Sen – latająca Julia. Ojejejojoj!!!

7
1963

Port lotniczy im. Mikołaja Kopernika we Wrocławiu. Mój lot do Hurgady w Egipcie opóżniony, czekam cierpliwie…


Oczekuje też duże stado podróżnych. Siedzą na walizkach, walizach. Po co tyle bagażu. Przecież to wycieczka na tydzień, all inclusive. O rany… ten to miał pomysła – gość ubrany już w badejki o wzorach hawajskich. Klapki na nogach, na nich białe skarpetki, takie do kolan.  Na zewnątrz minus 4, a on tutaj na plaży, też imieniem Mikołaja Kopernika… To jeszcze nic. Cały bagaż przesłania pokaźny, dmuchany aligator, wielkości właściciela. Tyle, że z długim ogonem wzdłuż którego formowała się kolejka do odprawy.
W tym momencie zapowiedż w językach polskim, angielskim i ukraińskim:

  • Szanowni państwo, przepraszamy za opóźnienie w podróży. Wstrzymane są aż do odwołania przyloty i odloty, ponieważ od 30 minut nad naszym portem lotniczym krąży bliżej nie zidentyfikowany obiekt.

 

Po tej zapowiedzi wszyscy rzucili się, wraz ze mną, na taras widokowy, aby być świadkiem tego niecodziennego zdarzenia. Zabrałem ze soba lornetkę do Egiptu, aby wypatrywać covida i terrorystów, bo zagrożenie od tych dwóch jest cały czas aktualne. Nic szczególnie nie widać gołym okiem, ale ja zaopatrzony w sprzęt made in germany triumfuję nad innymi. Ktoś chce pożyczyć to patrzydło – 4 złote  dziewięćdziesiąt dziewięć groszy minuta – mówię i już stoi kolejka. W 10 minut zarobiłem jakieś 70 zlotych, bo zwyczajem wypożyczalni nie miałem reszty… Ale gość w badejkach miał chyba sokole oko:

– Widzę, widzęeeee!!!!!!!!!!!!!!!

I skurczybyk odebral mi klientelę. Kolejka rozproszyła się do okien. Teraz nawet ja widzę ten obiekt nad lotniskiem, obniża lot.

Luuuudzie, to nie może być, w powietrzu latająca jakaś baba, w odblaskowej, pomarańczowej spódnicy, rozwianymi włosami Soffi Loren. Gogle na twarzy wraz z maseczką którą przesłania napis ORLEN. Ma pokaźny bagaż na plecach w postaci saszetki wielkości jej samej. Kto to jest? – może teściowa albo anioł? Albo czarownica. Tylko gdzie miotła? Jest sprzężenie lub zwarcie w megafonii portowej: trzymaj kurs 126 sinus 23, kieruj się na pas numer dwa.

To zapewne wskazowki z wieży kontrolnej. Pięknie w tej chwili rozłożyła skrzydła i podchodzi do lądowania lekkim, profesjonalnie wykonanym łukiem. Wylądowała, jak doświadczony pilot ze stażem. No nie wierzę moim oczom. Przecież to… JULIA. Przyleciała aż z Nepalu, jak się później okaże.
– To moja znajoma –  mówię dumnie, jakby to było moje lądowanie. Ona tymczasem zdjęła trasport w postaci saszetki, złożyla skrzydła, odpięła je i udała się do hali przylotów. Napis z maseczki ORLEN spowodował, że stała się nietykalna, żadnej kontroli. Nikt już nie pamiętał o opóźnieniu lotu. Wszyscy chcieli poznać Julię, bohaterkę przestworzy. Drona niebios i kosmosu. Ubiegł mnie jakiś gostek, wyciągając ramiona w stronę MOJEJ Julii.

– Ojojojjej – zaśpiewał pięknym wschodnim, chyba ukraińskim akcentem i szybko oddalił się z nią do pięknego Audi Q7. Zły jak w serialu Szybcy i wściekli pojechałem za nimi moją skromną Skodą. Nawet się nie obejrzała. Zauważyła jednak, że jestem bardzo blisko, wypuściła przez okna tego Q swoje skrzydła i odlecieli. A to zdrajczyni jedna. Blacha marki Q7 jej się spodobala.  Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrr. A ten zdrajca „ojejejejejje” jak go spotkam to…

Przyjechalem do domu zły, a tu NIESPODZIANKA. Julia i niedoszły zdrajca czekają na mnie z winkiem czerwonym, towarzyszy im mój kumpel Mireczek, przygotowane są kanapki z kawiorem! Jest też przytargana z Nepalu jakaś ryżowa nalewka. Żyć nie umierać. Jak to dobrze mieć przyjaciół.

Mój wylot do Egiptu zastąpili mi oni, cała stara paka – Maksim, Mirek i Julia oraz dwadzieścia cztery inne osoby, które usłyszały o powitalnej libacji. Głównie to była ekipa budowlana z poprzedniego zdarzenia, nawet wykuty z betonu Valery przyszedł a pani kierowniczka budowy, a jakże też była no i moja, czuwająca nade mna jak anioł stróż sąsiadka.

 – Uwaga, uwaga, podróżni udający sie do Hurgady proszeni są do odprawy paszportowej. Nie leci pan? – wybudzil mnie śpiącego na ławce, ktoś z czujnej straży granicznej wrocławskiego portu…

Bolesław Bednarz-Woyda

7 Komentarze

Odpowiedz na „Michał RAnuluj odpowiedź

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię