Jak bandyta w ciemnej ulicy…

8
4192

Stoję właśnie na wadze i sprawdzam ile straciłem upragnionych kilogramów w tej podróży… – 750 g – ZGROZA!!! Za pięć godzin opuszczę hotel Golden Lotus w Hanoi i udam się w drogę do domu.

Na nic moje przysięgi, że będę jadł tylko korzonki i liście jakiegoś zielska… Kuchnia wietnamska dopadła mnie jak bandyta w ciemnej ulicy…

 

Azaliż słabą wolę mam więc z odchudzania nici.

 

Zapachy ulicznych…

…kuchni, a tak dokładnie mówiąc, to tutaj gotuje się na ulicy. Najpierw dla rodziny, a jak coś zostaje to można się przysiąść i zjeść zostawiając jakąś tam kwotę dongów.

Boże!!! Ileż to razy dziennie przysiadałem się. Owszem były jakieś chwasty w tym menu, kluski, które oni chyba sprzedają w metrach, ale podane w misce z bulionem i jakimś tam mięsem i warzywami. Cholernie smaczne. Inne kuchne uliczne, te komercyjne, miały bardzo bogate oferty, ale zmroziło mnie gdy zobaczyłem obok grila trzy pieski. Wypatroszone i przygotowane do pieczenia na rożnie. W tej to atmosferze poczułem się jak Zagłoba. Obżarstwu nie było końca.

 

Nie spróbowałem wszystkiego, ale wystarcząjaco dużo, zapijając to piwem Sajgon albo Hanoi. To pierwsze znacznie lepsze.

Mój pokój w Hanoi za 60 zł doba, śniadanie.

 

 

 

Szarańcza  na widelcu

Któregoś dnia dopadła mnie szarańcza, ponieważ niezbyt dobrze widząc w ciemnych okularach wskazałem kucharce:  „to, to i to prosze na talerz”. Jem. Smaczne, ale coś za bardzo mi smakują jakieś upieczone kawałeczki. Myślę sobie: korzonki, warzywo. Dopiero gdy dobrze sie przyjrzałem… SZARAŃCZA! Skonsumowałem więc proteinę z dodatkiem adrenaliny. Nie powiem, jadłem już żaby, ślimaki i węża w kawałeczkach. Ale żeby z zoologii wejść w entomologię? Tego się nie spodziewałem. Jak tylko wrócę do domu to przestawię się na ryż i zielsko.  Zapomniałem Wam powiedzieć, że posługiwałem się pałeczkami przy jedzeniu. Efekt był widoczny wszystkim i wszędzie – na mojej koszuli!

 

Jak w saunie

W HANOI nie za bardzo udało mi się skosztować, wycieczek do centrum. Owszem od supermarketu do innego miejsca gdzie była klimatyzacja. Przytłaczające widoki. W upalnym słońcu i przy wilgotności 95 % chodziło się jak w saunie tylko w ubraniu.

 

Wietnam rozwija się dynamicznie, mimo, że widoczna jest wszechobecna bieda to jeździ sporo luksusowych aut, które parkują później gdzieś pod czymś co przypomina szopę lub wiatę a jest to mieszkanie.

Skuterowcy

 

 

Ale nie generalizujmy. Są też piękne posiadłości, ale otoczone śmieciami.

 

 

ŚMIECI…

…to problem dzisiejszej Azji. Widziałem już brudy Indonezji, Filipin, Indii oraz niektórych miejsc w azjatyckiej i europejskiej częsci kontynentów.

To co zobaczylem w Wietnamie to „perełka” śmieciarstwa. One są wszędzie, na ulicach. W rowach przy drodze (nawet zużyte sprzęty agd i meble), wzdłuż ulic w miastach, przed tanimi hotelami, restauracjami. Prawdziwe ich góry napotykałem przy miejscach handlu publicznego. One będą towarzyszyć mi w podróżach, wierne jak pies różnej rasy i różnego pochodzenia.

 

KARAOKE…

…jest rownież wszędzie. Idąc na jakies tam zakupy z daleka słyszę bardzo głośną imprezę. Chwilkę później imprezuję z autochtonami. Ktoś ma tam urodziny. Babcia, strasznie stara 😉  Później się okazało, że młodsza ode mnie o dychę.  Jakież było zdziwienie, że ja w starczym wieku i piję z nimi sake (wódkę ryżową), nalewaną do kieliszka z kanistra (nie pytałem po czym). Odstawiłem kieliszek i wziąłem sobie szklankę. Popłoch i zdumienie – dobra była ta sake. No i skoro się wypiło trzeba było coś zaśpiewać dla babci.  Znane nasze polskie karaoke – „100 lat, 100 lat…”.  Zaśpiewałem. Poszło w eter na kilka sąsiednich ulic. Dobrze, że tylko jedną zwrotkę.  Przy drugiej zadziałała sake.  Pomogli mi trafić do hotelu.  Jaki to gościnny i uczynny naród! Pokochałem od razu Wietnam.

 

Lubię tych ludzi…

…gdzie mimo biedy są jeszcze takie ustrojstwa jak gościnność i bezinteresowność. Dzisiaj rano w hotelu klasa robotnicza w osobach trzech sprzątaczek zaprosiła mnie na śniadanie. Jakaś kuchnio-sprzętownia, stół.


Postawiono mi miskę ryżu, smażone jajka i oczywiście jakieś chwasty. Tym razem anyżowe (jeszcze mi się odbija). Szanuję lud pracujący. Dlatego ja z kraju kapitalistycznego podziękowałem za zaproszenie i uściskałem na do widzenia.

 

WIETNAM

…ustrój komunistyczny. Wszędzie widoczny sierp i młot.

Waluta DONG WIETNAMSKI – 100 000 Dongow to okolo 16 PLN  – wyobraźcie sobie jak to miło czuć się multimilionerem, gdy wymieniłem ileś tam euro…

 

Supermarket, ceny produktów, polskie jabłka po 8 PLN kilo, ziemniaki 4,50 kg

 

Populacja około 100 mln, stolica HANOI, największe miasto SAJGON – inaczej HO CHI MINH (ponad 3,6 mln). Język wietnamski urzędowy. Angielskim operuje już dość czytelnie ta młodsza generacja. Pozostałości kolonialne po Francuzach i obywatelach USA. Obszar kraju to 331 210 km kw, długość wszystkich granic 4639 km.

 

Budynek Komitetu Obywatelskiego Partii w Sajgonie

Wietnam to wielokulturowość podyktowana historią. Wczesne wpływy chińskie, później kolonializm francuski ukształtowały buddyzm, katolicyzm, ale obecnie w kraju są też meczety i synagogi. Bardzo dużo kościołów katolickich, ale też niemal przed każdym domem coś w rodzaju buddyjskiej formy „kapliczki”.

 

Bogata i tragiczna jest historia Wietnamu. Jej owocem obecny system republiki socjalistycznej kierowanej przez partie komunistyczna. Pomijając system ustrojowy – WIETNAM, jak koło zamachowe nabiera rozpędu dynamizując gospodarkę i oświatę połączona z kulturowym jestestwem Azji. Bardzo potrzebny jest program w oświacie traktujący EKOLOGIĘ I JEJ WDRAŻANIE. Będą sortować śmieci i szanować przyrodę.

Wietnamska ulica

 

 

Kierunek Sajgon

W weekend pojechałem autobusem na drugi koniec kraju. Do Sajgonu, jakieś 1600 km. Mówisz i masz. Autokar sypialny tak wygodny, że gdy po 36 godzinach „jazdy” wyszedłem na wolność.

Toalety na trasie z Hanoi do Sajgonu

 

W lustrze zobaczyłem paragraf – TO JA!!! Wybrałem na bookingu hotel. Cena przyzwoita, opis i fotki super. Zainstalowałem się tam, przechodząc szerokim na 70 cm przejściem między budynkami modląc się aby na przeciw nie wyszedł podobny grubas jak ja… Nie wyszedł. Czysty hotel jak cholera. Przy wejściu zdejmuję obuwie i zakładam firmowe klapki.  Pokój w białych kafelkach, sterylnie czysto, aż się nieswojo poczułem.

 

Czerwone latarnie

Wieczorem wyszedłem na patrol.  Luuudzie, mój hotel w dzielnicy burdelowej!!! Ulice pełne „towaru” i kupców z całego świata. Ulica nazywa się BUY VIEN. To taka paryska St.Denis, hamburska St.Pauli lub tajlandzka Bangla w Phuket.

Dyskoteki, puby, bary. Wszędzie muza na full i co kilka kroków oczywiście salony masażu, gdzie panienki widząc tak dużo ciała wołały dłłuuugo za mną: MASAAŻ, MAAASAAŻ…   Nie uległem pokusie, odganiając te najbardziej natrętne.

 

 

Skarpetą w  moskity

Wietnam to rownież słynna rzeka MEKONG i oczywiście zjadliwe, natarczywe bestie – Moskity. Znalazłem na nie sposób. Zostawiałem przed łóżkiem moje schodzone i wypocone skarpetki. Te stojąc na baczność pilnowały małych drani swym chanelowskim zapachem. Nie powiem, szybko zasypiałem.

Stare Miasto Sajgonu jest przepiękne. Mnóstwo obiektów zabytkowych z różnych epok i reprezentujących ich styli. Wille, pałace, kamienice. Wynajęto dla ambasad, dużych korporacji finansowych lub przeznaczono na budynki rządowe.

 

Typowa wietnamska architektura współczesna, budynki bardzo wąskie i wysokie

 

Jest godzina 7:00, w Polsce tymczasem 2:00 w nocy. Wezwałem taksówkę. Jakoś słaby ten mój angielski.  Przyjechała taxi w postaci skutera z zielonym ludzikiem. No nie całkiem wszystko było zielone od skutera po odzież skuternogi. Podał mi kask i pojechało się. Było odjazdowo, aczkolwiek skuter mocno przysiadł gdy usiadłem. Za trzy kilometry jazdy zapłacilem równowartość 7 pln. Jeżeli będziecie w Wietnamie to polecam tą firmę. Nazywa się GRAB.  Solidni, nie oszukują i pełna kultura. Korzystałem oczywiście i z taksówek, gdy padało lub przesiadałem się na ryksze czy też do popularnego tuk-tuka.

 

Kawka

Sajgon stał się dla mnie miastem wielu atrakcji kuchenno-obyczajowych oraz bazą wypadową do Kambodży o ktorej napisze w następnym odcinku Gazety Piastowskiej. Tymczasem jeszcze pożegnalna filiżanka bardzo dobrej wietnamskiej kawy na gorąco i dalej w drogę na lotnisko.  Czas wracać, ale jeszcze słówko o kawie. Wietnam jest po Brazylii drugim na świecie producentem kawy.  Oni serwują ją przeważnie na zimno z kostkami lodu i bardzo słodką. Ale kawę na gorąco zaserwowano mi w samolocie. Korzystałem i korzystam od kilku lat z linii lotniczych EMIRATES, ZASKAKUJE MNIE TYLKO TO, ŻE SZCZEGÓŁOWE KONTROLE NA LOTNISKU ELIMINUJĄ JAKIEKOLWIEK POSIADANIE ostrych przedmiotów, gdy tymczasem na pokładach EMIRATES podaje się lunch z metalowym nożem (ostrym), widelcem i łyżeczką.

 

Za ile?

Wycieczka INDYWIDUALNA eksploracyjna do SOCJALISTYCZNEJ REPUBLIKI WIETNAMU I KRÓLESTWA KAMBODŻY – 15 DNI: koszty poniesione za wszystko (przeloty samolotami, hotele, wyżywienie, zwiedzanie) około 4500 pln.

W muzeum w Hanoi

 

 

Bolesław  Bednarz

(tekst i zdjęcia)

Dynamika i rozwoj gospodarczy

8 Komentarze

  1. Panie Bolesławie i zazdroszczę i gratuluję tych wszystkich wypraw. Wietnam to dla mnie teren zupełnie nieznany, a tu proszę. Bardzo fajnie i lekko napisany artykuł z punktu widzenia turysty jakim i ja mógłbym być. Już mi jakoś trochę bliżej do tego wycinka Azji. Super…, ale że taksówki w postaci skuterów… no, no 🙂

  2. Fantastyczna relacja! Czyta się się jednym tchem. Serdeczne podziękowania dla autora za przybliżenie odległego kawałka świata w tak zabawny, ale obfitujący w ważne informacje turystyczne sposób.
    Pozdrowienia z Kujaw i Pomorza

  3. Redaktor Bednarz rzeczywiście przybliża każdy „egzotyczny” zakątek świata. I udowadnia, że dla chcącego nic trudnego. Nawet przy skromniejszych zarobkach można odłożyć na takie wyprawy raz w roku. Pozdrawiamy Czytelników!!!!

  4. Bardzo ciekawa relacja z podróży do Azji. Pozdrawiam Pana Bolesława który urodził się w tym samym roku, miesiącu i dniu co moja skromna osoba, lecz ponad tysiąc km od miejsca mego urodzenia.

    • Panie Bartku! Oczywiście ma Pan rację. Redaktor Bednarz obiecał Kambodżę, a tymczasem delegował się do Turcji i dziś przysłał tekst z „nadbosforskiej wyprawy” (opublikujemy jutro). Na szczęście obiecał, że już na pewno „zabiera się” za Kambodzę. Tak się zastanawiamy: cóż tam się wydarzyło, że red. Bednarz tak długo pracuje nad tekstem o tej części azjatyckiej wyprawy 😉

      Panie Bartku. Serdecznie pozdrawiamy i zapraszamy do stałej obecności na naszej stronie.

Odpowiedz na „BartekAnuluj odpowiedź

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię