeal, czy cudnie wykonanego W małym kinie, po – oczywiście – Miłość ci wszystko wybaczy. Zaproponowano też serię tang (Ta ostatnia niedziela, Tango milonga, Sam mi mówiłeś, Już nigdy) i sporo piosenek o panach i paniach (Umówiłem się z nią na dziewiątą, Nie kochać w taką noc, Całuj mnie).
Mogłoby się wydawać, że stylowe kostiumy Art déco i te przedwojenne teksty będą trochę za duże na młodych wykonawców. Jednak nie. Uczniowie zmagali się z formami całkiem dorośle i pozornie tylko nieosiągalny anturaż estradowego międzywojnia mieli w małym palcu. Jak przedniojęzykowe eł.

Oni tak zawsze. Zero rutyny, świeżość pierwszej świeżości i ani odrobiny pozy czy artystostwa.
To widać i słychać najlepiej, kiedy przychodzi czas matur. Z niecierpliwością czekam na koncert dyplomantów. Można naonczas posłuchać pięknie i najszczerzej w mieście wykonywanej muzyki. Niekoniecznie dlatego, że widownią zazwyczaj wtedy są, jak sądzę, głównie mamy, tatusiowie, sympatie i najbliżsi.
Tutaj świetną muzykę dała orkiestra uczniowska, ale rok temu była okazja słuchać tego samego repertuaru i tych samych wokalistów w akompaniamencie prostego bandu – także uczniów.
Było tak samo. W innym klimacie niż przy orkiestrze, ale też znakomicie.

Sobotni koncert oklaskiwano krótko. I słusznie. Na młodych muzyków już czekał tort, a na starszych gości dodatkowo – szampan, a pora zrobiła się późna. Oklaski (i słusznie !) nie ominęły, oczywiście, chyba bardziej przejętych niż uczniowie – nauczycieli, którzy ich przygotowywali.

Teraz zaś, nocną porą, przypominają mi się obrazy z innych scen miasta Legnicy, gdzie proponuje się czasem nieznośnie męczące formy albo deformuje Polaka do postaci mało europejskiego oszołoma.
Odnoszę wrażenie, że w zestawieniu lekkości legnickiej młodzieży w robieniu sztuki z rutyną zawodowców uplątanych w tendencje, mody czy maniery, które nawet są odznaczane i całkiem nienajgorzej dotowane – ci drudzy wypadają jakoś sztywno.

Wydaje się, że artystycznemu ekosystemowi Legnicy brakuje jakiegoś szczupaka.

(ak)

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię