Gorzki koniec dnia

0
968

Wynotowałem sobie przypadkowe, ale znamienne wypowiedzi aktorów polskich. Oczywiście, związane z wyborem Andrzeja Dudy Prezydentem RP. Aktorów, ludzi, którzy z powodu odegrania różnych ról w filmie lub teatrze, mówienia nie swoich tekstów i podrabiania nie swoich emocji, uznali, że mają tytuł do poczucia się lepszymi. Jakby te wyuczone, wytrenowane techniki i triki, które stosują na scenach, przed kamerami dawały im poczucie doświadczenia, przeżycia wielu istnień.

Uznali i uwierzyli we własną nieomylność, bycie wyroczniami, które mają wyłączność na rację i prawdę. Uznali i uwierzyli tak mocno, że nie zauważają, jak stają się zarozumiałymi pyszałkami.
To, że mówią – to jedno. Drugie, że media, dawno już nie nazywane czwartą władzą, podejrzewać wolno, że z racji wysługiwania się i podlizywania politykom do władzy aspirującym lub tych, którzy aktualnie ją wykonują, więc że media publikują te wypowiedzi opatrując je wyrazistymi headami.
W jednym i drugim widać, że i aktorzy, i media pokładają niezwykłą wprost wiarę w moc własnego słowa, wiarę w słowo uświęcone swoim nazwiskiem, w słowo namaszczone nazwą medium albo nazwiskiem jakiegoś asa żurnalistyki sprzed mikrofonu lub kamery.
Jeżeli będziemy mieli w dalszym ciągu na takim poziomie szkolnictwo, to nigdy nie wygra dobro. Nauka, kultura i wiedza nie jest w cenie, a inteligencja jest w pogardzie. Jeśli dalej będą głosować troglodyci, to nigdy nie wygra dobro. Powiada tak Krystyna Janda.
Trudno jest zrozumieć tą przegraną dobra w kontekście obecnie zakończonych wyborów. Sytuacja powinna być jasna – większość wygrywa. O kwalifikacjach etycznych wyboru nie ma mowy w kodeksie wyborczym. Podobnie jak o poziomie intelektualnym wyborców. Jeśli Pani Jandzie nie podoba się wynik wyborów, to musi, niestety poczekać do następnych. Dlaczego jednak staranowała szkołę? I dlaczego – to jest sedno – wierzy, że to inteligencja cierpi? Skąd pomysł, że jest w pogardzie? Chyba nie, Pani Krystyno. Inteligencja jest w cenie, a to, że Zenek lub Sławomir zbierają większą publiczność niż Szekspir, nie jest dowodem pogardy dla inteligencji wcale.
Paweł Małaszyński dla odmiany ujawnił taką rozterkę: Czy jesteśmy jeszcze w stanie odrzucić nienawiść, ksenofobię, uprzedzenia i spojrzeć na innych z nadzieją na budowanie wspólnego, lepszego jutra?
Tak sformułowane pytanie nie daje jasności, czy Paweł Małaszyński rozważa odrzucenie własnej nienawiści, uprzedzeń i ksenofobii, czy zmaga się z problemem: jak pozbyć się tego balastu w skali kraju. Jego my, zdaje się, oznacza nie wszystkich Polaków. Paweł Małaszyński, oczywiście, mocuje się z problemem cudzym, rozważa to, czego nie mogą rozważyć, z powodu jakiejś ułomności ci, którzy wprowadzili go w taki stan, że musiał się przejść po ogłoszeniu wyniku wyborów. Jasne, że to wyborcy Andrzeja Dudy mu to zrobili. Podejrzenie, że, według Pawła Małaszyńskiego to wyborcy Andrzeja Dudy są obciążeni takimi wadami, jest tutaj tylko pewną hipotezą. Możliwe jednak, że mówił o własnych skazach.
W każdym razie, tak jak w przypadku wypowiedzi Krystyny Jandy – jego przemyślenia także opublikowane zostały w internecie. Jako materiał do przemyślenia.
Ostatnim z wynalezionych w sieci jest aktor Włodzimierz Matuszak – dobroduszny ksiądz z Plebanii.
W opublikowanym (rzecz jasna) pouczeniu inicjowanym wyrazistym i niewyszukanym: Panie Duda!, przypisuje Prezydentowi oraz jego sztabowi faszystowskie metody propagandowe przedwojennej
III Rzeszy, zaś partii, którą reprezentuje – bezkarne realizowanie swoich interesów.
Tu znajdujemy, oprócz zarzutu nieznajomości historii, podobne do stanowiska Krystyny Jandy poczucie wyższości z powodu wiedzy, którą jakoby posiadł Włodzimierz Matuszak, a nie opanował Andrzej Duda.
A przecież to w końcu – tylko aktorzy. Ani z Krystyny Jandy Kasandra, ani z Włodzimierza Matuszaka Tejrezjasz, ani z Pawła Małaszyńskiego Edyp, a wygłoszone przez nich kwestie, nie mówiąc już że są obraźliwe, to brzmią strasznie słabo. Czy by nie powinni się zwrócić raczej do modnych, uznanych autorów, żeby napisali im dobre teksty zamiast dziergać te swoje?

Chociaż i tu pewności nie ma, że byłyby należycie wykonane.
Swego czasu dyrektor Jacek Głomb, tak przy aktorach pozostając, wyznał w jakiejś audycji w PRII, że cierpi wielce, gdy ludzie (tak to zostawmy) miast uszanować angielską wymowę nazwy kawiarni przy teatrze, mówią tak, jak widać: Modjeska – z jotą w drugiej sylabie – zamiast zrobić z niej regularne amerykańskie .
Prowadząca Barbara Marcinik i słuchacze gdzieś w eterze uśmiechnęli się pobłażliwie i jakoś ludziom darowali.
Kiedy wybierzemy się na odtwarzany w legnickim portalu teatralnym wirtualny spacer po Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej (w polskiej pisowni) usłyszymy wspaniały bas jednego z aktorów, który będzie naszym cicerone i oprowadzi po rozmaitych zakamarkach budynku, opowie o historii i nie tylko oraz zaprosi do legnickiej kawiarni Modjeska. Z jotą w drugiej sylabie.
Ot – i masz!

Adam Kowalczyk

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię