Jak wygląda podróżowanie „na kowidzie”?

0
706

Wystartował spod Legnicy. Wrócił cały i zdrowy. Darek „Leszy” Borowiec stwierdził, że grudzień nad Kaczawą jest ciepły i trzeba wyskoczyć na kilka dni w chłodniejsze okolice. Konkretnie – archipelag Svalbard, z wyspą szerzej znaną jako Spitsbergen. Zanim dotarł do celu wyprawy, już przeżył moc atrakcji, które szczegółowo opisał:

Lecisz do kraju, który całkowicie poluzował obostrzenia. Na wszelki wypadek masz szczepionkowy paszport. I dobrze, bo tydzień przed odlotem zmienia się prawo i bez niego jednak nigdzie nie polecisz.

Norwegia jako jeden z pierwszych krajów zniosła większość obostrzeń na jesieni tego roku i ekspresowo przywróciła bardzo restrykcyjne obostrzenia kilkanaście dni temu.

Dwa dni przed odlotem dowiadujesz się, że na Svalbard (będący norweską prowincją w Arktyce) wymagany jest również test antygenowy, a w dniu odlotu, że test jest także wymagany już nie tylko na ten najdalej wysunięty obszar Norwegii, ale również w pozostałej części kraju.

Niestety…

… nie zdążysz go zrobić w Polsce, bo na wyniki jak wiadomo czeka się ładną chwilę, a system jest niewydolny.
Ale to nawet dobrze, bo test zrobiony w Polsce i tak nie będzie akceptowany na miejscu. Każdy chce zarobić. Przed podróżą przez chwilę zaczynasz wątpić w swój stan zdrowia, a przecież nie chciałbyś utknąć na granicy. Więc może chociaż szybki test z marketu? Tak dla siebie, bo co jeśli dolecisz, a i tak Cię nie wpuszczą? W sumie masz tak małe zaufanie do działań rządu, że całą drogę zastanawiasz się, co będzie jeśli „wylosujesz” wynik pozytywny? Jak to słynne mango, które w teście na covid „wygrało” pozytywne?

Test z marketu mówi że jesteś „negatywny”. No to jeszcze szybciutko rejestrujesz się na stronie entrynorway.no, gdzie szczegółowe podajesz dane (nie martw się, to formalność w trakcie podróży podasz je jeszcze kilka razy), aby ułatwić wszystkie procedury na lotniskach itp.

Lądujesz…

…w Norwegii, w Oslo. Przesiadka. Stoisz w maseczce, w stumetrowej kolejce zaszczepionych, ale potencjalnie będących nosicielami zabójczego wirusa. Wszyscy są po dwóch szprycach, niektórzy trzech. W końcu robią Ci test. Czekasz na wynik. Jest negatywny, więc wpuszczają Cię do kraju. Odbierasz nadany tanią siecią lotniczą plecak. Urwane ramiączko. Zapomnij o reklamowaniu usług, teraz wszyscy żyją tylko jednym problemem – czy pasażerowie maja covid? Jedynym sposobem na ratowanie twojego plecaka i podróży pozostał zestaw trytytek, kupiony okazyjnie za pięciokrotność ceny z polskich marketów budowlanych. Ale działa.

Jeszcze na lotnisku pytasz obsługę, czy możesz dostać wynik swojego testu. Dowiadujesz się, że niestety nie.

Obsługa…

…twierdzi natomiast, że figurujesz już w centralnej bazie tego wariatkowa jako zgłoszony, zaszczepiony, zamaseczkowany i bezpieczny. A sam test jest ważny 24h. I jeszcze, że przyjdzie SMS z potwierdzeniem badania. Super, bo akurat wszystko się spina czasowo do kolejnego lotu. Chwilę po wyjściu z lotniska faktycznie dostajesz SMSa o treści, że zaraz… dostaniesz SMSa z potwierdzeniem że nie jesteś „pozytywny”. Ty to już wiesz, przecież inaczej by Cię nie wpuścili. Niestety dowiadujesz się też, że musisz podać 6-cyfrowy kod, który miałeś otrzymać na lotnisku, przy teście. Nie dostałeś, nikt o nim nic nie mówił. Dosłownie wyganiali jedynie niezainfekowanych za bramkę, bo robiła się duża kolejka. Strach pomyśleć co robili z tymi, przy których smutna Pani z obsługi wyczytywała „pozytywny”. Siłą rzeczy już się tam nie wracasz. Trudno. Przecież powiedzieli, że jest baza danych i te wyniki muszą tam być.

W końcu Norwegia to nie kraj, w którym rząd zamyka lasy na okoliczność pandemii, a lekarze leczą przez słuchawkę telefonu. Liczysz, że SMS przyjdzie później, na pewno system jest przeładowany, a skoro jednego SMSa z zapowiedzią wysłali, to mają mój numer. Co może pójść nie tak?

Finalnie…

...wychodzi z Ciebie Polak więc masz ograniczone zaufanie do rządu. Na wszelki wypadek wydzwaniasz wszystkie znane Ci norweskie instytucje, żeby dowiedzieć się czegokolwiek więcej. Niestety w krajach dobrobytu w sobotę się nie pracuje. Wódki na poprawienie humoru też raczej nie kupisz po 16.00. Norwegia, dzielnica gdzie przeważają książęta orientu, stąd absolutny brak Vinmonopolet w okolicy, żeby nikogo nie urazić. Choinki i hasła „God Jul” całe szczęście jeszcze gdzieniegdzie stoją.

Za 20h zaszczepiony, zamaseczkowany, wytestowany i wytresowany wracasz na lotnisko, gdzie dowiadujesz się, że… musisz zrobić nowy test, ponieważ ten z wczoraj już się nie liczy. Mimo, że zrobiony przez obsługę lotniska i nie dłużej też niż 24h temu, jak mówią wszystkie komunikaty podawane przez rząd Norwegii.

Tym razem test już nie za friko. Wyciągasz kartę bankomatową, z niedowierzaniem patrzysz jak ściąga ci 600zl. SMS z wynikiem poprzedniego testu nie przyszedł i chyba dla obcokrajowców jednak nie ma żadnej bazy, w której lądują wyniki, ale to całkiem sprytny sposób, żeby pozbyć się natręta na lotnisku. Wyskakujesz z kasy za nowy test, chcesz grać dalej. Nadajesz bagaż połatany trytytkami. Może go nie zgubią – łamane przez – nie zniszczą jeszcze bardziej. Lecisz.

Międzylądowanie…

…w Tromso. Wypraszają cię z samolotu na mróz, żeby po raz kolejny sprawdzić bilety, testy na covid, paszporty i szczepienia. I rejestrację w entrynorway.no oczywiście. Na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że ktoś w trakcie lotu się dosiadł, a może złapał skrzydła, może covid, ciężko stwierdzić. Żeby była jasność (zanim nastanie ciemność polarna), cały czas mówimy o podróży w JEDNYM kraju. Dobrze, że nie każą ci robić kolejnego testu, przecież ktoś mógł już cię zarazić? Przy okazji kolejnego sprawdzania tych samych papierów, okazuje się… że coś nie zgadza się z datami w tzw. „paszporcie covidowym”. Ale, że system kontroli w Oslo dwukrotnie już zawiódł i przepuścił mnie z błędem (tolerancja 7 dzień od ostatniej dawki), to litościwa pani urzędnik przymyka oko.

Musiałaby…

… przyznać, że jej koledzy po fachu, uprzednio sprawdzając papiery, „dali ciała”. W samolocie jesz paluszki. Nawet ci nie smakują, po prostu nie dajesz rady siedzieć kolejnych godzin w maseczce, a masz dość upominania przez stewardesy.

Lądujesz w Longyearbyen, oczywiście sprawdzają entrynorway.no, paszport i test covidowy…

I w końcu zatapiasz się w noc, przez następne 5 dni nie zobaczysz światła słonecznego.

Nie widzisz już światła nadziei dla tego „chorego” świata. Polska, Norwegia, nie ma znaczenia. Chaos i nagłe wprowadzanie i znoszenie obostrzeń to już norma, którą trzeba uwzględnić przy podróżowaniu. Musisz pogodzić się z tym, że możesz gdzieś utknąć, że rząd zmusi cię do zakupu kolejnych testów, wykonania następnych certyfikatów. Że prawem nadrzędnym nad twoimi konstytucyjnymi prawami, jest slide z Powerpointa zaprezentowany na konferencji prasowej rządu.

Kiedyś z niecierpliwością czekałeś co spotka Cię u celu podróży. Teraz na każdym etapie zastanawiasz się czy cel jest jeszcze osiągalny.
Czy to już ten obiecywany post-covid, #ostatniaprosta i „Przywracamy Normalność”? Nie wiem, ale na pewno podróż połatana trytytkami, jak ten plecak podróżnika.

Finalnie dotarłem, pozdrawiam więc z Arktyki, z tzw. najdalej na północ wysuniętego miasta na świecie – Longyearbyen.

Darek „Leszy” Borowiec

Fot. (dlb)

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię