SEN – Nareszcie w NIEBIE…

0
893

Nie spodziewałem sie, że po fatalnej pomyłce i wędrówce piekielnymi korytarzami, tak szybko wywołają mój numerek na wejście do Niebios.

– Posłuchaj polska, roztargniona duszo, tylko bez jaj, idź i nie pomyl się. Drzwi na prawo!

Zaraz za nimi przyplątał się do mnie jakiś dziwny, cholernie przystojny typ.

– Siemano ziomek, jestem twoim aniołem stróżem. Będę miał na ciebie oko, abyś nie uciekł do piekla. Bo tutaj nuda cholerna.
– No to twoja wina, stróżu od dziesięciu boleści, źle mnie pilnowałeś skoro ja teraz z tobą na spacerku, a nie z Luśką w łóżku.

Idziemy, rozmawiamy, mija nas spoko anielica. Mój stróż już chciał zostać jej ochroniarzem. Nic z tego koleś tego etatu nie dostaniesz.

Ogólnie fajniutko…

…w niebiosach. Jakieś jeziorko, a w nim kąpiące się anielice z dziewicami, tymi które umarły w cnocie. Dziwne mało tych cnotliwych, więcej tych drugich. Wchodzimy w alejke parku kwiatowego. Kurde tulipany wielkości sekwoi, ławki parkowe z poduchami, tylko się położyć i spać. Gdzieś z boku biegnie grupa facetów. Jogging w niebie? Po co, zastanawiam się. Anioł stróż czyta w moich myślach.
– To nie dla sportu – oni uciekają od nowego ładu.

Jakiś głos słyszę, dobitny i poniekąd znany moim uszom.

– Towarzysze! Pomożecie!?
– Pomożemy – pada chóralna odpowiedź.
Przecież to Edziu Gierek przemawia do tłumu, na  ziemskim padole  nawet film niedawno  o nim zrobili.

Teraz rozumiem…

…to taki niebański hajtpark. Błąka się Jaruzelski. Jakiś smutny. W pewnym momencie ożywił się, bo oto w gierkowskim tłumie zauważył kogoś znajomego. No nie może być, to przecież Gomułka. Chwilka i już na podeście stoi. Towarzysz Wiesław, zaczyna przemawiać.
– Partia nasza, drodzy towarzysze stała już nad przepaścią, ale udało się nam zrobić krok do przodu.

Co on bredzi…

…pomyślałem. Wielki ten park, ogromny i setki atrakcji. Co on w ogóle robi tutaj w niebie. Przecież… Nagle podjechał niebiański patrol i poprosili grzecznie Wiesia do pojazdu, niby to w kształcie cygara, ale nie. To była gigantyczna mównica. Pojechali z Wiesławem w siną dal.
Nadspodziewanie usłyszałem bardzo harmoniczne dźwięki, przyjemne dla ucha.

– Czas na obiad.
– Jak to obiad, przecież w niebiosach się nie je, nie pije, tylko się żyje – odpowiedziałem mojemu stróżowi od siedmiu boleści.

– Nie o to chodzi ziomek. Obiad tutaj jest spotkaniem z Najwyższym. Będą rozdawane nagrody za dobre uczynki na Ziemi i jednodniowa wycieczka do wybranego miejsca. Oczywiście w niewidzialnej postaci. Idę! No, nie wytrzymam. Jakie tłumy przyszły na to spotkanie.

– Wszyscy na raz? Aniołku mój, jak ty masz na imię.
– Lepiej żebys nie pytał. Mam bardzo długie. Nie zapamiętasz. Wszystkie imiona zostały wyczerpane i są dodawane do nich różne „charakteryzacje”. I tak ja mam na imię. Lucjuszzpowylamywanymiskrzydlamiodsiedmiubolescianiolpoziomutrzeciego! Zapamiętałeś?
– Jasna…
– Ciii, nie wolno przeklinać!

Przebijamy się…

…przez tłumy. Chcemy być jak najbliżej Najwyższego. Udało się. Stoimy gdzieś w pięćdziesiątym rzędzie. Wywołują imię jakiegoś strażaka.

– Uratowałeś dwoje dzieci, w nagrodę możesz wrocić na ziemię na trzy dni i pamiętaj, wróć punktualnie – powiedział Najwyższy.

Zauważył mnie, patrzy, zastanawia się, po czym mówi:
– Nie mogę sobie przypomnieć żadnego twojego dobrego uczynku. Ale ponieważ pomyliłeś chyba wrota, o czym wspomniał mi Piotr, więc dostajesz jeden dzień na ziemski pobyt. Pamiętaj. Od tego momentu masz 24 godziny na powrót. Kup sobie dobry zegarek, abyś się nie spóźnił bo trafisz na wieki wieków do czyśćca.

– AMEN odpowiedziałem. I słowo rzeczywistością się stało. Wylądowałem sam, bez towarzystwa Lucjuszazpowylamanymi….tfu…nie pamiętam. Zastanawiam się teraz co robi moja Luśka, wdowa. No bo przecież ja nie żyję. Odwiedzam miejsce mojego ziemskiego bytu. Na klatce schodowej spotykam sąsiadkę. Rozmawia z inną.

– Szkoda chłopa Kaśka, nie uważasz?
– Eee tam, stary był, ale mógł jeszcze pożyć. Gdyby Luśka nie przyprawiała mu rogów.

Co, Luuuśka…

…mnie zdradza, wrzasnąłem tak głośno, że kotka Baśka, jednej z sąsiadek, chyba usłyszała, bo uciekła jeżąc sierść. Udałem się piętro wyżej. Jako dusza wejście zaliczyłem przez ścianę. Luśka w łóżku. O, nie mogę z mężem jednej z tych co plotkowały. Nabrałem ochoty, by wcisnąć się tam pod kołderkę.

– Rysiek ty zdrajco, wypad z mojego łóżka!

Nie usłyszał nikt, przecież jestem duchem. Użyłem siły woli. Włączyłem na pełny regulator wszystkie odbiorniki radiowo-telewizyjne. Popłoch, ponieważ moja nie zamykała drzwi, żona Ryska wparowała.

– Wyłącz te choler…

Nie skończyła, zauważyła swojego, tylko w majtkach. Ale miałem ubaw. W ruch poszły naczynia i wałek do ciasta. A dobrze im, grzesznikom. Wyszedłem zły. Tego się nie spodziewałem po mojej i po sąsiadach. Mam jeszcze sporo czasu. A może tak zajrzeć prywatnie do znanych z polityki i medialnych przekazów.

Pomyślałem…

…o Hołowni. Myślę i jestem w jego prywatnym gabinecie. Teraz nie pracuje, klęczy i modli się. No niestety nie słyszę modlitwy. Ale różaniec, który trzyma, świadczy, że chce coś wyprosic u Najwyższego. Zastanowiam się co robi teraz tatuś dyrektor. Już jestem gdzie trzeba. Siedzi przy biurku, przegląda jakieś dokumenty. Wstaje, idzie do opasłego sejfu. Otwiera i wypadają z niego kilogramy banknotów. Mruczy pod nosem:

– Dlaczego nie drukują nominałów na przykład 5000, a tylko 500. A te drobiazgi po 200 złotych to już w ogóle śmieci jakieś. Nie mam gdzie tego trzymać. Jeszcze te akcje starych dewotek, rencistek. Gówno to warte, ale jak się je pozbiera to wystarczy na II program telewizji satelitarnej.

Tatuńcio…

…nic a nic się nie zmienił, gdyby wiedział co na niego czeka w piekle. Widzialem to, ale sami się domyślcie. Najciekawsze pomysły przesyłajcie w komentarzach. Zamyślony wróciłem pod moj adres. W bramie cicho, pod drzwiami mojego mieszkanka spokój. Słyszę tylko coraz głośniejsze chrapanie z drugiej strony drzwi. Zapewne moja po romansach z Ryśkiem, Witkiem i innymi odsypia. Ale aż tak głośno?
– Chrrrrr…chrrrrrr
– Przestań chrapać jołopie. Spać nie mogę – wybudziła mnie moja Lusia. Sen był koszmarny. Ale będę czujny, bo Rysiek, Witek i inni czychają…

Bolesław Bednarz-Woyda

Udostępnij
Poprzedni artykułRazem
Następny artykułFerie z kibicami

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię