Pamiętam tylko tyle – obudziłem się we własnym mieszkaniu w Legnicy, bardzo wcześnie rano 30 lutego roku pańskiego 2022, jeszcze chcę sobie przypomnieć jaka była pogoda i która godzina.
Mocna kawa, siekierezada zadziałała na pamięć – to była 06:15 w deszczu skąpanej ziemi dolnośląskiej. Już dawno tak nie padało. Włączyłem telewizornię, coś tam podają w wiadomościach, aż tu nagle jakieś zwarcie, wszystko się wyłączyło, szlag trafił energię, musiałem zjeść śniadanko na zimno.
Z ulicy i sąsiednich balkonów dobiegały głośne nawoływania i okrzyki: sąsiad jest u ciebie światło? – nie ma!
Coś mi tu nie gra, wyłączyły się smartfony, nawet facebook nie przeżył. Ulicą przemknęły policyjne samochody, za nimi erki i wojskowy pojazd opancerzony.
No k..wa co się dzieje, gdzie z daleka słychać strzały albo z kałasznikowa, albo z innej broni. W tym momencie wróciła dostawa energii, telewizja i wszystkie rozgłośnie radiowe nadawały komunikat:
„Uwaga mieszkańcy miast i wsi, nie wychodzić z domów, pozamykać okna i drzwi, jak ktoś ma broń to przygotować ją do użycia.”
Skąd ja wezmę broń? ALe znalazłem coś. Zabytkowy pogrzebacz stalowy i wojskowy tłuk do ziemniaków. Tymczasem dowiaduję się, że systemy zabezpieczeniowe wszystkich kryminałów i więzień w kraju zostały złamane. Kryminaliści bez problemu obezwładniali służby więzienne i na świeże powietrze… Policja i wojsko wyłapywały przestępców. Alimenciarze, kilku dziadków (siedzieli za kradzież krówek lub lizaków) zgłosili się sami i objęła ich natychmiastowa amnestia. Tymczasem recydywa, przestępcy grubego kalibru oraz mafiozi, złodzieje samochodowi byli neutralizowani na bieżąco i pakowani do samochodów więźniarek. Najgorsza sytuacja była w Warszawie. Tam szukali ukrycia najbardziej poszukiwani. Kilku wydziarganych znalazło schronienie w piwnicy jakiegoś dziadka, jak się okazało wpływowego prezesa i szefa rady nadzorczej dużej firmy. Ten wystraszony nie protestował i udzielił schronienia w myśl chrześcijańskiej zasady „pukajcie a będzie…”. Oni puknęli i wpadli z drzwiami do wnętrza. Jeszcze się nie zdążyli rozejrzeć a już była policja i wojsko.
– Kto tu jest waszym hersztem, bando popaprańców? – wszyscy jak jeden mąż wskazali na prezesunia.
– Skąd my go znamy? – zastanawiali się antyterroryści.
– Stop! ręce precz! – rozdarł się jak stare prześcieradło wielki szef. – Wiecie kim ja jestem? – Co za tupet, jego ładujemy pierwszego, ooo, pod biurkiem jest jeszcze jeden, ale podobny do jakiegos kogoś z naszej branży.
Wystraszony podbiurnik sam wsiadł do auta. Tymczasem jeden z generałów w sztabie, pilnie poszukiwał kontaktu z przełożonym, ani śladu, prezydent kraju wyjechał w góry, w tej sytuacji władze opanowali policjanci i wojskowi. Co zrobić z tymi uciekinierami, zastanawiano się w sztabie działań polowych.
Przecież może się zdarzyć, że ponownie nam uciekną. Jeden z dowódców rzucił pomysłem:
– Dzwonimy do Moskwy, na Kreml, wydzierżawimy 5000 tysięcy kilometrów kwadratowych dla tych kryminalistów i… damy im wolność…
Pozostałym sztabowcom opadły szczęki, a sztuczne wypadły, któremuś tam też coś wypadło. To szklane oko, wszystko ze zdziwienia…
– Co za szalony pomysł, przecież wrócą i…
– Nie wrócą, bez obaw, najbliższa droga i stacja kolejowa to siedem tysięcy kilometrów.
– Aaa, to co innego – chórem zaintonowało sztabostwo…
Kreml się zgodził, a nawet obiecał pomóc, gdy dostał wiadomość, że jest tam cała plejada kryminału i szefowie, a jak już zobaczyli fotki tych dwóch najważniejszych, car kremlowski zacierał ręce. Jeszcze tego samego dnia zaproszono towarzyszy do wagonów pasażerskich dla baranów, kozłów i tudzież innego zoologu. Pociąg składający się z 23 wagonów ruszył z Warszawy Centralnej do Moskwy na dworzec Kazański i dalej stamtąd na przepiekną syberyjską tajgę. Po 10 dniach jazdy szemrane zbiorowisko wysiadło z pociągu. Pojawił się jakiś kapral polskiego wojska i odczytał akt amnestii dla wszystkich.
– Uuuuuuurrrrraaaaa! – radośnie odpowiedzieli skazańcy.
– Zostawiamy was wszystkich tutaj ze sprzętem stolarsko, porządkowo – myśliwskim. Kapral i ochrona wsiedli do pociągu zostawiając mapę miejsca pobytu i pociąg szybko jak tylko mógł pojechał w droge powrotną. Banda się zorganizowała, złodzieje samochodów musieli iść na polowanie, wyposażeni w łuki i dzidy. Oszuści i pospolici złodzieje mieli role karczowania tajgi i budowy szop, a później baraków, prezesunio i jego giermek dostali za zadanie wykopać doły i postawić latryny.
Obaj, uzbrojeni w siekiery do karczowania zaczęli wycinać potrzebne drewno przeklinając sytuacje i naczelnego dyrektora energetyki, że dopuścił do zwarcia. Jak wrócimy to mój brat może objąć to stanowisko.
– Ma kwalifikacje? – zapytal szefunio.
– Ma, i to jakie, nosił śrubokręt swojego majstra i podawał mu jak było trzeba…
– No to się nadaje – krótko uciął szef.
Sprawnie uwinęli się z latrynami. Szefunio jeszcze coś tam kopał w dole w jednej z latryn a tu sruuuuuu ktoś z góry… WC i jego budowniczy zaliczyli chrzest. Z tajgi wybiegli złodzieje samochodów z okrzykami przerażenia, bo za nimi skradał się olbrzymi tygrys syberyjski…
– Jaki piękny kotek – kici kici kici… – zdziwienie powaliło wszystkich. Tygrys dał się pogłaskać i aportował, stając się tym samym ochroniarzem osobistym szefa, a giermek fryzjerem obu.
Tak sie zmieniły role w tej kryminalnej ferajnie, prezesunio, szef rady nadzorczej wielkiej firmy został autentycznym hersztem syberyjskiej unijno-europejskiej bandy. Bali się go wszyscy, to znaczy nie prezesunia a tygrysa. Bydle było tak wierne, że nikt nie śmiał wątpić who is who… Nawet fajnie układało się życie skazańcom, lecz któregoś dnia prawie wszystkich, oprócz tygrysa powaliła straszna choroba o nazwie łacińskiej facebookusinternetus… Prezesunio wymyślił, aby się nie poddać tej pandemii, to każdy ma wysilić się i napisać na kartce wszystkie swoje kontakty. Zbrodnie jawne i niejawne, jednym słowem jakiś życiorys, bo potrzebne to szefowi do opracowania ustaw i prawa obozowego. Prawo obozowe odczytał giermek, a szef zatwierdził…
– A głosowanie? – rzucił ktoś z tłumu kryminału.
– Do latryny go, na chrzest – spokojniutko wskazał palcem na skazańca, obozowy imperator… Biedaka wrzucono do szamba, a trzech dziargniętych pod okiem i na policzkach spuściło na niego wodę z zawieszonego wiadra, w charakterze spłuczki. Poszło..
Jasna cholera! wstawaj, muszla klozetowa się zatkała, woda zalewa łazienkę – tym razem rozdarła się moja Luśka. No i dobrze, bo nie wiem jak długo wytrzymałbym na tej Syberii z tygrysem i właścicielem potwora…
Bolesław Bednarz-Woyda
Szacun💪💪💪
Czekam na książkę!
Przyjacielu Sen, wręcz wyjątkowy. Jak bardzo mocno chodzi mi po głowie, by go urzeczywistnić. W moich snach, co najwyżej bywam tylko z jedną kobietą idąc spać, ale na szczęście budzę się po nocnym lunatykowaniu,w całkiem innym miejscu też przy kobiecie. Wreszcie mogąc wracać dumnie do domu, gdzie moja własna żmija już w progu tęskni. Takie życie. Pozdrawiam Serdecznie Przyjacieu Mój. 🤫😉😊👍👍👍
👍👍👍👍👍👍, super ,ale mało 😁