SEN – LATAJĄCY… łaciatego aniołka

2
1654

Nad  Legnicą księżyc świeci. Wzięło mnie w środeczku nocy na ssanie, jedyny ratunek jest w kuchni, to moja lodówka… Co ja w niej mam. Jest maślanka, jest kefirek i mleko, nie ma wody! Jest kranówa. Już otwieram litrową butelkę maślanki, no nie pachnie zbyt świeżo, przeterminowana o dwa tygodnie, również mleko i kefiry… STOP!

Przecież na balkonie stoi MUĆKA Kargulowa, krowa dla mojego znajomego Niemca, producenta nabiału. Jest wielka, gipsowo-żywiczna. Wygląda jak prawdziwa, kurde, żeby można ją wydoić. Oglądam z zainteresowaniem CYCORY Mućki, eee tam suche, ale ścisnąłem ostatni. Nagle rozległo się w środku nocy głośne MUUUUUUUUUU, MUUUUUMUUUUUU! W oknach zapaliły się światła, nawet w galerii Gwarna i za nią oraz w Rynku… Chyba za mocno pociągnąłem za cycek.
Światła zapłonęły w katedrze i w domu duszpasterskim. Natomiast cały czas już wcześniej jasno było w gabinecie Prezydenta Miasta Legnicy. Ten to robi nadgodziny. O, podszedł do okna sprawdzić skąd w centrum miasta, na balkonie drugiego piętra bloku mieszkalnego wzięła się KROWA MUĆKA?
Trudno, pragnienie trzeba ugasić. Wypiłem szklanke mineralnej o nazwie „ZEMSTA KACZAWY”. To jednak nie ugasiło pożaru zwanego kacem. Skonsumowałem więc maślanke, mleko i przeterminowany kefir. Ten to noblista, trzy miesiące po terminie… Jeszcze tylko bek….ęcie. Chyba za głośne było, gdyż sąsiadka zawołała do męża:

– Józek, jutro trzeba wezwać hydraulika, coś się dzieje w rurach kanalizacyjnych…

To niemożliwe! Na moim ciele pojawiły się plamy czarno białe, wypisz wymaluj jak u łaciatej MUCKI. Ale to nie koniec. Rosną mi skrzydła, takie prawdziwe anielskie. Gdyby ONI tam na górze wiedzieli jaki ze mnie aniołek to…. Ponieważ stałem na balkonie obok Muciuni tylko w majtkach, pomyślałem: jako anioł nie polecę na publiczne zgorszenie. Ubrałem się… i rozwinąłem skrzydła. Luuuudzie! Ja potrafię latać! Zaraz przypomniałem sobie latającą Julię z któregoś tam mojego felietonu. Ale ja mam nad jej skrzydlami przewagę. Moje są prawdziwie wielkie. Mają więcej lotek do sterowania w powietrzu. Jest jeszcze noc, blisko już porannego świtania. Lotem z szybkością dźwięku (a co, radar mnie przyłapie). Już pojawiłem się na osiedlu Kopernika. Kurde, ileż tutaj nie zasłoniętych okien. I na Galaktycznej, Heweliusza, na sąsiednich ulicach. Jasny gwint! Zaczepiłem o antenę satelitarną. Już miałem odlecieć, no ale jak, gdy w pokoju leży ona, skąpo ubrana. Może około trzydziestki i śpi ODKRYTA. Okno otwarte, pokusa dała znać o sobie. Oczywiście, ta pozytywna. Chcę tylko przykryć piękną, aby się nie rozchorowała. Ciut za długo ją przykrywałem. Wszedł do pokoju jej (chyba) mąż.

– Asia, ja już po nocnej zmianie.

Dalej już nic nie powiedział, zamurowała go moja obecność. Zanim się zorientował już mnie nie było.

– Aśka, tutaj był twój anioł stróż, widziałem go – opowiadał podekscytowany. – Tylko wiesz, anioły to zazwyczaj młodzi, przystojni faceci a ten był jak zasuszony, stary grzyb. Łysy i w okularach.

– Eee tam, przywidziało ci się Patryk, rozbieraj się, jestem taka rozpalona…

 

Kurde, jakie to interesujące – PODGLĄDACTWO. Postanowiłem jeszcze obejrzeć wnętrze tegoż bloku mieszkalnego. Jojojojoj! Ileż tutaj skrzynek pocztowych, tylu lokatorów. Hmm, włączyłem jako grzeczny aniołek opcje przenikanie przez drzwi, ściany. Ale najbardziej zaciekawiły mnie wejściowe do mieszkania pod 14 – tką z nazwiskiem Mieczysław Kowalski. Nie nazwisko mnie zaciekawiło, ale powieszony na klamce kartonik z napisem: „PRZYJĘCIE TOWARU”. To jakieś podejrzane, że któż naprawdę nad ranem przyjmuje towar. Jestem już w środku i zatkało mnie.

Na bardzo szerokim łóżko-tapczanie leży sobie on pomiędzy trzema panienkami! No może między dwiema i jedną rozwódką.
Zniżam lot nad ulicami, nie może być, ale dziurawe, wyboiste. I tak sobie pomyślałem głośno. Aby te odpowiedzialne za ten stan ulic urzędasy 20 lat jeżdzilły wozem drabiniastym na stalowych kołach, bez opon … za karę. Nie podziewałem się, że jako anioł mam możliwość spełniania życzeń, bowiem oto ulicą Zlotoryjską zmierza w kierunku centrum i dalej na Rzeczpospolitej i Piłsudskiego prawdziwy wóz drabiniasty wypełniony siedzącymi, stojącymi grzesznikami. Wóz podskakuje zajebiście i słychać tylko jęki tych co cierpią na tych koleinach. No to sobie pojeżdżą troszeczkę. Nie zdążyłem dokończyć myśli a już w powietrzu słychać piosenkę Jacka Lecha – „dwadziescia lat a może mniej „… SPEŁNIŁO SIĘ – potwornie głośne uderzenie młota pneumatycznego na balkonie w rękach Pani budowlanej, szefowej budowy na NMP – obudzilo mnie .

– Gdzie jest Muuuuućkaaaa ? – jasna cholera, to był sen, jednak nie powinno się pić na powitanie wiosny…

Bolesław Bednarz-Woyda

Udostępnij
Poprzedni artykułJadą, jadą śmieci
Następny artykułRebranding

2 Komentarze

  1. Zostać aniołem stróżem…choć w śnie,ale może to znak o powołaniu! Na początek proponuję służbę jako ministrant, a z czasem awans kto wie,może na biskupa??🤭😉

  2. Jezus Maria!!! 😱😱Panie Adamie, ale mnie Szanowny Pan zaskoczył. Muszę się nad tym zastanowić… hmmm – stróżem nawet pasuje dla mnie, emeryta, dużo jest supermarketów…. ale Biskupem, to poważna profesja, musiałbym się podszkolić, ale obawiam się, że zabrakło by czerwonego wina, które uwielbiam bardziej niż niektórzy proboszczowie czy inni kapłani. 🤣🤔😂

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię