Kandydat czyli optymizm

0
893

Dawno temu na konferencję prasową (co za szumna nazwa!) Legnickiego Klubu Gazety Polskiej inicjującą akcję URSO związaną z próbą usunięcia tzw. Pomnika Wdzięczności przyszło kilku redaktorów lokalnych mediów. Wśród nich od razu uwagę zwrócili panowie z agencji mieszczącej się na parterze wieżowca z Pl. Słowiańskiego. Jej p.o. red. nacz. zasiadł z kajetem i notował, zaś jego fotograf milczał i wyczekiwał okazji.


Kiedy ogłoszono ideę URSO – zaczęło się. Pan fotograf, zamiast robić zdjęcia, zaczął zadawać pytania. Ponieważ był obwieszony sprzętem, było jasne, że robi coś, co do niego nie należy. Usiłował dowiedzieć się czegoś, co nie mieściło się w temacie. Zadawał pytania zupełnie niezwiązane ze sprawą URSO. Odsłaniał się w nich jako prowokator, bo pytał o to, co nie zawsze korzystnie fotografował, od kiedy Klub organizował różnorakie wydarzenia na Pl. Słowiańskim.

Domagał się…

…nieistotnych szczegółów i przedstawiał własne poglądy, które agresywnie przeciwstawiał prezentowanym w ramach konferencji, jakby to on tę konferencję ogłosił, urządzał, a nie był tylko zaproszony w charakterze sprawozdawcy. Było jasne, że usiłuje psuć, wydobyć jakieś nieopatrzne słowa, które jego p.o. red. nacz. skrzętnie by zanotował i zrobił z nich właściwy swojemu medium użytek.
Dlaczego o tym?
Bo podobne rzeczy widać w związku z obecną kampanią prezydencką.
Naiwnością byłoby sądzić, że tęczowe disco pod pałacem prezydenckim w Boże Ciało nie miało sprowokować następstw. W konsekwencji – żenującego popisu pani redaktor K.K.Z. z posłem Żalkiem na wizji pewnej telewizji, wypowiedzi posła Czarnka, oburzenia odnotowanego w prasie światowej (jedzie mi tu czołg?) i próbami wprowadzenia tego zagadnienia do kampanii prezydenckiej.
Naiwnością nie mniejszą – z drugiej strony byłoby nie spodziewać się, że totalna opozycja nie będzie nieustająco wyczekiwać na takie okazje. Zupełnie jak fotograf z tej agencji, której nazwy nie wymienię.

Kandydat Trzaskowski…

…w Legnicy opowiadał o różnorodności i roił o jakimś my. To z pewnością było miłe uchu jego popleczników, ale przypadkowemu przechodniowi, legniczance na przykład, która szła po włoszczyznę do sklepiku (jeden przypadkowy w tym tysiącu chyba by się znalazł?) ta zapowiedź musiała zepsuć popołudnie tej niedzieli: prezydent Rafał Trzaskowski wyraził silną wiarę w stworzenie my, czyli, że scali, złączy i zjednoczy, choćby nie wiadomo co! Społeczności Korei, Chin, Kuby albo państw spod zielonego sztandaru wiedzą dobrze, co znaczy takie zadekretowane my.
Ale – do rzeczy.
Czepianie się – a to dzielenia mierzei, a to dzielenia Polaków, a to kontraktów ministerstwa zdrowia, a to samego ministra zdrowia, a to tego, jak nam rośnie, a innym maleje albo na odwrót, a to tego, a to tamtego – to wszystko pokazuje, jakim programowym NIC zawiaduje kandydat PO. Pokazuje też, na czym oparta jest jego kampania – na mydleniu ludziom oczu pozorną ważnością wyszarpanych przez prowokatorów tematów zastępczych, z których inżynierowie z PO następnie knują swoje wyborczo-kampanijne operacje.
Tak, jak z tytułem tego tekstu: nie wiem, gdzie to przeczytałem, tak z programem Trzaskowskiego męczę się – gdzie ja to słyszałem? Takie wodzenie ludzi na pokuszenie już przecież było. Uwierzono PO z wiadomym skutkiem (PGNiG wygrywa z Gazpromem, a o Panach Waldku i Donaldzie cicho?).

Teraz…

…próbują znów, zakładając dziecięcą ufność ludzi. Przekonują, na przykład, że zebrali dwa miliony podpisów w pięć dni (słownie: pięć). Według jakiego kalendarza, bym zapytał?
Piszą, że mają dość. I w to nie wierzę.
Chyba jednak chcą więcej.

Adam Kowalczyk

(tytuł wypożyczony, ale od kogo – autor nie może ustalić)

Udostępnij
Poprzedni artykułZdają
Następny artykuł Planują zakup pociągów

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię