Klasizm i klapki

0
926

Niemal rok temu do Biedronek w całej Polsce trafił tom wykładów Olgi Tokarczuk pt. Czuły narrator,  o czym chętnie zawiadomiłem Czytelników Piastowskiej tekstem Tokarczuk Nobel Herbert zaintrygowany raczej retoryczną sprawnością pisarki niż jej poglądami.


Nazwisko noblistki latem tego roku znów pojawiło się za sprawą Gór Literatury i wygłoszonych przez nią słów o idiotach czy ogólniej – bardzo lekkim potraktowaniem niektórych ludzi, na których pani Oli, jako na czytelnikach, jak widać – nie bardzo zależy.
Skierowanie woluminu do dystrybucji pomiędzy ziemniakami, nożycami do drutu, kapsułkami do zmywarek i papierem toaletowym w niewielkim stopniu zapewne zależało od pisarki, faktem jednak jest, że tak się stało.
Trudna sytuacja. Towar to towar.
Winiarzom z Toskanii albo Portugalii nie przyszłoby chyba do głowy wybrzydzać, że Polacy chlają Chianti albo Vinho verde (tak samo sprzedawane w Biedronce) bez zagrychy w postaci owoców morza czy wykwintnych serów.
Właściwie koncepcja o rozłączności twórczości i idiotów nie jest bardzo bulwersująca.
Takie poglądy niejednokrotnie już były wypowiadane przez artystów. Najbardziej wyszukaną, jaką słyszałem, była wypowiedź Krzysztofa Pendereckiego, który stwierdził, że nie zależy mu na tym, aby jego muzyka trafiła pod blachę falistą.
Niby to samo, a jednak – inaczej.
Prawda?
Dzisiaj w związku z wypowiedzią Olgi Tokarczuk używa się, rzadko dotąd stosowanego publicznie słowa: klasizm, który trochę jest zamiennikiem dyskryminacji klasowej lub uprzedzenia.
Klasizm obejmuje indywidualne postawy, zachowania, politykę i systemowe praktyki, które dają korzyści klasie wyższej kosztem klasy niższej – głosi Wikipedia.
Wielki słownik języka polskiego PAN proponuje nieco inne rozumienie – niechętna i wroga postawa w stosunku do określonej klasy społecznej, która z powodu uprzedzeń uważana jest za gorszą.
W jednym czytaniu stawia się na korzyści, w drugim – na uprzedzenia.
Obie wszakże przyczyny klasizmu zakładają istnienie klas, ale czy idioci tworzą społeczną klasę?
Idiotyzm, jak uczy doświadczenie – zdaje się być ponadklasowy.
Wydaje się jednak, że wypowiedź pani Oli to nie jest przejaw klasizmu. Na pewno nie w rozumieniu cytowanych źródeł.
Do takiego podejrzenia prowadzi okoliczność, w jakiej zaistniała wypowiedź pisarki.
Można było zobaczyć jak na widoku, przed publicznością dziennikarz wypytuje panią Olę, ta mówi o literaturze i idiotach, a przysłuchująca się temu publiczność, oczywiście, czuje się jak najlepszy adresat jej książek. I, oczywiście, przyznaje w duchu pisarce rację zakładając, że nie jest, absolutnie – zgromadzeniem idiotów.
Idioci z wypowiedzi pani Oli – to jacyś inni. Nie – ta publiczność, która patrzy i słucha na żywo. Trudno obronić się przed natrętną myślą, że ta społeczna klasa, owi idioci – zostali już dawno scharakteryzowani, uwięzieni w takim opisie: przeważnie noszą berety z włóczki na m, zwykle mają na imię Janusz lub Grażyna, pochodzą z mniejszych ośrodków, stale przynoszą ojcu Rydzykowi gotówkę w reklamówkach, tradycyjnie zamieszkują Podkarpacie. I głosują na sami-wiecie-kogo.
Może moje natrętne myśli chybiają i wcale tak nie jest?
Ale czy nie trafniejsze, i prostsze, zamiast tego klasizmu, byłoby użycie słowa pogarda? Wyglądało to przecież wprost na podtrzymywanie silnej niechęci do tej klasy. Przez nie byle kogo.
W końcu chodziło o to, żeby oddzielić się od tych gorszych. Podzielić na idiotów i czytelników literatury. Smakoszy kultury poziomu wyższego.
Z pewnością żaden z przysłuchujących się na żywo rozmowie pani Oli nie zwrócił jej powieści w ramach zeszłorocznej akcji Odeślij Oldze książkę.
Trochę podobnie mamy teraz w mieście.
Oto Dyrektor Jacek Głomb w obliczu ruchu Ratusza wycofującego się z finansowania THM postanowił podjąć ofensywę. Zwołał konferencję prasową, podczas której przyjął inicjatywę Stowarzyszenia admiratorów teatru – petycja, podpisy i złoty gwóźdź do trumny. Potem zaakceptował ideę jednego z widzów teatru, by w cyklu 12 grafik zobrazować absurdy społeczno-ekonomiczne Legnicy.
To oznacza po prostu pokazać, że na teatr w Legnicy się skąpi, a na inne (prostsze) rzeczy – nie.
Albo inaczej: że kultura wyższego poziomu cierpi kosztem plebejskich uciech. Jedni więc nie mają (mają nie mieć), bo inni mieć powinni/muszą.
Pierwsza grafika miała uzmysłowi różnicę między ogromem pieniędzy (26 mln) wydawanych na basen czynny tak krótko w roku i skromnym 1,5 mln rocznie na teatr czynny przez 11 miesięcy.
Z szyderczym napisem: Legnica potrzebuje więcej basenów.
Kolejna grafika eksponowana w witrynie legnickiego teatru jest listą miejscowości, w których nie ma teatru (co za upadek!). To ma pewnie pokazać, jak decyzja Ratusza skazuje miasto na degradację i sprowadzenie do poziomu Koziej Wólki (to tam pewnie mieszkają ci, na których nie zależy pani Oli).
Ponad grafikami czerwona krecha biegnie po nazwie teatru w Legnicy – firma skreślona!
Nie wiadomo całkiem na pewno, czy Prezydent istotnie dąży do zamknięcia teatru w Legnicy (rzekomo z nienawiści), ale tak utrzymuje się w teatrze i taką informację rozpowszechnia.
Do tego media epatują liczbami – rośnie ilość podpisów pod petycją do Prezydenta, żeby się wycofał. To znaczy – ilość urosła i zatrzymała się (albo dziennikarze wyjechali na urlopy i przestali liczyć, albo widzowie nie wrócili jeszcze z wakacji przed otwarciem sezonu). Widownia policzyła się i już wiadomo, że admiratorów jest trochę mniej niż 3 tysiące.
Nie tylko z miasta, jak donoszą, bo z Polski i świata też.
Wiedziałem, że to kiepski pomysł – tak się ujawniać.
Na sto procent – fontanna też trafi na witrynę teatru i jeszcze różne inne, czego radni PO nie zdołali zablokować podczas sesji Rady Miejskiej.
Dogadzanie idiotom kosztem Melpomeny? – można by zapytać. No, jednak ludzie tłumnie chodzą oglądać te migoczące fontanny i jeszcze pod wieczór stają w kolejkach, żeby pochlapać się w wodzie na basenie za 26 baniek. A kto wie, czy nie są to czytelnicy pani Oli albo, o zgrozo – admiratorzy THM!
Może trzeba ubrać inne okulary, żeby odkryć (przykrą?) prawdę: to są wyborcy. I, w sumie – jest ich więcej niż (bez małego mała) 3 tysiące.

Fajnie byłoby, myślę sobie wakacyjnie (czyli beznadziejnie marzycielsko), że ktoś na tym drogim i hałaśliwym basenie, w tropikalnym upale (może w chłodzie pod migającą fontanną wieczorową porą) rozpozna dyrektora teatru w kąpielówkach, a w sezonie, powiedzmy – w grudniu, dowie się, że w legnickim teatrze przygotowano premierę o pospolitości, która warta jest uważnego spojrzenia zamiast wydrwiwania i wynoszenia się nad poziomy. Niekoniecznie skończonego schlebiania.
Skoro to taki społeczny – ludowy teatr.

Precz z klasizmem, niech żyją klapki! – chciałoby się zakrzyknąć beznadziejnie marzycielsko czyli wakacyjnie.
Ale cóż – po urlopie może okazać się, że okopy już umocnione, napięcie stale rośnie, klapki się zużyły, a klasizm ma się wyśmienicie.
Cóż.

Adam Kowalczyk


http://www.gazetapiastowska.pl/publicystyka/tokarczuk-nobel-herbert/

 

 

 

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię